Artykuły

Metafizyczne schronisko

Wyjątkowy, konsekwentny, wierny, oryginalny, osobny, metafizyczny, mistyczny... Dający rozrywkę, która nie jest tylko lekką przyjemnością, ale także - albo przede wszystkim - walką o duszę, walką o życie i śmierć. Taki jest zakopiański Teatr Witkacego, który w tym roku obchodzi 35. urodziny i zarazem 135. rocznicę urodzin swojego patrona - pisze Beata Zalot w Tygodniku Powszechnym.

4-dniowe obchody obfitowały w niemałej rangi wydarzenia artystyczne. Były okazją do pokazania najnowszych, premierowych spektakli, o których Tygodnik Podhalański pisał już kilka tygodni wcześniej. Wydarzeniem była na pewno unikatowa wystawa litografii Marca Chagalla. Były koncerty i czas na istotne rozmowy.

Urodzinowa publiczność obejrzała też jako pierwsza dokument Dominika Rakoczego "Dziuk". Trwający 2 godziny i 10 minut film był nie tylko możliwością poznania sylwetki twórcy i dyrektora Teatru Witkacego - Andrzeja Stanisława Dziuka [na zdjęciu] i jego filozofii, rozumienia sztuki, swojej misji. Film był także okazją do przypomnienia sobie dawnych spektakli, od lat już niegranych. Z łezką w oku niektórzy wracali do scen z danych spektakli - poruszającej "Sonaty B.", zapadającego w pamięć "Wielkiego Teatru Świata" czy dadaistycznego, innego od wszystkich spektakli "Cabaretu Voltaire".

"Nadal pragniemy być teatrem - schroniskiem dla "teatrałów", tj. wszystkich mających istotny związek ze sztuką. Witkacy, pisząc o teatrałach, miał na myśli nie tylko artystów, ale także widzów. Jeśli chcesz przeżyć coś prawdziwie ważnego, nie boisz się być sobą, nie wstydzisz się myśleć inaczej niż wszyscy wokół Ciebie - pragniesz uśmiechnąć się do siebie po raz pierwszy - to czekamy na Ciebie z filiżanką gorącej herbaty" - można było z okazji urodzin przeczytać na stronie internetowej Teatru Witkacego.

I właśnie słowo "widz" podczas tegorocznych Urodzin odmieniane było przez wszystkie przypadki. Mówił o nim sam Andrzej Dziuk, dziękując swojej widowni i podkreślając, że właśnie widz jest tu współtwórcą tworzonej sztuki. Mówili o tym bohaterowie premierowego dokumentu i sami goście w trakcie 4-dniowej imprezy.

Bo od przekroczenia progu widz w Teatrze Witkacego czuje się jak gość podejmowany w domu. Witany przez aktorów i dyrektora teatru, częstowany filiżanką herbaty, a potem już podczas samego spektaklu prowadzony tak, by nie być obojętnym, by nie popaść w łatwą przyjemność. By spektakl nas poruszył, zmienił, zmusił do odpowiedzi na niełatwe czasem pytania. By wywołał niepokój, nawet jeśli przyszliśmy po "rozrywkę" w noc sylwestrową (tak, tak, pamiętam taki spektakl, po którym już nie chciało się świętować nadejścia Nowego Roku). Bo - jak podkreślał sam Dziuk - nie chodzi o to, by spektakl się podobał, ale by widz mógł powiedzieć, że spektakl coś w nim zmienił.

Urodziny były - jak co roku - okazją do pokazania się lokalnych notabli, którzy mieli dużo do powiedzenia w świetle fleszy na temat roli Teatru Witkacego dla Zakopanego i regionu, choć na spektaklach ich trudno zobaczyć. Szkoda, bo może gdyby chodzili na sztuki Teatru Witkacego, to i nasza polityka lokalna byłaby inna. Dobrze, że niektórzy przynajmniej chcą wspomagać finansowo sztukę stojącą na przeciwnym biegunie niż muzyka Zenka Martyniuka. Radny wojewódzki Jan Piczura przywiózł od marszałka nie tylko życzenia, ale prezent - 35 tys. zł.

Ale byli i wierni bywalcy teatru, którzy nie dla fleszy i obowiązku, ale z prawdziwej miłości do "Bożych Szaleńców" przyjeżdżają od lat i oglądają każdy spektakl. W tym roku byli nie tylko goście z różnych stron Polski, ale i goście z Pragi, Budapesztu, Oslo. Był ogromny tort, lampka szampana, życzenia i wiele, wiele ciepłych słów dla teatru i jego dyrektora, porównywanego m.in. do Tadeusza Kantora z powodu wierności jednemu teatrowi, konsekwencji i wyrazistości.

Dla każdego z załogi Teatru Witkacego i dla wybranych gości były statuetki - piękne anioły autorstwa Janusza Wątora. Było wspomnienie tych, których już w zespole nie ma, choć "nie całkiem umarli" - śp. Ewy Berbeki, Jagi Siemaszko czy Marty Szmigielskiej.

Jest taki prezent, który miasto Zakopane i jego zacni rajcowie mogliby w końcu zrobić nie tylko Teatrowi Witkacego i jego publiczności, ale i samemu Witkacemu, dzięki któremu nasza "metafizyczna dziura" znana jest na wszystkich kontynentach. Może w końcu władza lokalna dojrzeje, by pod Tatrami pojawiła się choćby ulica Witkacego. Bo na razie żaden wyrazisty ślad w mieście tego wybitnego artysty nie ma nic wspólnego z zakopiańczykami, ale jest zasługą obcych. Tak mi się urodzinowo marzy...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji