Artykuły

Drużyna diamentu

Gdybym miała zwięźle podsumować ten spektakl jednym określeniem, byłoby nim "właściwość proporcji". Wszystko tu wydaje się być "w sam raz": ani imponująca scenografia nie przytłacza działań aktorów, ani aktorzy nie wychylają się za bardzo ze swoim kunsztem.

Teatr im. Bogusławskiego w Kaliszu przedstawia swój spektakl "Błękitny ptak" jako przeznaczony dla widzów w każdym wieku - tekst Maurice'a Maeterlincka opowiada o świecie dzieci, jego symbolizm można odczytywać w konwencji baśniowej. Mimo iż na widowni w premierowe popołudnie zasiedli w dużej części rodzice z małymi dziećmi, myślę że najlepszymi widzami tego spektaklu będą młodsze nastolatki, choć dorosłym jego oglądanie może też dać dużo przyjemności. Jest to po prostu spektakl dla wszystkich tych, którzy lubią dobry teatr.

Historia o dwójce rodzeństwa, które zostało zmuszone do wyruszenia na wyprawę przez świat w poszukiwaniu błękitnego ptaka, mogłaby być bajką albo też dramatem społecznym o niedoli dzieci. Reżyser spektaklu, Łukasz Zaleski (współpracujący z dramaturgiem Piotrem Podstawnym) wyczyścił go niemal w całości z tych wszystkich kwestii obecnych w dramacie Maeterlincka, które osadzały akcję w jakiejś rzeczywistości społecznej, a to także sprzyja odrealnieniu tego, co prezentowane jest na scenie. Na przykład widzimy głównych bohaterów, którzy obserwują, jak inni jedzą ciastka, ale sposób, w jaki to relacjonują, nie świadczy wcale o ich złej sytuacji materialnej - jest po prostu prezentowanym z fascynacją elementem świata, w jakim się istnieje, wyrazem ciekawości, pretekstem do zabawy i wzajemnych przepychanek Tyltyla (Łukasz Stawarczyk) i Mytyl (Maja Luxenberg). Zmienia to akcenty w spektaklu - jest to historia dzieci zmierzających w stronę dorastania, układania swojego świata, a nie uciekających od skrzeczącej rzeczywistości w krainę ułudy, snu, marzenia czy też w wewnętrzny świat.

Lecz owo odrealnienie nie przenosi spektaklu na poziom bajki dla najmłodszych (lub trochę starszych), gdzie "wszystko dobre, co się dobrze kończy", ale na inny poziom - czegoś pomiędzy imaginacyjną grą w poznawanie świata a dobrze skonstruowaną historią fantasy. Dzięki temu spektakl został wyciągnięty z trącącej lekko myszką estetyki symbolizmu i przeniesiony w teraźniejszość - wraz z jej ponowoczesno-performatywną estetyką, rytmami, sposobami obrazowania i językiem. Duża w tym zasługa zamówionego przez kaliski teatr nowego tłumaczenia dramatu Maeterlincka autorstwa Piotra Olkusza.Teksty, padające ze sceny, brzmią naturalnie i potoczyście dla współczesnego ucha, co jest oczywiście także zasługą aktorów. Sporo tu codziennego, odpoetyzowanego języka, trochę zabawy słowem - jak wtedy, kiedy Woda (Izabela Beń) tłumaczy się, że nie ma pieniędzy i trudno jej wyruszyć na wyprawę, bo jest spłukana. Wszystko to pozostaje na poziomie subtelniej zabawy i w żadnym momencie nie ześlizguje się w zgrywę, mającą wymusić śmiech u widzów. Zasługa leży tu zarówno po stronie tłumacza, jak i aktorów (którzy takie zabawne teksty rzucają jakby mimochodem) oraz reżysera, który sytuacje ich wypowiadania umieścił trochę "na stronie", tak że ich rolą jest raczej obramowywać poszczególne sytuacje sceniczne, niż przyciągać uwagę. Tak dzieje się np. w scenie zbierania się do wyprawy w świat, kiedy równocześnie plącze się ze sobą kilka narracji: tyrady chcącego uniemożliwić jej sukces Kota (Szymon Mysłakowski), rozwiązywanie krzyżówki i dopytywanie się, kiedy wreszcie przyjdą spóźnieni, oraz narzekania Wody. Mogące wywołać śmiech kwestie znajdują się tu na obrzeżach tego, co dzieje się na scenie, i to nie tylko dzięki temu, że wypowiadające je postacie stoją pod ścianami.

Pierwsza scena spektaklu jest przedostatnią sceną dramatu Maeterlincka. Na scenie widać coś, co może być dalekim echem jakiegoś szpitala: pod jedną ze ścian stoi wąskie zielone, jakby szpitalne łóżko, o przeciwległą ścianę oparta jest lampa, jaką oświetla się sale operacyjne, gdzieś w tle majaczy szpitalna szafka, jakie mają przy łóżkach pacjenci. To wrażenie potęgują stroje postaci, jakie pojawiają się w pierwszej scenie - mają na sobie pasiaste piżamy. Można więc odnieść wrażenie, że oto znaleźliśmy się w jakimś szpitalu, w którym przebywają osoby nie do końca rozpoznające rzeczywistość - taką, jaka wydaje się nam-widzom oczywista. Stąd pytania w rodzaju: "Co to zimno?", "A mama jest fajna?", które od razu pokazują, że to, co wydaje się "naturalne" i "oczywiste", staje się takie dopiero w trakcie zdobywania doświadczenia. Ta "szpitalność" scenografii skontrapunktowana jest ciemnymi ścianami, wielkimi czarnymi wrotami z blachy falistej, a także fragmentem "szklarni", w której intensywnie zielenieją rośliny, a nad którą wiszą podsychające gałęzie. W kolejnej scenie dojdą do tego jeszcze porozrzucane ciemnoszare śmieci, które zaburzają gładkość podłogi.

Napisałam, że w pierwszej scenie "znaleźliśmy się", ponieważ Mytyl pokazuje nas-widzów Tyltylowi jako tych, którzy się jeszcze nie narodzili i czekają na swoją kolej przyjścia na świat. My-widzowie, podobnie jak aktorzy pojawiający się w różnych częściach widowni, czekamy na przejście przez bramę Czasu i poznanie na nowo świata, który wcale taki oczywisty być nie musi. Bo co np. może nas wszystkich spotkać, jeśli przyjmiemy, że wszystko, co nas otacza, posiada swoją duszę, którą można wydobyć?

W tej przestrzeni rodzeństwo spotyka swojego braciszka, który się narodzi dopiero za rok. Przesunięcie tej sceny z końca na początek sprawia, że kolejne sceny spektaklu stają się historią o dorastaniu, o zbieraniu doświadczeń - dzieci wcześniej dostawały się do innych światów, ale chwilowo, jako goście, a na wielką wyprawę wyruszają dopiero, kiedy ich braciszek - tak jak zapowiedział w pierwszej scenie - umrze. Wyposażeni w doświadczenie straty oraz uzbrojeni w diament (tu przedstawiony za pomocą diamentowo świecącego kapelusza) mogący wywoływać dusze z przedmiotów i stworzeń, Tyltyl i Mytyl oraz duchy Psa, Kota, Wody, Chleba i Cukru wyruszają w drogę po błękitnego ptaka - przedmiot tyleż enigmatyczny, co posiadający moc dawania innym szczęścia. To pozwala umieścić Tyltyla i Mytyl oraz ich współtowarzyszy podróży w całym szeregu postaci kultury i opowieści o nich, które wyruszały na Poszukiwanie - od argonautów poczynając, przez drużynę króla Artura, na Tolkienowskiej drużynie Pierścienia kończąc.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji