Artykuły

W pułapce "Pułapki"

"Pułapka" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Długie i nużące przedstawienie, którego jedyną zaletą jest pewna płynność narracji - tak wygląda "Pułapka", niefortunnie reklamowana przez teatr jako kolejna "wielka premiera jesieni".

Jedno niewątpliwie udało się Krzysztofowi Babickiemu - przykrojenie dramatu Różewicza do wymiaru obyczajowej historii z życia sławnego pisarza. W spektaklu pisarz, jak to artysta, ma kłopoty z otoczeniem i tzw. zwyczajnym życiem. Rodzina, znajomi i kobiety mają natomiast kłopoty z pisarzem z powodu jego przykrego charakteru i egoistycznego przedkładania tworzenia literatury ponad tworzenie relacji z ludźmi. A "Pułapka" Różewicza jest dramatem niezwykle zmysłowym, przykrym, niejednoznacznym, wręcz zapraszającym reżysera do zmagań - bo i sam poeta zmaga się w niej chociażby z formą "dobrze napisanego dramatu". Różewicz jest urodzonym destruktorem i podążanie choćby za tym podskórnym nurtem "Pułapki" mogłoby przynieść ciekawe sceniczne rezultaty. Ale cóż, Krzysztof Babicki zaproszenia nie przyjął, prześlizgnął się po powierzchni tekstu. I powstało przedstawienie pozornie wierne autorowi, bo zachowujące kolejność scen i respektujące w ogólnych przynajmniej zarysach autorskie didaskalia. Operujące - jak u Różewicza - i powagą, i komizmem. Tyle że w spektaklu powaga mało przejmująca, a komizm sprowadzony do grubej, zewnętrznej i powierzchownej groteskowości aktorskich działań. O tym, żeby te dwie tonacje współistniały ze sobą, można tylko pomarzyć.

Niewłaściwy klucz

Podstawowym błędem przedstawienia jest brak wyczucia charakteru języka, jakim napisana jest sztuka. To nie są dialogi z Zapolskiej; zastosowanie realistyczno-psychologicznego klucza do poezji wywołuje takie kiksy, jak w scenie, gdy Felice, porzucona narzeczona Franza, przyjeżdża do hotelu i ofiaruje mu siebie. Dialog, którego tematem jest ciało i cielesność, fascynujące i przerażające, sprowadza się tutaj do żalów dziewczyny, której nie chce jej facet. Podobnie z początkiem przedstawienia - rodzinnym obiadem. U Różewicza jedzący Ojciec jest budzącym strach i fascynację mięsożernym potworem, który za chwilę złoży swego syna w ofierze. Krzysztof Jędrysek gra po prostu nieprzyjemnego, zrzędliwego pana, niemiło odnoszącego się do rodziny i służącej. I tak jest w całym spektaklu. Język Różewicza staje się ekstrawaganckim, niepotrzebnym dodatkiem do życiowych sytuacji.

W jakim celu?

Scena za sceną biegną sprawnie, scenografia - choć plastycznie nieciekawa - jest funkcjonalna (wielka szafa z lustrem w kilku rolach, otwierający się w paru scenach jasno oświetlony pokoik na piętrze, rozsuwana czarna tylna ściana) i pozwalająca na szybkie zmiany miejsca. Ale w jakim celu mamy podążać za tymi scenami? Co poruszyło reżysera - i co ma nas poruszać? Może temat artysty i świata? Ale świat przedstawiony został topornie, a Radosław Krzyżowski (Franz) gra na jednej strunie - niezbyt określonego cierpienia. A może narodziny totalitaryzmu i Holocaust? Też nie bardzo, bo temat ten w spektaklu - jak i inne - został pokazany niezbyt przejmująco. A może nic reżysera nie poruszyło, a ja mam wygórowane wymagania, bo nie wystarcza mi zapoznanie się z wybitnym dramatem z trudem ożywionym na scenie wysiłkiem artystów?

Trudno; pozostaje czekać na kolejne premiery jesieni, a potem zimy i wiosny. Oby nie były tak wielkie jak "Pułapka".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji