Artykuły

Dziady przegranych

"Towiańczycy" Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina zdają się krążyć na szczątkach niepowstałej "Nie-boskiej" Olivera Frljicia, w kręgu jego tematów i inspiracji - pisze Joanna Jopek w dwutygodnik.com.

Sprawę listopadowych zajść w Starym Teatrze, "skandalu" i tego, co wolno, a czego nie wolno na narodowej scenie, w "Towiańczykach" podnosi się na samym wejściu, bez zbędnych celebracji, pretensji czy kokieterii. Zwyczajową, a niedawno zmodyfikowaną formułę przed spektaklem ("osoby zakłócające przebieg przedstawienia zostaną wyproszone") wygłasza nonszalancko nagi aktor Starego, Krzysztof Zarzecki - Towiański wyłaniający się spośród foteli widowni. W geście tym spotykają się trzy perspektywy, które wyznaczają pole operacji przeprowadzanej przez "Towiańczyków": wpierw scena narodowa, później teatralna instytucja, wreszcie: rubieże historii i reprezentacji romantyzmu, pole, na którym włada persona non grata, Andrzej Towiański.

Jest to bowiem spektakl ogromnie rozgadany, dialogujący - na pierwszym froncie - z aktualnym klimatem ogólnonarodowym; nie tylko nigdy niekończącej się dyskusji o dziedzictwie romantyzmu, ale i doraźnego, poniekąd instytucjonalnego, zakładania rozrusznika jego sercu - wszak to sezon czterech premier "Dziadów". Na drugim, zbliżonym froncie - dyskusja na temat powinności, historii i kondycji samego Starego Teatru: spektakl Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina zdaje się powstawać na szczątkach niepowstałej "Nie-boskiej" Frljicia, obraca się w kręgu jego tematów i inspiracji: odsłania antysemickie tropy w romantycznej tradycji, ze swadą odpowiada na "Polski teatr Zagłady" Grzegorza Niziołka, ironicznie przywołuje legendarne wystawienie "Dziadów" Swinarskiego. Najskromniejsze, niestety, pole pozostaje dla tematu wyjściowego: wstydliwych rubieży romantycznej historii, czyli sprawy i sekty Towiańskiego.

sprawa (się rypła)

Obecność Towiańskiego w biografii Mickiewicza wielu wczesnych badaczy uważało za wielką skazę, rzecz wstydliwą, może symptom szaleństwa; całą sumienną robotę brązowników w spektaklu Rubina reprezentuje zawzięcie polerujący czwartą ścianę syn wieszcza, Władysław (Bogdan Brzyski). Nie o Mickiewicza jednak tu chodzi. Towiański Zarzeckiego już na wejściu mówi: "jestem ekskrementem" i w tym odsłonięciu zawiera się ciekawa perspektywa rewizji antropologicznej romantyzmu. W fantazji historycznej Janiczak Towiański to apostoł swoiście rozumianej dobrej nowiny: błędu, skazy, wstydu, ekskrementu, fizjologii, rozstrojenia jako miary - a nawet fundamentu? - człowieczeństwa. Niesione przez niego Słowo zawiera się w uniwersalnym i bardzo ludzkim rozgrzeszeniu: "robaki w trumnie wszystko nam wybaczą, każdy smrodek". Materializm - tak, nie jest to jednak wezwanie nihilistyczne; Towiański zna także wagę Czynu - a przede wszystkim wielką i mamiącą moc jego pragnienia, karmionego resentymentem przegranego. W niejasnej "sprawie", dla której zawiązuje się Koło wśród emigrantów polskich, Towiański żeruje na ogólnej potrzebie sprawczości - to opium dla czekających, niechcianych, odzianych w ubrania z darów "królów chmur", wydziedziczonych emigrantów polskich w Paryżu.

Towiański-performer (mocna, bardzo samoświadoma obecność/rola Zarzeckiego), wraz ze swoją małżonką (Marta Ścisłowicz) otwierają postawione na scenie pudełko z uwięzionymi w nim nieudolnymi figurami - w ścianki wbite niezliczone noże, siekierki, nożyczki, zad konia zatrzymanego w cwale, w środku: rekwizyty romantyzmu w różnych historycznych reprezentacjach: od pianina, przez mały postument dla wieszcza po telewizor z "Panem Tadeuszem" na "polonia kanale". Romantyzm rozbrojony, ale ostrza tych wszystkich narzędzi zachowują jeszcze afektywną moc, ostrość w wygłosie, groźbę (świetna scenografia Mirka Kaczmarka).

Jeśli to wspólnota, to wspólnota defektów, jeśli dziady - to dziady nieudaczników; każda z postaci została ujęta w jednym sztychu: wiadomy wieszcz na absurdalnych koturnach (Roman Gancarczyk), znany tylko bibliotekarkom Goszczyński (Zygmunt Józefczak) męczony rozwolnieniem i polucjami, syn Władzio, skryty onanista, w płaczu za utraconym rajem czystości i dzieciństwa, Celina Mickiewicz (Katarzyna Krzanowska) w wianku pastereczki ("niechaj podbiegną młodzieńce, niech mnie pochwycą za ręce!"), nieco kiczowata femme fatale, Ksawera Deybel (Ewa Kaim) i - oczywiście - Gustaw, który nie chce być Konradem (Michał Majnicz), summa i zwieńczenie błędów ludzkości (na projekcji w tle efektowne złożenie katastrof i wypaczeń ostatniego stulecia - od grzyba atomowego po 9/11).

Ciekawe, że Janiczak i Rubin, tak zazwyczaj uważni względem niuansów i wstydliwych zakamarków biografii, obrazów i reprezentacji, wobec grupy tak złożonych - w swoich skazach, kompleksach, wstydach - postaci, puszczają je jakby bez konkretów i - paradoksalnie, bo wokół ciała się tu ciągle krąży - bez dramatycznego mięsa. Cały temat tej wykolejonej wspólnoty, o tak dużym potencjale detonującym, ucina grubą puentą efektowny finał, wprowadzający łatwe porozumienie: wszystkie męskie postaci, łącznie z Towiańskim, wraz z grupą pracowników technicznych obsługujących scenę, śpiewają i tańczą - w nieco niezgrabnym układzie choreograficznym - do "Hero" Iglesiasa. Tyle o wspólnocie.

egzorcyzmowanie śmiechem

Śmiech bywa jednak przez twórców wykorzystywany znacznie mniej niewinnie - i są to najciekawsze momenty spektaklu. Nośnikiem mniej przyjemnych emocji odbiorczych jest jedyna - obok Towiańskich - postać niezamknięta w jednowymiarowym obrazie, Ram Gerszon (Juliusz Chrząstowski). W "Towiańczykach", z jednej strony, Gerszon to postać ze społecznej komedii rodzajowej podręcznych stereotypów, w której typ Żyda określa zestaw batoników Prince Polo za pazuchą, wieczna gotowość do handlowania i interesu.

Z drugiej strony, Gerszon, który w "Towiańczykach" zna już dobrze losy swoich potomków, głosi nie tylko pochwałę śmiechu jak mocy chytrego superbohatera, która "nie daje cię na poczucie winy wyruchać", ale i mocy życiodajnej, siły przetrwania. Jeszcze - z chytrości - się śmiejemy; kiedy jednak pada pomysł, by wykupić obóz koncentracyjny i postawić tam burdel - powoli metafora "granic ekspresji", wokół której nieustannie krążą i postacie, i twórcy, traci na deklaratywności, a nabiera konkretu.

Najciekawsze są nie te momenty, w których - by "dodać ekspresji" - wystawia się widzów na bezpośredni, czasem niespodziewanie konfudujący kontakt z aktorami (takie operacje Janiczak i Rubin mają już opracowane do perfekcji, miejscami niebezpiecznie bliskiej recepty), ale także te, w których stajemy wobec najprostszych, konfudujących - bo wyjętych jakby z podręcznika savoir-vivre - pytań: czy to jeszcze śmieszne? I czy śmiać się wypada? Tak jest na przykład wtedy, gdy Gerszon, w lamencie za utraconym rajem zgodnego współbycia Polaków i Żydów sprzed II wojny, tańczy do śpiewanej przez Ksawerę "Koniugacji" Haliny Wyrodek ("ja minę / ty miniesz / on minie"). Z początku łatwy do rozpoznania kod ironiczny przedzierzga się w sytuację, w której śmiech na widowni milknie, a ciszę tę trudniej jest przyszpilić: czy to grzeczna zgoda na tę wątpliwą tezę? czy moc patosu? konfuzja?

Takich momentów jest jednak w "Towiańczykach" niewiele; Janiczak i Rubin pracują albo w skali mikrych mrugnięć okiem do widowni ("cały ten majdan!"), albo tak uniwersalnej, że giną w niej najciekawsze szczegóły. To, co pomiędzy - konkretna historia, ujęcie paryskich emigrantów jako kiczowatych wyznawców Towiańskiego, jego dziwna antropologia - niknie. Paradoksalnie także w spektaklu, który opowiada o sile wstydu i skazy, górę bierze dyskursywna sumienność i perfekcja maszyny teatralnej, z grande finale w puencie.

W jednym z rozlicznych żarcików wewnętrznych Władzio Mickiewicz wyskakuje przez "okno" - jak Rollison Swinarskiego wyskakiwał na plac Szczepański. "Towiańczycy" są jednak wystawiani na scenie na Starowiślnej: Władzio wypada więc nie przez okno, a przez drzwi. "Narodowa scena" jest gdzie indziej - zdają się mówić twórcy, stając celowo na jej marginesach. Problem w tym, że i egzorcyzmy odprawiane przez "Towiańczyków" - rozmienionych na wielość tematów - idą jakby bokiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji