Artykuły

W szemranych zaułkach Berlina

"Berlin Alexanderplatz" Alfreda Döblina w reż. Natalii Korczakowskiej w STUDIO Teatrgalerii w Warszawie, pokaz online. Pisze Aram Stern w Teatrze dla Wszystkich.

Jakże chciałoby się zresetować ten 2020 rok z powodu jego zawirusowania i podróżować choćby nad berlińską Szprewę, jak było to możliwe jeszcze dwa miesiące temu! Na to musimy jednak nieco poczekać... Kiedy znajdziemy się wreszcie w okolicach Alexanderplatz, nie trafimy tymczasem na robotnicze i groźne dzielnice biedoty, jakie w swej powieści "Berlin. Alexanderplatz" z 1929 roku realistycznie odmalował Alfred Döblin, lecz przede wszystkim na ogromne blokowiska, wstawione tutaj za rządów towarzysza Honeckera, zamieszkane przez wielopokoleniowe rodziny uchodźców. Na razie jednak, podczas domowej izolacji, pozostało nam przenieść się w klimat Berlina sprzed stu lat dzięki rejestracji spektaklu "Berlin. Alexanderplatz", wspaniale wyreżyserowanego na początku 2017 roku w Teatrze Studio przez Natalię Korczakowską.

Wśród wielu przedstawień, publikowanych przez teatry w sieci podczas pandemii, to zasługuje na szczególną uwagę. Reżyseria i montaż (Anu Czerwiński) oraz wręcz filmowe kadry, zarejestrowane przez aż pięcioosobowy zespół operatorów, pozwoliły widzom przed ekranami komputerów na prawie trzy godziny zanurzyć się w świat Berlina z czasów Republiki Weimarskiej i w równie dużym stopniu zrozumieć skomplikowaną strukturę adaptacji scenicznej powieści Döblina, poczynioną przez Korczakowską i dramaturga, Wojtka Zrałek-Kossakowskiego. Powieści konfrontowanej często z "Ulissesem" Jamesa Joyce'a, wieloaspektowej układanki obrazującej nieprawdopodobny chaos panujący w ogromnym mieście, nad którym złowrogo krążył rodzący się faszyzm.

Natalia Korczakowska traktuje w swym spektaklu ówczesny Berlin jako stan zderzenia idei awangardowych i wolnościowych w kontrze do coraz mocniej uzewnętrzniającego się nacjonalizmu. Przestrzega wyraźnie przed odradzaniem się i wcielaniem w czyn idei skrajnej prawicy nie tylko we współczesnych Niemczech. Koncepcji przyciągającej jak lep na muchy, kompletnie odartych z umysłowości osobników pokroju głównego bohatera spektaklu - Franza Biberkopfa, robotnika, alfonsa i mordercy, któremu myślowa transmutacja pozwala najpierw zło odrzucać, by kolejno się w nim pogrążyć. Znakomity w tej roli Bartosz Porczyk wydaje się grać Biberkopfa "cząstkowo", w jednej drugiej swych ekspresyjnych warunków aktorskich, które reżyserka przekłada w jego muskularne ciało. Tors i mózg, "rzeźbione" przez krążące wokół bohatera typy spod ciemnej gwiazdy, kreowane znów przerysowanymi środkami, zupełnie jak w międzywojennym kinie, kokietują widzów na widowni i dzięki obecnym tuż przy nich operatorom - także tych przed ekranami.

Kreacje Haliny Rasiakówny w roli Pumsa, bosa mafii trzymającego w garści cały berliński półświatek, i Krzysztofa Zarzeckiego w roli Reinholda (może ktoś jeszcze pamięta, jak przed dekadą otrzymał w Toruniu na MFT "Kontakt", nagrodę dla najlepszego młodego twórcy Festiwalu, za główną rolę w przedstawieniu "Werter" w reżyserii Michała Borczucha?), agresywnie bełkoczącego i ciężkiego jak oddziały SA maszerujące pod Bramą Brandenburską czy dla przeciwwagi libertyńskiego faszysty Marcina Bosaka - to bez wątpienia majstersztyki aktorskie! Wokół całego tak brutalnego światka krążą satelity finezyjno-nieobyczajne: Lina / Fraenze / Cilly / Trude / Wielka Babilionia - Robert Wasiewicza ("Nie jestem kurwą, jestem artystką nastrojową!"), demonstrujący w kolejnych wejściach coraz to bardziej papuzie kobiece inkarnacje, oraz świetna Anna Paruszyńska w roli Mieze, łącząca zepsucie dziwki z dziewczęcą wstydliwością. Obie postaci w teatralny makrokosmos przekalkowują obrazy filmowe, znane choćby ze "Zmierzchu bogów" Luchino Viscontiego czy filmu "Hannusen" Istvána Szabó. Korczakowska w swym niezwykłym koncepcie poszła jeszcze głębiej w stronę X Muzy, przewrotnie wprowadzając figury dwojga aniołów: Terah (Katarzyna Warnke) i Saruga (Tomasz Nosiński), towarzyszących Biberkopfowi w jego zmaganiach z sobą. Choć ich zupełnie nie przypominają, to nasze skojarzenia zmierzać mogą w również w stronę werterowskich aniołów z "Nieba nad Berlinem" Wima Wendersa.

Takich "smaczków" w nieco za długim i pełnym repetycji spektaklu Korczakowskiej jest więcej, ale pod znakiem zapytania na pewno nie można postawić niezwykle umiejętnego stworzenia nastroju Berlina sprzed wieku tonami nacechowanymi sporym rozmachem w swoim szaroburym kolorycie (scenografia Anna Met, kostiumy Marek Adamski), spod którego ostatnimi siłami próbują wydostawać się barwne ptaki, pięknie śpiewające (muzyka Marcin Lenarczyk i Bartłomiej Tyciński). Oby tylko nas sto lat później nie spotkał los zejścia do podziemi w szemrane zaułki...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji