Artykuły

Katowice. Jak teatry prywatne przetrwają w tych trudnych czasach?

Od ponad dwóch tygodni pozamykane są wszystkie instytucje kultury. Jak radzą sobie prywatne i niezależne teatry w Katowicach? Nie liczą na pomoc państwa, bo tej rzadko doświadczają.

"Nasz teatr znalazł się w trudnej sytuacji. Ważą się losy naszego istnienia także po pandemii, dlatego prosimy: nie rezygnujcie z biletów, przenieście je na inny termin. Tworzymy ten teatr dla Was, ale z potrzeby własnych serc. Bądźcie z nami w tej trudnej sytuacji. Decyzja każdego z Was pomoże nam przetrwać teraz i gdy kurz po pandemii już opadnie. Wierzymy, że tyloletni wysiłek tworzenia tego miejsca nie skończy w taki smutny sposób" - zaapelował kilka dni temu Teatr Żelazny w Katowicach-Piotrowicach. I przygotował specjalne vouchery kwotowe, które widzowie będą mogli zrealizować aż do końca roku, a może nawet dłużej.

Chcesz oglądać? Płać

Piotr Wiśniewski i jego żona Marta Marzęcka-Wiśniewska uruchomili teatr w internecie. Płatny, ale niedrogi. - Stworzyliśmy platformę, na której można oglądać nasze spektakle. Opłaty oczywiście są tańsze niż ceny biletów na spektakle grane na żywo. Nie mamy wyjścia, musimy zarabiać. Będziemy więc zabawiać widzów na odległość - komentuje Piotr Wiśniewski, założyciel i dyrektor Teatru Żelaznego. - Wykorzystujemy też ten dziwny czas na pracę. Przygotowujemy nową premierę, która być może za kilka tygodni będzie już gotowa - dodaje.

Żelazny zamknął drzwi przed wirusem jako jeden z ostatnich teatrów - w czwartek 12 marca wieczorem. - Szkoda, że tak się stało, ale co począć - nie mamy na tę sytuację wpływu. Już tak mam, że szukam pozytywów w każdej sytuacji. I ją wykorzystuję. No i nie trwonię czasu na szukanie pomocy, bo wiem, że raczej jej nie otrzymam. Poza tym, mam pozateatralny biznes, o który też muszę dbać.

W najbardziej niekomfortowej sytuacji są aktorzy. Cierpią, nie mają co robić, nie mają pieniędzy. Są u nas zatrudniani na umowę o dzieło, więc gdy nie pracują, to nie zarabiają.

Inni pracownicy - biurowi i techniczni - mają etaty, więc im trzeba wypłacić wypłaty, zapłacić ZUS. Do tego dochodzi czynsz, podatki, koszty reklam. Zwykle mieliśmy na to pieniądze z działalności teatru. Miesięcznie graliśmy od 40 do 50 spektakli. To spokojnie wystarczało - przy pełnych widowniach - na utrzymanie naszej sceny - mówi.

Wszystkich dotyka ta sytuacja

12 marca zamknęły się też teatry Korez i Old Timers Garage. - Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy. Nikt nie będzie się roztkliwiał nad losem teatrów prywatnych. Te, które były pod skrzydłami i opieką władz, przetrwają, inne po prostu znikną. Ale "przyroda" nie lubi pustki, więc na pewno pojawią się kolejni szaleńcy, którzy zaczną w tym obszarze działać - komentuje sytuację w prywatnych instytucjach kultury Adam Grządziel, właściciel klubu i teatru Old Timers Garage w Katowicach-Piotrowicach.

On sam jest właśnie jednym z tych szaleńców, którzy założyli teatr i klub muzyczny w jednym. Można było w nim zarówno słuchać koncertów, jak i oglądać spektakle, głównie komedie. Początkowo, tj. w okolicach 10 marca, kiedy marszałek województwa śląskiego zamknął wszystkie instytucje kultury, a władze nakłaniały do odwoływania imprez masowych, katowicki teatr apelował, że pozostaje otwarty, bo przecież nie organizuje masowych wydarzeń. Ale w końcu zamknął podwoje jak pozostałe nieliczne miejsca (w piątek 13 marca zamknięte zostały restauracje, kluby i galerie handlowe, co zarządził premier w całej Polsce). I co teraz?

- Nie liczę na jakąkolwiek pomoc, tym bardziej że nigdy jej nie było, a wręcz przeciwnie - starano się wszystko utrudniać. Nikt nie wie, co będzie, nikt też - będąc przy zdrowych zmysłach - nic nie będzie planował. Zasady ekonomii są jednak bezwzględne. Z tym wszystkim się godzę.

Jestem przerażony sytuacją artystów. Oni zostali bez jakiegokolwiek wsparcia. Zresztą tak jak my wszyscy, bo pakiet interwencyjny rządu jest śmieszny.

Raczej jest bliższy strategii firmy dającej pożyczki niż rządu, który chce ocalić ludzi i rynek. Zostaliśmy sami. Musimy liczyć tylko na siebie i pogodzić się z tym, że wszystkich nas dotyka ta sytuacja. Jedyne wyjście to być razem i nie dać się podzielić. Skala zniszczeń w obszarze kultury - i nie tylko - będzie ogromna. Ale wszystko kiedyś wróci na swoje tory, bo tego nas uczy historia. Jak wyciągniemy z tej sytuacji wnioski, to przetrwamy, a kultura sama się odrodzi, choć być może w zupełnie innym kształcie - dodaje Grządziel.

Chłopski naród obejdzie się bez nas

W Teatrze Korez, najstarszym prywatnym teatrze w regionie, miał być wkrótce obchodzony jubileusz 30-lecia jego powstania. W planach był benefis i powrót na afisz już mniej granych spektakli. I co będzie?

- Nic nie będzie. Wszystko jest zamknięte, więc Korez też zamknięty. Ciekawe, co na to minister kultury. Jak nam pomoże? Na razie tylko gada bzdury - ironizuje Mirosław Neinert.

- Niech zwolnią nas z płacenia podatków i składek na ZUS, to wtedy trochę nam pomogą. Na razie ogarnia mnie pusty śmiech, bo państwo nic nie robi, by nam pomóc.

Sądzę, że nie pomoże wcale. Jeśli już, to tylko swoim teatrom, a innym nie. Nie mam żadnych złudzeń co do tego. Artystów ma się w tym kraju w głębokim poważaniu. Chłopski naród obejdzie się bez nas - gorzko podsumowuje sytuację Neinert. Liczy jednak, że może chociaż miasto Katowice zwolni instytucje takie jak Korez z płacenia czynszu na jakiś czas.

- Widzowie oczywiście nas wspierają. Piszą, dzwonią, mówią ciepłe słowa, reagują na nasze posty na Facebooku, gdzie aktualnie publikujemy rozmowy z naszymi aktorami z okazji 30 lat pracy Korezu. Najbardziej jest nam żal właśnie naszych widzów. Ale nie będziemy umilać im czasu żadnymi streamingami. Po pierwsze - lepiej się w tych czasach nie spotykać na próbach, a po drugie - jakość takich nagrań może być kiepska. Najważniejsze jest bezpieczeństwo ludzi. Tak więc nic nie robimy, aktorzy i pracownicy chodzą smutni. Dodatkowo ważą się też losy Letniego Ogrodu Teatralnego, nie wiadomo, czy się odbędzie - dodaje szef Korezu.

Jak głęboko sięgnie trauma społeczna?

Kasy Teatru Gry i Ludzie w Dąbrówce Małej od 12 marca nie zasila żaden przychód. - Będzie tak prawdopodobnie do lipca lub września. W okresie wakacyjnym może zagramy jakieś przedstawienia w plenerze, ale czy na pewno - trudno w tej chwili powiedzieć. Zakładamy, że nasza działalność zacznie wracać na właściwe tory dopiero we wrześniu. Lecz tutaj też mamy wielką niewiadomą. Nie wiemy, jak głęboka będzie recesja i jak głęboko sięgnie trauma społeczna po obecnej katastrofie - wyrokuje Michał Piotrowski, dyrektor teatru.

Teatr Gry i Ludzie jest stowarzyszeniem, więc działa głównie na bazie dotacji, wpływów ze sprzedaży biletów i pieniędzy zarobionych podczas spektakli wyjazdowych.

- Nasz średni budżet miesięczny oscylował w okolicach 40-50 tys. zł. Natomiast żeby przetrwać, potrzebujemy 10-12 tys. miesięcznie przez najbliższe pół roku.

Przetrwać, to znaczy: zapłacić rachunki za siedzibę i prowadzić działania zmierzające do odbudowy potencjału organizacji. Bez tych pieniędzy nasze zawieszenie działalności szybko przekształcić się może w jej likwidację po 23 latach funkcjonowania w Katowicach. Podliczyliśmy, że wszystkie utracone lub przełożone z powodu epidemii zakontraktowane spektakle z najbliższych miesięcy dają kwotę około 100 tys. zł. Część z tych pieniędzy uda się odzyskać, realizując kontrakty w późniejszym terminie. Jednakże to, rzecz jasna, przerywa ciągłość pracy - wyjaśnia Piotrowski.

W teatrze są cztery osoby, które utrzymują się jedynie z pracy w Teatrze Gry i Ludzie, reszta jest tam zatrudniona na umowy-zlecenia i o dzieło, a ich pierwszym źródłem utrzymania jest praca w teatrach państwowych lub w innym zawodzie. Ogólna sytuacja wszystkich jest więc bardzo nieciekawa.

Czy teatry będą zawieszone aż do września?

Andrzej Dopierała, który przy 3 Maja w Katowicach prowadzi Teatr Bez Sceny, też nie jest optymistą. Nie wierzy, że szybko uporamy się z wirusem. - Tempo, w jakim rozwija się u nas epidemia i skala jej nasilenia w Europie i na świecie to - optymistycznie rzecz biorąc - nie tylko dla mojego teatru - perspektywa niegrania i zawieszenia realizacji spektakli, przynajmniej do września. To będzie czas próby. Od tego, czy wesprze nas rząd, samorząd miasta Katowice, czy wreszcie nasi widzowie, zależeć będzie to czy przetrwamy - mówi.

Teatr Bez Sceny to teatr bardzo kameralny. Sala mieści 40 widzów. Najdroższy bilet kosztuje 50 zł. Jeśli sala jest pełna, może przynieść ok. 2000 zł brutto. Realnie teatr osiąga średnio 1 200 zł za jedno przedstawienie. Przychód taki jest opodatkowany, trzeba od niego zapłacić prawa autorskie. Zatem ok. 1 000 zł można przeznaczyć na honoraria aktorów i dla dwóch osób z obsługi. Ponadto trzeba zapłacić za prąd, wodę, środki czystości i czynsz, opłacany regularnie - również w wakacyjne miesiące, kiedy teatr nie gra.

Sytuacja jest tym bardziej bolesna, że epidemia, spadła na Teatr Bez Sceny w momencie, kiedy wreszcie zaczął osiągać nie tylko satysfakcję artystyczną, ale i jakieś zyski finansowe jako teatr.

- Uruchomienie sprzedaży internetowej zaowocowało napływem nowych widzów, którzy byli zachwyceni doborem repertuaru, poziomem wykonania i unikatową atmosfera miejsca które stworzyliśmy. Widzów, którzy wracali na następne przedstawienia i przyprowadzali swoich przyjaciół i rodziny. To wreszcie zaczynało działać! Teraz odwołaliśmy spektakle w siedzibie, wszystkie wyjazdy - nie mamy pracy, a co za tym idzie - dochodów - dodaje Dopierała.

Jakiego wsparcia szef Teatru Bez Sceny oczekiwałby od włodarzy miasta? - Myślę, że lokalnie, dobrze byłoby, żeby miasto Katowice zrezygnowało na czas epidemii z pobierania czynszu od Siedziby Stowarzyszenia FAMI.LOCK przy ulicy 3 Maja 11 gdzie mieści się również Siedziba teatru. To byłaby realna pomoc. To dałoby szansę na przetrwanie. Stowarzyszenie FAMI.LOCK i Teatr Bez Sceny to jedno. To praca tych samych ludzi. Ocalałoby miejsce, które wielkim nakładem pracy i własnych środków stworzyliśmy od zera - myśli.

I dodaje: - Może środki, które były przeznaczone na TEATROGRANTY Miasta Ogrodów można przekazać teatrom nieinstytucjonalnym poza konkursem? Żeby przetrwały. Jeżeli jednak, trzeba będzie co miesiąc opłacać czynsz (nawet "zawieszony" na jakiś czas) to przy braku jakichkolwiek możliwości zarobkowania, powstaną zaległości nie do odrobienia - podsumowuje Andrzej Dopierała.

- Chętnie przyjmiemy każdą pomoc i będziemy za nią wdzięczni. Rozliczymy każdą złotówkę. Jeśli nasi widzowie mają jakieś pomysły - apeluje. Bez wsparcia ze strony widzów i władz może przestać istnieć i Teatr Bez Sceny, i stowarzyszenie FAMI.LOCK, które prowadzi Miejskie Programy Społeczne dla osób starszych (m.in. Program Aktywny Senior +).

---

Na zdjęciu: próba "Oświadczyn" w Teatrze Korez

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji