Artykuły

Talibowie teatralni

Wojnę o nowy polski teatr wymyślają nie artyści, lecz krytycy. Środowisko krytyków teatralnych od pewnego czasu zaczęło się, wzorem sceny politycznej, gorączkowo dzielić na dwa zwalczające się bloki. Generalnie jest więc jasność, pozostaje wybór właściwych przymiotników. Lewicowy i prawicowy? Liberalny i konserwatywny? Kosmopolityczny i narodowy? - pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Jedno jest pewne: z obu stron słychać żądanie ideowej wyrazistości w tekstach recenzentów. Żeby wszyscy jasno powiedzieli, z kim trzymają, jaką mają wizję Polski i teatru, jak definiują jego służebną rolę. Jeśli tak dalej pójdzie, zamiast nazwiskami będziemy podpisywać się numerami legitymacji partyjnych. A debiutujący reżyser lub zapobiegliwy dyrektor teatru będzie mógł chytrze kalkulować, z którą opcją lepiej trzymać. Zacznie się też (ba - już się zaczęło!) profilowanie spektaklu pod gusta piszących sojuszników.

Na zaognienie sytuacji wpływa parę spraw. Po raz pierwszy od bardzo dawna teatr recenzować zaczęli aktywni politycy: redaktor Sławomir Sierakowski spod ściany lewej i senator Jan Szafraniec spod prawej. Agresja politycznej debaty przeniosła się więc samorzutnie na ring teatralny. Nastał czas ludzi pozbawionych dystansu do tego, co robią, ogarniętych poczuciem misji. Nie krytycy to już, ale talibowie.

Podejrzewam, że nadchodzący sezon będzie apogeum uprawiania polityki teatralnej zamiast krytyki. Recenzenci okopią się na swoich pozycjach, trwając w miłosnym lub nienawistnym uporze wobec tego czy innego artysty. Znów będzie obowiązywała zasada, wedle której "mój faworyt nie może zrobić złego przedstawienia, bo to oznaczałoby, że ja, autorytet, się mylę". Że moja opcja przegrała.

Bardzo na lewo przesunął się Piotr Gruszczyński ("Tygodnik Powszechny"). Obok niego plecami o ścianę opiera się Che Guevara Roman Pawłowski ("GW"). Zaciekłą kampanię obronną w obliczu "antynarodowych" ruchów teatralnych prowadzą Temida Stankiewicz ("Nasz Dziennik") i Elżbieta Baniewicz ("Twórczość"). Od nich jeszcze bardziej na prawo znajduje się Tomasz Mościcki ("Odra"), który wszem i wobec ogłasza, że stoi na straży warsztatu. Kto go tam postawił, Boża Opatrzność czy zwykły stolarz, na razie nie wiemy. Centrową z ducha redakcję teatralną "Przekroju" już się za to nazywa Trzema Wujami i - jak to z ugrupowaniami środka bywa - czeka nas pono los Unii Wolności.

To, co się dzieje, można nazwać "syndromem III b przed przerwą zimową". Przebywający ze sobą zbyt długo krytycy w końcu musieli się na siebie poobrażać. I kopią po kostkach. Może z boku wygląda to na walkę ideową, ale w istocie to głównie splot osobistych urazów. Bo na czym polega ulubiona taktyka krytyków-talibów? Przywalić artyście, którego hołubi kolega po piórze. Nie po to, żeby zdeprecjonować reżysera czy aktora, ale by walnąć w nielubianego krytyka. Aż strach w tej sytuacji kogoś pochwalić

I tak się będziemy poszturchiwać w tym sezonie. Reżyserzy i aktorzy mają z nas coraz większy ubaw. O ile cokolwiek z tych harców rozumieją.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji