Artykuły

Uczuciowa pustynia

"Giovanni" w reż. Grzegorza Jarzyny TR Warszawa na scenie Teatru Wielkiego - Opery Narodowej w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku.

Pomysł karkołomny: połączyć Mozarta i operowe głosy z teatralną estetyką bliską teledyskom gwiazd popu i w ten sposób opowiedzieć o pustce dzisiejszych substytutów miłości. Jarzynie się udało.

Interesuje mnie międzygatunkowa przestrzeeń języka teatru - mówił przed premierą "Giovanniego" reżyser. Po takich deklaracjach ciarki przechodziły po plecach? Oto kolejny artysta, który zamiast teatrem zajmie się przekraczaniem granic i będzie tym zamęczał publiczność. Wspomnienie serii ostatnich spektakli Jarzyny - z kuriozalnym "2007: Macbeth" - też nie nastrajało optymistycznie. Na szczęście "Giovanniego" nie trzeba się bać. Najlepiej potraktować nowe widowisko TR Warszawa jako rzecz w gruncie rzeczy rozrywkową, choć niepozbawioną jasno wykładanych podtekstów. Giovanni (Andrzej Chyra) i Leporello (Cezary Kosiński), choć przybywają z arcydzieła Mozarta, nie należą do świata tradycyjnie pojmowanej opery. Podobnie Elwira (Maja Ostaszewska) bliska jest bohaterce dramatu Moliera, ale w istocie bierze z niego wyłącznie słowa. Giovanniego, jego kobiety, rywali i jeszcze tłum przygodnych postaci Jarzyna wrzuca w wypreparowaną, sztuczną rzeczywistość. Operowe arie spotykają się z weselnymi przyśpiewkami pijanej w sztok gawiedzi. Włoskie zwroty sąsiadują z brutalnym językiem ulicy. Jesteśmy w mieniącym się błyskotkami klubie gdzieś w centrum metropolii. To tu Don Juan Chyry będzie wyzywał Niebo, drwił z ustalonych reguł. Tutaj pękają zasady i ludzie zamieniają się w powodowane seksualną chucią bestie. Trwa wieczna impreza, czy wręcz wieczna orgia. Jarzyna wraz z autorką dekoracji Magdaleną Maciejewską panoramiczną scenę Sali Młynarskiego w Teatrze Wielkim, gdzie grane jest przedstawienie, ubrali w ściany luster. W nich odbyają się erotyczne rytuały bohaterów. Widać w nich pustkę transowych błyskotek. "Giovanni" to rzecz o uczuciowej pustyni, wypalonej ziemi. Nie ma miłości, tylko seks sprowadzony do kilku mechanicznych śmiesznych ruchów. Nie ma uczuć, ale są łzy, spazmy, szerokie gesty - tylko substytuty tego, czym kiedyś zajmowali się Mozart i Molier. Jarzyna konfrontuje to z ariami z "Don Giovanniego". Słyszymy je z offu w wykonaniu zawodowych solistów, ale aktorzy TR Warszawa śpiew imitują. Powstaje z tego dynamiczny operowy teledysk, nasycony przerysowaną ekspresją i ostrą ironią. Kpina z opery? Nie, bowiem finał należy do Commendatore (Remigiusz Łukomski), którego bas towarzyszy rozpadowi świata Giovanniego. Więc rehabilitacja sztucznego z zasady gatunku. "Giovanni" jest niedoskonały. Przydałyby się skróty, z operowych scen w drugiej części można chyba zrezygnować. A jednak jest to Jarzyna, którego lubię. Sprytny kuglarz, tylko w wywiadach chcący przekraczać granice.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji