Artykuły

Maszyna niezbyt sprawna

"Wehikuł czasu" Francesco Bottigliero w reż. Tomasza Mana w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Aleksandra Andrearczyk w Ruchu Muzycznym.

"Wehikuł czasu" Francesco Bottigliero w reż. Tomasza Mana w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Aleksandra Andrearczyk w Ruchu Muzycznym.


Z muzyką Wehikułu czasu w Operze Bałtyckiej nudzić się nie sposób, ale tego samego NIE DA SIĘ powiedzieć o fabule. Bohaterowie są papierowi, a opowiedziana historia mdła i bezbarwna

Dyrekcja Opery Bałtyckiej postanowiła podjąć ryzyko i pomimo pandemii wznowić działalność, wystawiając nowe dzieło - operę dla dzieci i młodzieży Wehikuł czasu. Trzeba przyznać, że niezwykle skrupulatnie przygotowano się do tego zadania: zaprowadzono zmiany w układzie sceny i widowni (ze względów sanitarnych muzycy orkiestrowi zajęli część przestrzeni, która jeszcze niedawno wypełniona była fotelami dla publiczności), zaś każdy widz musiał podpisać oświadczenie o stanie zdrowia, zmierzyć temperaturę ciała za pomocą specjalnego automatu ustawionego przed wejściem i zasłonić nos i usta na czas pobytu w teatrze. Tylko co drugie miejsce mogło zostać zajęte. Premiera odbyła się zatem w niecodziennej atmosferze i - co oczywiste - przy sali wypełnionej zaledwie do połowy.

Trudno w tej sytuacji uniknąć pytania, czy Wehikuł czasu wart był tych wszystkich przygotowań i ryzyka?

Dwa lata temu opera, którą skomponował Francesco Bottigliero do libretta Justyny Skoczek, zdobyła II nagrodę w konkursie kompozytorskim ZAiKS. Jest to nietypowy utwór, przypominający singspiel (partie śpiewane przeplatane są partiami mówionymi) i zawierający elementy edukacyjne. Temat również wydaje się nietuzinkowy: Wehikuł czasu porusza zagadnienia związane z fizyką, a konkretnie z problemem czasu i przestrzeni. Ambitna tematyka dostosowana została do potrzeb i oczekiwań najmłodszych widzów.


Głównymi bohaterami są Antek i Monika, dwoje nastolatków, którzy pod nieobecność nauczyciela fizyki pana Teofila przechwytują skonstruowany przez niego wynalazek. To tytułowy wehikuł czasu, za jego pomocą przenoszą się do XIII wieku, lądując w gabinecie pierwszego polskiego naukowca Witelona. Wkrótce okaże się, że niesamowita maszyna może przydać się do czegoś więcej niż do zabawy. Kiedy Antek i Monika dowiadują się o śmiertelnej chorobie pana Teofila, postanawiają udać się w przyszłość w poszukiwaniu leku.


Najjaśniejszym punktem przedstawienia jest bez wątpienia muzyka wykonana przez zespół Opery Bałtyckiej pod kierunkiem samego Bottigliera. Kompozytor zdecydował się na stylistykę nowoczesną, lecz przystępną nawet dla niewyrobionego słuchacza. Nie brak w partyturze wpływów XX-wiecznych muzycznych geniuszy, takich jak Szostakowicz. Z drugiej strony w warstwie dźwiękowej można rozpoznać inspiracje współczesną muzyką filmową. Rozbudowana partia perkusji oraz niepokojące, tajemnicze wokalizy w wykonaniu chóru Opery Bałtyckiej przywodzą na myśl fragmenty Dziadka do orzechów Czajkowskiego, a zarazem pomysły autorów ścieżek dźwiękowych do kina dziecięcego i młodzieżowego - Danny'ego Elfmana i Johna Williamsa.

Z muzyką Bottigliera nudzić się nie sposób. Gdyby tylko można było powiedzieć to samo
o fabule  spektaklu!  Niestety,  akcja  Wehikułu czasu nie porywa. Bohaterowie są papierowi, zaś zaangażowani soliści nie potrafią tchnąć w nich życia.


Sebastian Mach jako Antek i Magdalena Wachowska jako Monika wypadają dobrze pod względem wokalnym, jednak ich sceniczna osobowość nie jest na tyle silna, by widz był w stanie zainteresować się postaciami i przejąć ich losem. Dodatkowo bardzo poważnym mankamentem jest niewystarczająco dobra dykcja: z tylnych rzędów ledwo  słychać  wypowiadane przez nich słowa i trudno nadążyć za wydarzeniami.  Historia  tytułowego wehikułu zostaje opowiedziana równie mdło i  bezbarwnie. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy wina leży po stronie autorki libretta czy reżysera Tomasza Mana, jednak w tym spektaklu coś zdecydowanie nie gra pod względem fabularnym. I to coś sprawia, że poczynania aktorów na scenie śledzi się z obojętnością.


A jak przedstawia się widowisko pod względem wizualnym? Opera Bałtycka w ciągu ostatnich lat przyzwyczaiła nas do minimalistycznych, oszczędnych produkcji prezentowanych na pustej niemal scenie. Wehikuł czasu daleki jest od scenograficznego przepychu, jednak nie brak w nim pomysłowych kostiumów i rekwizytów, na których można z przyjemnością zawiesić oko. Na uwagę zasługują zwłaszcza odwołania do obecnej sytuacji epidemicznej: niektórzy aktorzy noszą przyłbice, zaś ostatnie sceny rozgrywające się w szpitalu pełne są gorączkowo biegających postaci w cudacznych białych kombinezonach.


Pierwsza premiera w Gdańsku w dobie pandemii z pewnością nie jest przedstawieniem wybitnym. Dłużyzny fabularne i mało interesujące postaci stanowią poważny mankament, jednak z uwagi na niepowtarzalną muzykę Francesca Bottigliera warto mimo wszystko dać szansę spektaklowi Opery Bałtyckiej.



Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji