Artykuły

O Kościele jeszcze życzliwie

„Pielgrzymi" Marka Pruchniewskiego w reż. Macieja Dejczera w Teatrze TV. Pisze Piotr Zaremba w tygodniku Sieci.

„Pielgrzymi" Marka Pruchniewskiego w reż. Macieja Dejczera w Teatrze TV. Pisze Piotr Zaremba w tygodniku Sieci.


Rzadko tu piszę o powtórkach Teatru Telewizji z dawniejszych czasów. Ale w nowym pandemicznym sezonie TVP premier jest mniej, a my staliśmy się skorzy do wspominków. Jeżeli jeszcze nagle oferują ci jeden z twoich ulubionych kiedyś klejnotów telewizyjnego repertuaru... A tym są dla mnie „Pielgrzymi" sprzed 19 lat.

Dramaturg i scenarzysta Marek Pruchniewski napisał parę udanych sztuk, które nie przyniosły mu wielkiej sławy, co ilustruje jakiś problem z korzystaniem z polskich współczesnych autorów. „Pielgrzymi" są dzięki Maciejowi Dejczerowi, reżyserowi, „prawie filmem", w którym na dokładkę wszystko utrwalająca kamera to dodatkowy bohater. Mamy do czynienia z zapisem wspólnej parafialnej pielgrzymki do Lourdes. Z masą konfliktów i emocji: od kłopotów z autokarem po notoryczne chrapanie jednej z uczestniczek podczas każdego wspólnego noclegu.


Zza wojen dnia bieżącego wychylają się poważne moralne dylematy i różne, często sprzeczne sposoby interpretowania katolickich nakazów. Pruchniewski z Dejczerem przejeżdżają się po parafialnych nadgorliwcach: Pani Strzelistej (Halina Wyrodek) i Pani Prawdziwej (Iza Dąbrowska), próbujących terroryzować nie do końca „prawomyślnych" uczestników wyprawy. Ale twórcy nie stronią też od bardziej pastelowych refleksji na temat słabości całej grupy, jak w przypadku pytania, co zrobili z cudowną wodą z Lourdes. Pełni problemów są też dwaj opiekujący się grupą księża (Cezary Kosiński, Szymon Kuśmider). Są one poważne, skoro jeden z nich zabrał na pielgrzymkę swą dawną dziewczynę i jej syna, który może być także jego synem.


Świetne       obserwacje,     także historyczne,    jak w przypadku postaci peerelowskiego Majora (Witold Dębicki), który szuka w kościele schronienia dla swoich grzeszków tak gorliwie, że staje się elementem parafialnej   inkwizycji. I jednak mnóstwo empatii wobec poszczególnych postaci i wobec ludzi jako takich. W efekcie wzajemne pretensje, intrygi i oskarżenia zmieniają się w finale w niemal idyllę. Nasi bohaterowie odnajdują (na chwilę?) kawałek wspólnoty. I to pokazuje nam się z leciutką ironią, ale bez żółci, jaka cechuje dziś wielu autorów dotykających tematyki społeczno-religijnej.


Pomimo tej ironii ja poczułem się wzruszony.
Nie byłoby pewnie tego wzruszenia aż tyle, gdyby nie galeria świetnie zarysowanych, choć przecież tylko muśniętych, postaci. Poza wymienionymi (Pani Prawdziwa Izy Dąbrowskiej to arcydzieło!) mamy też komiczne epizody Pana Jaskółki, organizatora wycieczki (Zbigniew Suszyński) i chrapiącej Pani Zosi (Krystyna Ulewicz), czy pięknie, świetliście namalowane postaci kobiet: Pani Waleczny (Edyta Jungowska) czy Artystki (Kinga Preis). To ich wspólne przedsięwzięcie to sukces życzliwości, z jaką można patrzeć na literackie postaci.


Ale też uwaga zasadnicza. Czy dziś takie dziełko mogłoby w ogóle powstać? Kościół jest w „Pielgrzymach" często bezradny i nawet mnie złości rezygnacja z puenty do rodzinnych pokus księdza Jacka. A jednak ten Kościół, portretowany z tzw. pozycji otwartych, zachowuje jedną niewątpliwą zaletę: próbuje podtrzymywać i pokrzepiać, nawet jeśli nie zna gotowej odpowiedzi. Dziś świat artystyczny odwrócił się od niego plecami. Nie szuka porozumienia z takimi ludźmi, jak pokazani tu duchowni. Nie widzi w nich cienia mądrości, stylizuje na opresorów. Ktoś, kto umiałby wyjść poza taki stereotyp, byłby mistrzem. Trochę się to udało Janowi Komasie w „Bożym ciele". Ale kandydatów na następców nie widzę.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji