Artykuły

Obecne, nieobecne. Rozmowa z Julią Holewińską

- Od pewnego krytyka (prawicowego) usłyszałam, że przedstawiony w sztuce przypadek byłby niemożliwy w polskiej opozycji, że to wydumany problem. Był bardzo zdziwiony, gdy dowiedział się, że sięgnęłam do prawdziwej historii. Zabawne, jak krótka jest pamięć - minęło dwadzieścia lat i mamy jeden obraz tamtych lat, nawet nie czarno-biały, tylko czarno-czerwony. A przecież środowisko opozycji było bardzo zróżnicowane - Justynie Jaworskiej opowiada Julia Holewińska.

Justyna Jaworska: Pani sztuka wzbudziła kontrowersje, o których więcej w tym numerze na następnych stronach, ale można ją odczytywać jako ćwiczenie z empatii.

Julia Holewińska: Taki miałam zamiar i cieszę się, jeśli to widać. Chciałam napisać o pięknej postaci, którą podziwiam i która została odrzucona przez niemal wszystkich. To odrzucenie można było pokazać na bardzo wielu płaszczyznach: politycznej, prawnej, ekonomicznej, mnie jednak szczególnie poruszył problem najbliższych relacji. Wyobraziłam sobie na przykład, co mógłby czuć do osoby transseksualnej jej własny syn. Nie wiem, czy mi to wyszło, bo to są kwestie bardzo trudne, ale na pewno starałam się przywrócić człowiekowi wykluczonemu podstawową godność.

Dostaliśmy jednak od Ewy Hołuszko komentarz, w którym nie utożsamia się z główną bohaterką, a jeszcze mniej - z bohaterem. Choć akurat uważa, że kwestie związane z relacjami z najbliższym otoczeniem, czy ze stosunkiem otoczenia do jej ciała, fizyczności, udało się pani dość dobrze oddać.

Mój dramat nie jest dramatem biograficznym - wzięłam z reportażu o Ewie Hołuszko pewien splot wydarzeń, historię dawnego działacza opozycji, który przeszedł operację zmiany płci, płacąc za to wysoką cenę, ale ten splot przetworzyłam, wymyśliłam też sama świat dookoła. Różnic z pierwowzorem znalazłoby się mnóstwo.

Jedna z nich to na pewno zasady konspiracji. Ewa Hołuszko podkreśla, że, w przeciwieństwie do Adama z pani dramatu, jako szef organizacji podziemnej nigdy nie zaryzykowałaby wyjścia z domu w kobiecym przebraniu.

Doskonale to rozumiem. Czytałam relacje opozycjonistów z tamtych czasów i wiem, że ci z nich, którzy prowadzili wydawnictwa, teatry podziemne albo mieli pod sobą ludzi, nie chodzili nawet na demonstracje, żeby głupio nie wpaść. Jednak przy pisaniu nie kierowałam się jedynie zasadą prawdopodobieństwa, wolałam przejaskrawić pewne sytuacje, wydobyć ich teatralność. Teatr rządzi się w końcu przerysowaniem, ma być bardziej kolorowy niż życie, inaczej by nas nie poruszał.

Pojawia się też zarzut, że transseksualizm to nie to samo, co transwestytyzm.

Nie jestem tu ekspertem, ale trochę czytałam na ten temat i wiem, że niektóre zachowania mogą się w obu przypadkach pokrywać. Znów jednak myślałam przede wszystkim kategoriami scenicznymi: dylematy transseksualisty, który czuł się wewnętrznie kobietą, ale w żaden sposób tego nie okazywał, byłyby w teatrze trudne do przedstawienia. Chciałam tę postać pokazać wyraźniej, stąd może rys transwestyty. Jeszcze raz powtórzę, że to nie miała być biografia czy teatr faktu. Specjalnie nawet nie kontaktowałam się z Ewą Hołuszko, by pisać bez obciążeń i nie popaść w ton dokumentalny.

A czy czytała pani jej list otwarty, protest przeciwko przedstawieniu jej postaci we wspomnianym reportażu Jacka Hugo-Badera?

Czytałam, ale już po ukończeniu sztuki. Gdybym znała wcześniej jej obiekcje, pewnie by mnie to zablokowało. Bazowałam zresztą nie tylko na tamtym reportażu, ale także na wielu opracowaniach dotyczących zarówno zmiany płci, jak i lat opozycji demokratycznej, a także na własnych wspomnieniach, atmosferę konspiracji pamiętam jeszcze z domu.

Urodziła się pani w 1983 roku. Stanu wojennego nie może pani pamiętać!

Na pewno na najwcześniejsze obrazy nakładają się opowieści rodzinne, ale pamiętam na przykład rewizje. Pamiętam walenie w drzwi, sypialnię rodziców na antresoli i to, jak pomagałam im chować książki. Późniejsze wspomnienie mam już z wolnej Polski, tuż po przełomie - mieszkamy gdzie indziej, mama jest w łazience, a ja widzę w telewizji przemówienie generała Jaruzelskiego. Wołam ją przerażona, że dramat, że to koniec Polski, a ona mnie ze śmiechem uspokaja i wszystko tłumaczy: generał akurat rezygnował. Oczywiście, wtedy - gdy byłam dzieckiem - nic z tego nie rozumiałam. Jednak pewne powidoki tamtych czasów, pewne obrazy, atmosfera lat osiemdziesiątych siedzą we mnie bardzo mocno.

Dziecięcą wrażliwość widać zwłaszcza w chóralnych partiach sztuki, które są trochę jak z narodowych jasełek

Tak, czerpałam tu z dzieciństwa, ale też z literatury. Zwłaszcza tej tak zwanej narodowej - myślę tu jednocześnie o Mickiewiczu i o, na przykład, poezji maryjnej czy więziennej. Zajmowałam się teatrami podziemnymi i przeczytałam sporo tekstów o charakterze patriotycznym, napisanych w tym szczególnym podniosłym tonie. Oczywiście w sztuce starałam się ten język przetworzyć, nawet sparodiować. Język jest dla mnie w ogóle bardzo ważny. Myślę, że dramat powinien rozgrywać się już na płaszczyźnie języka. "Ciała obce" starałam się językowo skonstruować tak, by były melodyjne, muzyczne, często oparte na grepsie, parafrazach, cytatach - jedno słowo wynika tu z drugiego i ich zestawienia, często na pierwszy rzut oka nieoczywiste czy wręcz absurdalne, nadaje sens całej scenie. Zależało mi także na przełamaniu tradycyjnej konstrukcji dramatu - nie ma więc podziału na akty, są za to bardzo długie monologi Ewy - osamotnionej, umierającej, będące niejako opozycją dla głośnych, wspólnotowych scen z lat osiemdziesiątych. Jest wreszcie chór, który nie pełni - jak w tragedii antycznej - jednej funkcji: niemal każdorazowo jego wypowiedzi służą czemu innemu. Wybór takiego, a nie innego języka to, poza samym doborem głównej postaci, taki mój protest przeciwko jednej obowiązującej wizji pamięci. O opozycji wciąż jeszcze się myśli, że to byli dzielni chłopcy, którzy walczyli o wolną Polskę, a przecież były tam także kobiety i inni niepasujący do schematu ludzie, różne osoby obecnie nieobecne. Chciałam przywrócić pamięć także o nich.

No właśnie - pani sztuka mierzy nie tylko w etos podziemia, ale i w święte ramy polskiej rodziny, i w potoczną świadomość normy.

Od pewnego krytyka (prawicowego) usłyszałam, że przedstawiony w sztuce przypadek byłby niemożliwy w polskiej opozycji, że to wydumany problem. Był bardzo zdziwiony, gdy dowiedział się, że sięgnęłam do prawdziwej historii. Zabawne, jak krótka jest pamięć - minęło dwadzieścia lat i mamy jeden obraz tamtych lat, nawet nie czarno-biały, tylko czarno-czerwony. A przecież środowisko opozycji było bardzo zróżnicowane. Interesowała mnie w tym wszystkim przemiana wyobrażenia Polski, czyli właściwie Polonia, w latach osiemdziesiątych na sztandarach, karnawałowa, bohaterska, a teraz osamotniona i poraniona właśnie niczym Ewa z mojej sztuki. Operacja płci jest tu metaforą, chodziło mi o pokazanie rozpadu pewnej wspólnoty oraz o to, że samo dojście do prawdy czy wolności, że przywołam wielkie hasła, wiąże się najczęściej z jakimś bolesnym popękaniem. Polonię przedstawia się w kajdanach, na poziomie osobistym kajdanami może być płeć.

Jak wystawić "Ciała obce"?

Rozmawiałam na ten temat z kilkoma reżyserami i rzeczywiście jest dylemat: czy główną postać w sztuce mają grać dwie osoby, kobieta i mężczyzna, czy jeden aktor.

Albo aktorka.

Albo aktorka, właśnie. (śmiech) Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Pozostawiam ten wybór reżyserom.

A co teraz?

Teraz staram się zrealizować monodram, który napisałam dla Katarzyny Marii Zielińskiej. Ten tekst to taki manifest mojego pokolenia - plus minus trzydziestolatków - o naszym dzieciństwie, które przypadło na czas transformacji. Lata dziewięćdziesiąte z całym tym zalewem amerykańszczyzny, chińszczyzny i ogólnego dobrobytu, z którym zarówno my - dzieciaki, jak i nasi rodzice nie wiedzieliśmy, co zrobić. Piszę też dwie sztuki. Pierwszą o jasnowidzach, od czasów Piłsudskiego po współczesność. To będzie historia o Polsce widziana przez zabobony, przepowiednie, teorie spiskowe A druga ma być o facecie, który zapada na dwadzieścia lat w śpiączkę i opiekują się nim kobiety.

Takie "Porozmawiaj z nim"?

Trochę tak, ale osadzone w naszych realiach ostatnich dwóch dekad. A więc znowu o polskich przemianach, zdecydowanie z kobiecej perspektywy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji