Kino samochodowe, koncerty na balkonach. Koronawirus dla kultury bywał czasem odkryć. Ale też dramatów
Wiosenny lockdown i odwilż latem. A potem kolejne zamknięcie jesienią. Przy takich obostrzeniach żadne z wydarzeń kulturalnych - nie tylko w Poznaniu - w ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy nie miało prawa się udać. A jednak wiele się udało.
Zwrotów akcji było naprawdę sporo. Kiedy 10 marca rząd odwołał wszystkie imprezy masowe, mało kto zdawał sobie sprawę, jak bardzo zmieni się nasze życie. Także w sferze kultury.
Instytucje i artyści od początku pandemii nie tracili pary i pracowali nad programami, które można pokazać w internecie. Już 12 marca, jako pierwsi w Poznaniu – dzień po zamknięciu instytucji kultury – wystartowali z internetową transmisją aktorzy Teatru Nowego. Razem z zespołem Bibobit na scenie przy Dąbrowskiego zagrali spektakl „Stan podgorączkowy”. Przy pustej widowni, do kilku kamer. I publiczności ukrytej gdzieś za ekranami swoich komputerów.
kolejnych miesiącach taka forma kontaktu stała się normą. Nie tylko w teatrach, muzeach i galeriach, ale nawet w kinie. To właśnie w pandemii wystartowała ogólnopolska platforma mojeekino.pl, działająca na podobnej zasadzie jak Netflix czy HBO i prezentująca programy prawie 50 kin z całej Polski. Znalazły się wśród nich także poznańskie kina Muza i Rialto. Kierowniczka tego pierwszego była jedną z pomysłodawczyń zapoczątkowania ogólnopolskiego projektu.
Podobne platformy powstawały w Europie już od kilku lat. – Uważałam, że to jest rzecz potrzebna kinom studyjnym. Ale nie mogłam zebrać grupy zwolenników tego pomysłu. Wszyscy bardzo ostrożnie do tego podchodzili. Pandemia uruchomiła ten proces – przyznała w maju Joanna Piotrowiak, szefowa Muzy.
Mojeekino.pl to jedno z odkryć, które zostaną z nami, kiedy pandemia już minie.
Z nadzieją na zwyczajne edycje. Blisko siebie
Koncerty? One także przeniosły się do sieci. Czasem odbywały się w niezwykłych okolicznościach. Tak było w przypadku występów muzyków na balkonach jednego z bloków na Ratajach. Projekt „Taras Towarzyski Balcony Session”, w skrócie TTB Session, wymyśliły trzy przyjaciółki – Monika, Kasia i Marta. – Zainspirowały nas nagrania z włoskich balkonów. Postanowiłyśmy zrobić koncert dla naszych sąsiadów – opowiadały w kwietniu w „Wyborczej".
W maju w Poznaniu odbył się pierwszy seans kina samochodowego. Na terenie Wielkopolskiej Giełdy Odzieżowej widzowie w 80 autach obejrzeli „Hejtera” Jana Komasy. Z końcem miesiąca zaczęły „odmrażać się” wystawy, księgarnie i kawiarnie. W czerwcu na chwilę – przed letnią przerwą – otworzyły się teatry. Multipleksy zaczęły grać dopiero w wakacje.
Ostatnie kilka miesięcy to był czas nietypowo zaplanowanych festiwali. 30. edycja Malty została rozciągnięta od czerwca aż do jesieni i zagarnęła poznańskie plenery. Animator przybrał formułę hybrydową – odbywał się stacjonarnie i online, podobnie jak festiwal krótkich metraży Short Waves. Spring Break, który zwykle królował wiosną na ulicy (stąd jego nazwa), przeniesiono na jesień i też rozrzedzono program.
Wszystko w imię bezpieczeństwa – i widzów, i artystów. Z nadzieją na kolejne, zwyczajne edycje. Blisko siebie. Byle w komplecie.
Czy nadejdą? Napięcia od wielu miesięcy nie brakuje. Mimo wysiłku i odkryć dla ludzi kultury czas pandemii był i jest okresem okrojonych środków. Minimalnych pensji dla aktorów w teatrach, dramatów ludzi w branży koncertowej, kin grających dla jednego widza na sali.
Koronawirus obnażył realia życia artystów niezależnych, pracujących na śmieciówkach, bez ubezpieczeń, od projektu do projektu.
Dla ludzi zamkniętych w domach kultura – nawet ta serwowana online – była przez ostatnie miesiące konkretnym wsparciem. Wszystko wskazuje na to, że nawet po pandemii sektor kultury wciąż sam będzie potrzebował pomocy.