Artykuły

Autoironiczne, metaforyczne i realistyczne spektakle na palące tematy codzienności. Zakończył się festiwal Sopot Non-Fiction

IX Festiwal Teatru Dokumentalnego i Rezydencja Artystyczna Sopot Non-Fiction. Pisze Przemysław Gulda w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

IX Festiwal Teatru Dokumentalnego i Rezydencja Artystyczna Sopot Non-Fiction. Pisze Przemysław Gulda w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.


Polska homofobia, "czyszczenie" internetu, teorie spiskowe, doświadczenie choroby nowotworowej - to tylko niektóre z tematów finałowych prezentacji festiwalu Sopot Non-Fiction.

W Sopocie w sobotę zakończył się pierwszy w tym sezonie, polockdownowy polski festiwal teatralny, który odbył się w tradycyjnej postaci. Sopot Non-Fiction to impreza poświęcona teatrowi dokumentalnemu, mająca charakter warsztatowo-rezydencyjny, a jej kuratorami są: Adam Nalepa, Roman Pawłowski i Adam Orzechowski. W tym roku miała dziewiątą edycję.

Finałem festiwalu był tradycyjny weekendowy Maraton Non-Fiction, podczas którego można było zobaczyć wyniki tygodniowej pracy uczestniczek i uczestników. W tym roku swoje projekty zaprezentowało sześć grup.



Sopot Non-Fiction: nie jest tak, jak myślisz

Wojtek Rodek we współpracy z Marceliną Obarską przygotowali przedsięwzięcie zatytułowane „Przebudzeni”. Wychodząc od szerokiego hasła „teorie spiskowe”, zaprosili widzki i widzów na fikcyjne spotkanie grupy propagującej tezę, że Bałtyk nie jest morzem, tylko sztucznym zbiornikiem, a jego dźwięki emitowane są z głośników. Głośny śmiech widowni zamierał w obliczu opresyjności członków grupy, którzy podważali wszystko, co wydaje się pewne.

Twórczynie i twórcy umiejętnie odwoływali się do argumentów, mechanizmów i strategii obecnych dziś powszechnie w mediach, zarówno społecznościowych, jak i tych oficjalnych, publicznych. Ich projekt okazał się niezwykle niepokojący, bo uświadamiał, w jaki sposób budowane są choćby najbardziej absurdalne teorie i jak mocno - za sprawą swej pozornej koherentności i atrakcyjności - potrafią być pociągające.



Smutne onkożarty

Weronika Szczawińska ze swoją grupą zaproponowała rozgrzewkę przed przygotowywanym właśnie w TR Warszawa spektaklem „Onko”. To autobiograficzna opowieść o zmaganiach z chorobą nowotworową, zgodnie z założeniem autorki tak daleka, jak to tylko możliwe od stereotypu „spektaklu o raku”. Sebastian Pawlak realizował na scenie polecenia reżyserki, posługując się konwencją stand-upu, wziętego w nawias profesjonalnego warsztatu aktorskiego. Jego sceny, na pewnym poziomie ironiczne, a może wręcz groteskowe, były jednocześnie porażające, zwłaszcza wtedy, kiedy ocierały się o fizjologiczną dosłowność albo ostro komentowały autobiograficzne wątki wzięte z życia zarówno Pawlaka, jak i Szczawińskiej.

    - Lubię bezczelność, na którą pozwala ta konwencja - opowiadał aktor na spotkaniu po prezentacji. - To, że mogę jechać po wszystkich. I po sobie. I po teatrze. Że mogę go zbrukać.

Ciekawym, mocno zaskakującym i odważnym tematem, który dawał się zauważyć już na tym etapie pracy nad spektaklem, była próba równoległego opowiadania o zmaganiach z rakiem i doświadczeniach związanych z pracą w teatrze.


Między metaforą a performance'em

Najbardziej metaforyczny charakter spośród wszystkich tegorocznych prac miała prezentacja „UFO”, przygotowana przez Katarzynę Minkowską i Anetę Jankowską. Autorki połączyły w niej słowa wypowiadane i napisane na długich wstęgach opasujących scenę, a także elementy teatru tańca i praktyk medytacyjnych. Prezentacja z każdą minutą odchodziła coraz bardziej od struktury i formuły tradycyjnego spektaklu w stronę zbiorowej praktyki ruchowej, rozmowy, wymiany emocji i wrażeń. Największą siłą projektu, wychodzącego od dziecięcych marzeń i poszukiwania światów równoległych, okazało się stworzenie przestrzeni wspólnego doświadczenia, która mocno wykroczyła poza ramy prezentacji, budynek teatru i teatr w ogóle.

Projekt „Maurycy Ignaczewski”, realizowany przez grupę pod kierunkiem Marka Idzikowskiego, poruszał się na granicy między performance'em a sztukami plastycznymi. Materialnym fundamentem tego przedsięwzięcia były przedmioty, które Idzikowski znalazł w domu swojego dziadka po jego śmierci. Członkinie i członkowie grupy prezentowali je w różnych formach, najczęściej wyrywając je z kontekstu, nawet nie próbując odkryć, jaki on był. Praca ta tylko pozornie odnosiła się do popularnych tendencji w autobiograficznej archeologii codzienności, bo bynajmniej nie chodziło w niej o odkrywanie historii czy prawdy o zmarłym przodku. Jej treścią okazały się same przedmioty, poddające się manipulacjom i transformacjom, same w sobie tworzące autonomiczną opowieść, nieco abstrakcyjną, choć mocno osadzoną w materialnym konkrecie.



Czyściciele internetu

„Drzewo poznania”, prezentacja zespołu Beniamina Bukowskiego, dotyczyła „czyścicielek” i „czyścicieli” internetu, czyli osób, których praca polega na analizowaniu treści pojawiających się w sieci i eliminowaniu tych najbardziej drastycznych. Najmocniejszym elementem prezentacji był moment, w którym aktorka i aktorzy oglądali prawdziwe filmowe zapisy zbrodni: wszyscy bardzo szybko wyłączyli komputery.


Strategia inscenizacyjna w przypadku tego projektu polegała na opowiadaniu obrazów bez pokazywania ich widzom i widzkom, co pozwoliło eksploatować kluczowe w tym przypadku napięcie między tym, co widziane, i tym, co tylko wyobrażone. Tym, co chce się oglądać, a czego nie da się zobaczyć i czego za nic zobaczyć się nie chce. Stąd w prezentacji pojawiły się odniesienia do teorii obrazu.

    - Zadajemy sobie pytania o to, co obrazy potrafią zrobić ze społeczeństwem i w jaki sposób dokonuje się zarządzanie nimi - komentował Bukowski. - Ważnym kontekstem jest w tym przypadku także mechanizm państwowej cenzury.

Spektakl, który rozbraja

Projekt „Mężczyźni z różowym trójkątem” Krzysztofa Popiołka okazał się bardzo mocnym akcentem na zakończenie festiwalu. Miał być w założeniu poświęcony sytuacji homoseksualistów w hitlerowskich Niemczech, ale w toku tygodniowej pracy przeszedł w stronę bardziej osobistą, stając się jednocześnie bardzo mocną i oryginalną odpowiedzią na nasilające się w Polsce nastroje homofobiczne.

Jego wielką siłą była autoironia, a wypowiadanie głośno ze sceny przez homoseksualnych aktorów argumentów przeciwników „ideologii LGBT” obnażało ich opresyjność i absurd zarazem. Choćby w momencie, kiedy aktorzy próbowali wyobrazić sobie praktyczną realizację hasła „pedały wy********ć”, czyli zniknięcie z przestrzeni publicznej wielu piekarzy, lekarzy, dyrektorów szkół i księży.

Prezentacja grupy Popiołka, utrzymana w konwencji ekspiacyjnego stand-upu, zabawnego i smutnego zarazem, okazała się czymś niezwykle dziś potrzebnym: prowokacyjną, ale nie agresywną odpowiedzią na zalew homofobicznej propagandy, rozbrojeniem brutalnych ataków na środowiska LGBT, niekonfrontacyjnym zaproszeniem do rozmowy na temat nieheteronormatywności. Jej przystępność i niezamykanie się w hermetycznym idiomie teatralnej formy pozwalają myśleć o tym projekcie jako realizacji, która powinna być pokazywana w wielu miejscach, niekoniecznie związanych z teatrem, jako forma pracy u podstaw na rzecz poszerzania obszaru tolerancji, porozumienia i wolności.

Prezentacje pokazywane na festiwalu mogą stać się zaczątkiem pełnowymiarowych spektakli. W historii sopockiego festiwalu nie raz zdarzało się, że projekty rozpoczęte podczas rezydencji były kontynuowane na deskach teatrów instytucjonalnych czy pozainstytucjonalnych i przyjmowały formę pełnych przedstawień. Trafiają one do programu festiwalu w kolejnym roku.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji