Artykuły

Sonia Bohosiewicz: Nie czekam na koniec pandemii

Tamten świat się skończył, a nasze życie musi iść do przodu - mówi Sonia Bohosiewicz. Aktorka odnosi się też do protestów kobiet: - Polityka jest brudna. To wszystko jest jakąś potworną manipulacją. To, że właśnie teraz, w środku pandemii, wywleczono ponownie temat prawa aborcyjnego, służy czyimś interesom. I to bynajmniej nie chodzi o dobro kobiet. Rozmawiała Monika Zamachowska w tygodniku Wprost.


Sonia, 328 tysięcy followersów na lnstagramie. Jak Tyto zrobiłaś?


Ale to jest dużo?


Tak mi się wydaje...


Są przecież większe konta: Małgosia Kożuchowska, Kasia Zielińska, Joasia Koroniewska, Basia Kurdej-Szatan...


Ale dalej jesteś w pierwszej dziesiątce.


Może rzeczywiście. Ale ja już zaczęłam dawno temu, wtedy gdy jeszcze mówiło się, że Instagram jest „dla dzieci".


Tak się mówiło?


Pewnie. Pamiętam moje pierwsze relacje z premier teatralnych, czy z planów filmowych. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem i pytali, co ja tam właściwie mówię do tej kamery? Minął rok i jedna z bardziej sceptycznych koleżanek na moich oczach kręci się w kółko na plaży z telefonem w ręku i woła: „Patrzcie, jakie ładne mewy!"


A do czego ci służy ten Instagram?


Jest dla mnie oknem do spotkań z moimi widzami. Jest ogromną przyjemnością, ale też bezlitosnym pochłaniaczem czasu. Ja jestem ze świata, w którym czekało się razem z rodzicami na poniedziałkowy Teatr Telewizji, albo na czwartkowe „Kobry", ale ten świat już odszedł do lamusa. Dzisiaj nikt już nie czeka na ulubiony serial w telewizji, wszyscy chcą go zobaczyć wtedy, kiedy chcą i mogą, na Netflixie, na player.pl, na HBOGO, na Apple TV, a w przerwach zajrzeć właśnie na Instagram. Wszystko przenosi się do internetu. Na założenie konta na Instagramie namówiła mnie moja siostra, Maja. Posłuchałam siostry i postanowiłam dać temu medium szansę. Zdecydowałam, że jeśli po 3 miesiącach nie będzie mi to  sprawiało przyjemności,  a obserwatorów nie będzie przybywać, to po prostu zamknę to okienko. O, dziwo, wciągnął mnie ten świat i wcale nie uważam, że jest pusty, dzieje się tam wiele fantastycznych rzeczy.


A jaka chcesz być na lnstagramie?


Wiesz, nawet się nad tym nie zastanawiałam. Nie korzystam z usług żadnej firmy PR-owej, nie stosuję żadnej taktyki, nie mam nawet zaplanowanej intensywności moich działań. Czasem wrzucam kilka rzeczy w ciągu dnia, czasem nic przez parę dni.


Staram się byś sobą, a że pełnię w życiu wiele ról, to bywam na Instagramie zmęczona, bez makijażu, ale też, podekscytowana, radosna, szczęśliwa, czasem smutna.


Jestem matką, jestem aktorką, jestem kobietą, to, co tam pokazuję, jest zawsze w zgodzie ze mną.


Twoja siostra jest od ciebie młodsza o 15 lat. Nasze pokolenie pamięta jeszcze, choćby z odległego dzieciństwa Jakie zachowania narzucał nam PRL. Myślisz, że pokolenie Mai, urodzonej już w demokratycznej Polsce, trudniej przyjmuje na siebie ograniczenia związane z pandemią?


Na pewno inaczej przeżywają te ograniczenia, nie znają sytuacji, w której ich wyjazd za granicę jest niemożliwy. Urodzili się w świecie, w którym można było pojechać zawsze i wszędzie. My pamiętamy, że trzeba było kiedyś czekać na paszport. Ale myślę, że i Mai pokolenie i moje jest w o tyle uprzywilejowanej sytuacji, że nasze statki już płyną. Maja jest już dorosłym człowiekiem, ma 30 lat, męża, dwójkę dzieci, dom, biznes, opla w leasingu. Coś się tam wydarzyło na morzu, bujnęło nami parę razy, ale kurs jest znany i tutaj nie ma paniki.


A reszta?


Bardzo żal mi ludzi, którzy teraz kończą studia. Mam psa, Joysticka, z którym chodzę po osiedlu i rozmawiam z różnymi ludźmi. Sąsiad mówi mi, że jego dzieci dostały się do liceum. On im opowiadał, że to będzie ten najlepszy czas w życiu, że to będą wyjścia w grupie przyjaciół, spotkania, wchodzenie w dorosłość. I oni teraz siedzą przed komputerem i pytają go: gdzie to jest?


Tego się już nie odrobi, to jest czas stracony. Nie będzie tańczenia z dygotem w ciele na prywatce, pierwszych pocałunków, siedzenia nad rzeką. To jest etap, który zostanie pominięty. Nie wiemy, jakie będą tego konsekwencje. 


Mówię też o tych młodych, którzy ledwo co wyrwali się od rodziców i, kontynuując metaforę morską, spletli sobie tratwę, ale lichutka ona, żadnych perspektyw, idzie bezrobocie, czyli flauta. Wczoraj wyjechali ze Skierniewic, dzisiaj wracają do Skierniewic, do rodziców, z podkulonym ogonem. Spotykam się teraz z młodymi aktorami w serialu „Usta usta". Kończą szkołę i bardzo się cieszą, że mogą sobie zagrać w serialu, ale to, co się dzieje w ich środowisku, to tragedia. Nie ma spotkań na Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi, na który przyjeżdżali wszyscy reżyserzy, teatry zamknięte. I co im z tego, że spośród 3000 kandydatów dostali się w 20 osób do elitarnej uczelni? Co mają teraz zrobić z tym dyplomem? Słyszałam od mojego kolegi z Instytutu Jazzu w Akademii Muzycznej w Katowicach, że u nich trzy osoby dostały się na trąbkę na ten rok akademicki, ale dwie już zrezygnowały. Nie widzą przyszłości w byciu artystą. To są ludzie, którzy się zorientowali, że trzeba szybko szukać innego zawodu, bo tu na chleb nie będzie. To dla mnie bardzo przykre.


Dlatego, wracając do pytania o różnice pokoleniowe w radzeniu sobie z pandemią, myślę że stosunkowo najbezpieczniej jest być w przedziale wiekowym 30-70. Z kolei osoby starsze w moim otoczeniu mają poczucie, że ta sytuacja kradnie im tę resztę życia, która jeszcze im została. Nie mogą spotykać się z bliskimi, są osamotnieni, odizolowani, a czują, że dużo im już nie zostało. Tymczasem świat już nigdy nie będzie taki, jaki był przed koronawirusem. Tamten świat się skończył, a nasze życie musi iść do przodu.


Czy kultura umrze?


Na pewno się odrodzi po jakimś czasie. Tym się różnimy od innych gatunków na tej ziemi, że potrzebujemy marzeń, wyobraźni, uczuć wyższych. Lepszy czas na sztukę przyjdzie. Ale gdzieś chodzi mi po głowie inny problem. Otóż, w przedpandemicznej sytości facet przylatywał ze spotkania w jakimś Frankfurcie, a żona witała go w drzwiach słowami, czy pamięta, że mają na ten wieczór bilety do opery. No to mąż, lekko wkurzony i zmęczony, przebierał się w inny garnitur i szli, bo to było miejsce, gdzie wypadało się pokazać, spotkać tam prezesa, potem na urodzinach opowiadać, że się było. To się skończyło. I jestem pewna, że ci ludzie odetchnęli z ulgą, bo zorientowali się, że wcale nie chcieli tam chodzić. Robili to dlatego, że tak wypadało i już do tego nie wrócą.


Może zostanie nam, artystom, mniej widowni, ale to będą ci, którzy naprawdę kochają teatr, operę i balet. Ta sytuacja będzie miała swoje konsekwencje, dotacje będą mniejsze, mniejszy rozmach, ale może to będzie bardziej prawdziwe. Zresztą myślę, że nie tylko to ograniczenie zrzucimy.


To jest czas opresji, ale też czas pewnej rewolucji. Zobacz na przykład, co dzieje się w świecie mody. Marki na całym świecie postawiły na miękkie, kaszmirowe dresy, luźne spodnie, bluzy.


Te dziewczyny, które codziennie wbijały się w szpilki i ołówkowe spódnice i garsonki tak obcisłe, że nie bardzo można było oddychać, poczuły, że to było po prostu strasznie męczące. Założyły te dresy i mogą nie chcieć powrócić do tamtego „dress-codu", nawet gdy będą teoretycznie mogły.


A czy strajk kobiet coś zmieni?


Polityka jest brudna. To wszystko jest jakąś potworną manipulacją. To, że właśnie teraz, w środku pandemii, wywleczono ponownie temat prawa aborcyjnego, służy czyimś interesom. I to bynajmniej nie chodzi o dobro kobiet. To powiedziawszy, wiem, że nie można zostawić sprawy wyroku tzw. TK bez komentarza, nie można się na to zgodzić. Bądźmy tylko świadome tego, że to jest prowokacja.


To co mamy zrobić?


Protestować, nie ma innego wyjścia. Ale tak jest nie tylko w tej sprawie. Zobacz na dotacje przyznane dla artystów przez Ministerstwo Kultury, opublikowanie tych gigantycznych stawek w mediach, potem wstrzymanie wypłat. Od początku chodziło wyłącznie o to, żeby jeszcze bardziej energetycznie nas podzielić, skłócić, a przez to osłabić.


„Dziel i rządź" - jak powiedział Machiavelli?


Na to wygląda. Bardzo nie chciałabym być politykiem. Lubię występować przed ludźmi i jestem w tym dobra, ale mnie do występów potrzeba metafory, ja nie umiem być wprost. Dla mnie polityka jest zbyt dosłowna. Mam potrzebę wzruszania, może nawet „rządu dusz", ale do tego nie potrzebuję ambony, ani mównicy, tylko sztuki.


A gdyby trzeba było zmienić zawód?


Miałam takie myśli wiosną tego roku, myślałam w tym pierwszym lockdownie, że wszystko się zmieni, że już nie będzie mojego zawodu. Dość szybko okazało się, że plany zdjęciowe ruszyły, że nie ma potrzeby przebranżawiania. Nie chciałabym tego zresztą. Uważam, że mam talent i uważam, że jestem bardzo skuteczna w tym, co robię. Dostałam od losu szczególny dar i chcę go używać. Gdyby pospekulować i uznać, że aktorstwo umarło? Znalazłabym inny sposób, żeby komunikować się z ludźmi.


Jak sobie radzisz w domu, zamknięta z rodziną 24 godziny na dobę?


Pamiętam, jak na Wielkanoc poszliśmy z dzieciakami pod dom mojego teścia i narysowaliśmy mu na chodniku przed domem taką wielką pisankę, żeby w ten sposób życzyć mu wesołych świąt. Trochę czasu nam to zajęło i dzieciom zachciało się pić. Poszłam do Żabki nieopodal. Stoję, czekam na swoją kolej i nagle zza kontuaru wybiega facet i zamyka na klucz drzwi do sklepu od wewnątrz. Zaczyna też krzyczeć: - Oddawaj, bo dzwonię po policję! Krzyczy tak do bardzo przyjemnie wyglądającego pana w średnim wieku. Ten człowiek zaczyna się trząść i mówi: - Przepraszam, przepraszam... - i wyciąga zza pazuchy puszkę sardynek, jakąś chińską zupkę i coś jeszcze. Sprzedawca otworzył drzwi i ten pan natychmiast czmychnął z ogromnym wstydem. Pomyślałam wtedy: aha, poczciwi, normalni ludzie zaczynają kraść, czyli to tylko kwestia czasu, żeby ludzie zaczęli włamywać się do sklepów. Maseczki dadzą im dodatkowe poczucie bezkarności, bo identyfikacja będzie trudniejsza, plus wzrost liczby zachorowań. Przez głowę przebiegły mi obrazki z Bergamo, ciała zmarłych na Covid leżące na ulicy, krótko mówiąc zobaczyłam apokalipsę. Potem przyszło lato i strach trochę zelżał. Wyjechaliśmy na wakacje, trochę w Polsce, trochę czasu spędziliśmy też w Hiszpanii u znajomych. Tak, wciąż były jakieś absurdy związane z noszeniem maseczek na plaży, ale mimo wszystko uspokoiłam się. Niemniej tamta wizja czasami do mnie wraca.


Znajoma mecenaska mówi, że wiosenna pandemia rozpoczęła epidemię rozwodów...


Wiesz, nie dziwi mnie to. To nie była normalna sytuacja spędzenia kilku miesięcy z rodziną i ukochanym, po której mogliśmy dojść do wniosku, że nasz związek nie jest zdrowy.


To była ekstremalna, nienormalna sytuacja zamknięcia wbrew naszej woli i życzeniom, bez perspektyw, w pełnej opresyjności. To był krytyczny czas, w którym nie byliśmy do końca sobą.


To, co z niektórych wyszło, to wcale niekoniecznie było prawdą. Ten czas był zatruty lękiem, niepewnością i wiele par po prostu nie przetrwało. Ja biegałam codziennie, choć mój mąż był przeciwny, bał się zwyczajnie, że coś złapię, ale wiedziałam, że muszę, bo oszaleję. Ostatecznie w pandemii dowiedzieliśmy się, że nasza rodzina jest ok, jesteśmy fajną drużyną, wspieramy się i jesteśmy ze sobą w prawdzie. Dużo ze sobą rozmawialiśmy, ale to naprawdę nie było łatwe. Nie pamiętam, kiedy przez trzy miesiące siedziałam w domu. I niech nikt mi nie mówi, że to były wakacje. To nie były wakacje.


Co teraz?


Jak to, co teraz? Żyjemy. Ja już nie czekam na koniec pandemii. Żyjemy tutaj i teraz. To jest nasze życie i ono trwa.


___


Sonia Bohosiewicz - aktorka, piosenkarka. Absolwentka PWST w Krakowie, do 2006 roku występowała w krakowskim Starym Teatrze. Ma na swoim koncie wiele ról teatralnych, filmowych i serialowych, a także wiele nagród i nominacji. Popularność i uznanie przyniosły jej przede wszystkim występy w filmach „Rezerwat", „Wojna polsko-ruska", „Seberiada polska".


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji