Artykuły

Impromptu a la Shakespeare

Zapowiadana od dłuższego czasu premiera "Ryszarda III" w teatrze Ateneum została niestety odłożona z powodu choroby Jacka Woszczerowicza. Przedstawienie pierwszej części "Króla Henryka IV" jest więc pozycją zastępczą, przygotowaną w krótkim stosunkowo czasie. Pozostawia też wrażenie improwizacji, choć Aleksander Bardini powtarza z innym zespołem aktorskim swoją inscenizację łódzką, a rolę Falstaffa gra i tu Stanisław Łapiński.

Realizacja sceniczna "kronik" Szekspira należy do wyjątkowo trudnych zadań. Trudno uniknąć zagmatwania i nużących dłużyzn. Ale jednocześnie stwierdzić trzeba, że w tych "scenach historycznych" tkwią propozycje bliskie epickim tendencjom współczesnego teatru. Myślę przede wszystkim o stylu brechtowskim, którym inspirował się niedawno młody i utalentowany reżyser francuski Roger Planchon, wystawiając z ogromnym powodzeniem "Henryka IV".

Przez dokonanie zręcznych cięć udało się Planchonowi skomponować widowisko, w którym skomplikowana historia rokoszu rodziny Fercy'ch posłużyła jako punkt wyjścia do przedstawienia uogólnionego obrazu społecznych i politycznych przemian w piętnastowiecznej Anglii. W ujęciu Bardiniego można odczytać także pewne ślady nawiązania do poetyki Brechta. Nie tylko w uproszczonej scenografii Wojciecha Siecińskiego, który operuje spokrewnionymi z berlińską "Matką Courage" emblematami, lecz również w dążeniu do plastycznego eksponowania grup społecznych. Wysiłek Bardiniego zasługuje na pewno na uwagę jako pionierski u nas krok w kierunku znalezienia nowej formuły dla współczesnej realizacji rzadko w Polsce grywanych "kronik"; jako próba zespolenia kronikarskiej relacji historycznej i charakterystyki typów ludzkich, którymi Szekspir obficie zaludnił te utwory.

W całości jednak spektakl wydaje się zaledwie szkicem, który wymagałby jeszcze wielu pracowitych zabiegów. Nie jest on dostatecznie "zorkiestrowany". Ciągnie się bez końca, choć trwa zaledwie trzy godziny. Nużą grane w zbyt wolnym tempie sceny przedstawiające intrygi i spory wielmożów, przeładowane coraz to nowymi nazwiskami i epizodami historycznymi, które plączą się w głowie widza. Aktorzy wykazują za mało umiejętności i doświadczenia, by mogli stworzyć pełne, wyraziste i przykuwające uwagę postaci szekspirowskie. Wyjątkiem jest Stanisław Łapiński w roli Falstaffa. Ta figura naprawdę żyje. Łapiński z werwą komiczną "wchodzi w skórę" słynnego pijaczyny, łgarza i tchórza, prezentując dobre rzemiosło aktorskie, poczucie humoru w błazenadzie i umiejętność utrzymania postaci humorystycznej w granicach stylizowanej umowności. Jego Falstaff jest postacią na wskroś szekspirowską. Narzuca się wyobraźni jako prototyp tylu późniejszych postaci literackich, choćby wspomnieć sienkiewiczowskiego Zagłobę.

Ale Łapiński jest solistą, co razi w tym właśnie ujęciu inscenizacyjnym, którego ogólna kompozycja nie świadczy bynajmniej o zamiarze transponowania "Henryka IV" na komedię, jak to uczynił swego czasu Ordyński w Teatrze Polskim. Henryk Boukołowski należy niewątpliwie do utalentowanych aktorów młodego pokolenia. Zauważyłam wszakże pewną nonszalancję w jego stosunku do kreowanych postaci, zbyt wielką chyba żywiołowość i zaufanie do wrodzonych możliwości, za mało rzetelnej pracy nad rolą i chęci wzbogacenia zasobu środków aktorskich. Grozi mu niebezpieczna maniera, której sygnały niepokoją już w roli Henryka. Książę Walii w interpretacji Boukołowskiego jest niesfornym rozbrykanym chłopcem z warszawskiej "Stodoły", a nie pełnym młodzieńczej fantazji i pogody szekspirowskim synem królewskim, który w drugiej części spektaklu przekształca się w bohatera narodowego. Właśnie owych cech bohaterskich zabrakło Boukołowskiemu. Jego Henryk jest zbyt improwizowany. A rola to wyjątkowo trudna do zagrania, gdyż aktor musi intuicyjnie uzupełnić jej luki. Szekspir potraktował bowiem dość pobieżnie i bez psychologicznych uzasadnień przemianę swawolnego lekkoducha w działającego z poczuciem odpowiedzialności księcia - pod wpływem moralizatorskich perswazji ojca. Przekonywające wyrażenie tej ewolucji wymaga sumiennego przemyślenia i przeżycia roli: aktor musi tu być szczerze zaangażowany emocjonalnie.

Hugo Krzyski jako Król Henryk IV, jest raczej rezonerskim pastorem, a nie majestatycznym władcą o dużym autorytecie ojcowskim, zdolnym ujarzmić rozhukanego synalka. Trudno uwierzyć w buntownicze zrywy Hotspura, którego Józef Duriasz gra nad wyraz flegmatycznie. Dostojne sylwetki hrabiowskie rysują: Henryk Barwiński (Henryk Percy) i Józef Kostecki (Tomasz Percy), celebrując uroczyście sceny spiskowe, podobnie jak Stefan Śródka (Owen Glendover) i Sławomir Pietraszewski (Sir Ryszard Vernon). Z młodzieńczym temperamentem gra rolę Poinsa Marian Kociniak, żwawo rusza się też po scenie Roman Wilhelmi (Gadshili). Zabawną figurę Franusia stworzył Bronisław Pawlik. Wanda Koczewska (Lady Percy) i Barbara Pietkiewicz (Lady Mortimer) - piękne, ponętne i bardzo dzisiejsze żony szekspirowskich buntowników, efektownie reprezentują znaną z urody żeńską część zespołu Ateneum. Jako Pani Quickly Izabela Wilczyńska nadużywa krzyku. Razi to zresztą również w innych rolach tego spektaklu, w którym Szekspir nieczęsto dochodzi do głosu, choć przekład Gałczyńskiego - pomimo rażących anachronizmów - ma duże walory sceniczne i świadczy o wyczuciu dramatycznej tonacji oryginału.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji