Artykuły

Supraśl. Teatr Wierszalin gra na żywo

Po trzech miesiącach w sieci Teatr Wierszalin wreszcie gra w "realu". Póki co: w lipcu - plenerowo. W dwie soboty (11 i 18 lipca) ekipa pod wodzą Piotra Tomaszuka zaprasza do Supraśla na "Dziady - Noc Pierwszą". Zaś pod koniec lipca - na plenerową wersję spektaklu "Wierszalin. Reportaż o końcu świata".


Obok drewnianego budynku teatru w metafizycznym spektaklu dodatkowo grają okoliczności przyrody – rozgwieżdżone niebo, dźwięki natury, szumy. Na żywo rozbrzmiewa muzyka, a przed oczami widzów Gustaw mocuje się na umysły z Księdzem. Spektakl specjalnie został przesunięty na godz. 21, by właśnie w zapadającym zmierzchu wchodzić w niezwykłą aurę przedstawienia wyreżyserowanego przez Piotra Tomaszuka.


Plener i obostrzenia


Zespół Teatru Wierszalin przez ostatnie trzy miesiące dzielił się z widzami za darmo archiwalnymi spektaklami (czasem to były prawdziwe perełki sprzed kilku dekad). Wprowadził w życie też projekt edukacyjny dla młodzieży online. A teraz wreszcie powraca do grania „w realu”. To już spektakle płatne – bilety można kupować w kasie teatru lub na stronie: wierszalin.pl. Na jednym spektaklu zmieści się 50 osób, które oczywiście siedzą od siebie w odpowiedniej odległości. Obowiązują też inne obostrzenia: zasłanianie ust i nosa, dezynfekcja dłoni przed wejściem, podpisanie stosownego oświadczenia przed spektaklem, w którym widzowie deklarują, że – według swojej wiedzy nie są osobami zakażonymi, nie przebywają na kwarantannie lub pod nadzorem epidemiologicznym (oświadczenia dostępne na stronie teatru lub przed wejściem na teren teatru).


Szczegółowe informacje o regulaminie 


W razie niepogody spektakl zostanie zagrany w budynku teatru, a wtedy widzowie dostaną osobisty link do transmisji.


Spektakl „Dziady. Noc Pierwsza” w Teatrze Wierszalin zagrany zostanie 11 ( i 18 lipca, potem zespół zaprasza na przedstawienie „Wierszalin. Reportaż o końcu świata” (24-25 lipca).


Dziady. Noc Pierwsza


W metafizycznej przestrzeni Teatru Wierszalin przed oczami widza rozgrywa się przedziwne studium psychologiczne. Aż trudno uwierzyć, że napisano je prawie dwa wieki temu – „IV część Dziadów” (bo to ją przywołuje na scenę teatr) brzmi zaskakująco świeżo i współcześnie. Jak emocjonalny pojedynek, zapis szaleństwa w ibsenowskim stylu.


A przecież to zapis sprzed dwóch stuleci, operujący językiem romantyzmu, pięknym, lecz też specyficznym, niełatwym w odbiorze. A jednak w swej intensywności wyprzedza epokę. Co pokazuje też każda kolejna minuta wierszalińskiej inscenizacji mickiewiczowskiego arcydzieła – „Dziady. Noc Pierwsza". Adaptacja, choć wierna oryginałowi, przebiega tak, jakbyśmy słuchali opowieści współczesnego człowieka zanurzonego w rozpaczy – bez czasu, bez określonej historii, tu i teraz.


To przestrzeń uniwersalna, pomieści człowieka z przeszłości, pomieści z przyszłości. Różniłby może ich język, ale ból jest ten sam. Na tyle sugestywnie wyrażony, na tyle intensywny, że promieniuje ze sceny. A widownia słucha go tak, jakby słuchała żalu kogoś z bliskiego kręgu, kto miota się histerycznie, przeżywa, próbuje wykrzyczeć, wygadać złość i ból.


Ani żywy, ani martwy


„IV część Dziadów” traktowana jest często po macoszemu, nawet lekceważąco. Młodzieńczy dramat Mickiewicza o wizycie w domu Księdza jego dawnego ucznia, który chce przywrócenia obrzędu Dziadów, w recepcji teatralnej w kolejnych dziesięcioleciach spychany był zazwyczaj na bok przez panoramiczne historyczne „Dziady cz. III” czy „Dziady cz. II", prezentujące już sam rytuał przywoływania zmarłych. Tymczasem w Wierszalinie IV część Dziadów (w fantastycznej scenografii i z takąż muzyką) jest najważniejsza. Pulsuje od emocji, ma w sobie nerw i intensywność prawie że młodopolską, szkicowaną przez Mickiewicza wręcz malarsko. Dostrzegł to Piotr Tomaszuk, który właśnie tej części postanowił przywrócić właściwą pamięć. I wraz ze swoim zespołem przygotował wizyjne widowisko, które, choć w sumie pozbawione fabuły, będące bardziej strumieniem świadomości – ogląda się momentami jak thriller. Oto bowiem do chaty unickiego księdza (Dariusz Matys), otoczonego gromadką dzieci przybywa dziwna postać (Rafał Gąsowski). Odziana w poszarpany płaszcz pielgrzyma, a może eremity, za jakiś czas podróżny strój zrzuci, zostając w kubraku studenta. Jakby kompulsywnie pozbywał się też kolejnych warstw – bólu, własnej historii, którą chciałby odrzucić. Jest zraniony, rozgniewany, szaleńczo wyrzuca z siebie oskarżenia.


Tymczasem kolejne minuty pokazują, że nic nie jest takie, jakie się wydawało. Następuje odwrócenie proporcji. Szaleniec zbiera się w sobie i zaczyna mówić całkiem składnie. Ksiądz, wcześniej wydający się dobroduszną poczciwiną, okazuje się też mieć coś za uszami. Psychologiczny pojedynek, w którym na pierwszym planie była rozpacz przybysza, nieoczekiwanie zamienia się w oskarżenie księdza – jego racjonalności, pazerności i fałszu. Tomaszuk w swojej interpretacji rzeczywiście, jak wcześniej zapowiadał, wydobywa na wierzch – choć nie tak mocno – pewne kwestie delikatnie naszkicowane przez Mickiewicza. Nadaje im większy ciężar, przestawia nieco akcenty. Ksiądz złamał skrzydła Gustawowi – uczył wiary w idee, a później, swoim postępkiem, się ich zaparł.


Świetna zagrane, wyreżyserowane widowisko. Ze znakomitą muzyką na żywo i scenografią. Koniecznie trzeba zobaczyć.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji