Artykuły

Nie jesteśmy do końca stąd. Rozmowa z Ewą Banaszkiewicz i Mateuszem Dymkiem

- Wydaje nam się, że ludzie prawie zawsze mówią "bo" zamiast "ponieważ" i "że" zamiast "iż", jednak nawet postacie w obyczajowych serialach mają tendencje do sztucznej estetyzacji języka. Jest to ogólnonarodowa plaga i to szczególnie wśród aktorów polskich. Uczono ich mówić wyłącznie prawidłowo, a nie naturalnie - Justynie Jaworskiej mówią Ewa Banaszkiewicz i Mateusz Dymek.

Justyna Jaworska: Bohaterkom "3 w sypialni" nie jest łatwo być Polkami w Londynie, ale nie mają też drogi odwrotu. Z Polski się wyrwały. Jakie jest państwa doświadczenie emigracyjne?

Ewa Banaszkiewicz: Moje doświadczenie wskazuje na to, że nigdy nie jest łatwo być imigrantem. Nie wiem, czy jest taki człowiek, który bez bólu odcina się od swojego kraju, rodziny, przyzwyczajeń i kultury. Mieszkałam już w kilku krajach i ciągle mi brak tych krajów, które opuściłam, i ciągle chcę wyruszać dalej, jakbym wciąż poszukiwała idealnego miejsca, w którym moje życie byłoby cudowne. Jak kiedyś ktoś mi powiedział, w końcu zrozumiem, że to we mnie jest ten brak, a nie w miejscach, w których przebywam, i wydaje mi się, że jest w tym (niestety) dużo prawdy. Postać Ani w "3 w sypialni" jest właśnie tego przykładem: chce się wykreować na nową, lepszą i szczęśliwszą osobę w tym nowym lepszym miejscu, ale nie może uniknąć konfrontacji z bólem, od którego próbuje uciec. Co do wyrwania się z Polski, to ja osobiście powracałam do Polski już dwa razy! Pierwszy raz na studia do łódzkiej filmówki jako córka Polaka urodzona w Londynie, jednak szybko po studiach wróciłam do Anglii. Ale po długim okresie pobytu w innym kraju, w tym przypadku mówię o Polsce, człowiek się zmienia - po powrocie do Londynu przestałam być typową Angielką, strasznie brak mi było Polski, brak mi było pewnej serdeczności, pewnej szczerości w rozmowie, na którą angielska grzeczność i kultura czasem nie pozwalają. Czułam też, że w Polsce istnieje środowisko artystyczne, jakiego nie mogłam odnaleźć w Anglii. Chyba podświadomie ta polskość we mnie weszła. Więc w końcu wróciłam i tu ułożyłam sobie życie z Mateuszem, a teraz także z naszą córką. Na dobrą sprawę nie jestem ani Polką, ani Angielą, ani ze Sri Lanki (skąd pochodzi moja ukochana mama) jestem kimś pomiędzy. Nie znam swojego miejsca do końca, co jest czasem bolesne, ale przez to potrafię głęboko zrozumieć los imigranta.

MATEUSZ DYMEK: Urodziłem się w Warszawie, ale w czasie stanu wojennego, kiedy miałem pięć lat, uciekliśmy z rodziną do Szwecji. Rodzice bardzo dbali o to, abyśmy w domu ja i moje rodzeństwo mówili i zachowywali się po polsku. Myślę, że musiał to być ogromny wysiłek dla moich rodziców: powstrzymanie nas od wtrącania szwedzkich słów w polskich rozmowach. Faworyzowanie "polskości" ponad "szwedzkość" miało także swoje wady, skoro trudniej było się nam czasem zasymilować wśród dzieci w szkole, a przez to w nowym społeczeństwie. Pomiędzy Szwecją a Polską istnieje ogromna różnica mentalności. Do tej pory, kiedy jestem w Szwecji, kosztuje mnie sporo wysiłku, aby przestawić się na "szwedzkie myślenie". Ale na pewno jestem wdzięczny rodzicom za to, że zachowali we mnie to poczucie polskości, którego dzieciom wielu polskich emigrantów brak. Często tracą język i obyczaje kraju, z którego pochodzą. Z drugiej strony brak mi pełnego poczucia przynależności do kraju i miejsca, ponieważ gdziekolwiek bym na świecie mieszkał, zawsze czuję się nieco obcy.

Czy Polacy w Londynie trzymają się razem? W polskiej telewizji szedł serial "Londyńczycy", który pokazywał podział na emigrację starszą polityczną i młodszą ekonomiczną. Czy te podziały widać?

Ewa: Myślę, że to bardzo różnie bywa. Jest taki typ Polaka, który nie mówi po angielsku i przez to musi, ale tak e chce, trzymać się z innymi Polakami. Mój dziadek był taki. Żył ponad dwadzieścia lat w Londynie i na dobrą sprawę nie potrzebował mówić po angielsku chodzić po polskich sklepach, do polskiego kościoła, znał tylko Polaków, stworzył sobie taką małą Polskę. Mój ojciec z kolei od razu się nauczył języka i mówi bezbłędnie po angielsku. Chciał wejść w nowe społeczeństwo i zrobić coœ ze swoim życiem. Z tego, co ja obserwuję, w Londynie nadal jest rodzaj Polonii, która przede wszystkim trzyma się ze sobą, ale są oczywiście też tacy Polacy, którzy potrafią swobodnie wejść w angielskie społeczeństwo.

W słuchowisku, które państwo zrealizowali, rolę Ani dostała aktorka ze wschodnim akcentem. To dało ciekawy efekt radiowy. Czy można porównać sytuację Polek w Anglii do sytuacji choćby Ukrainek w Polsce?

Ewa: Ania była grana przez bardzo utalentowaną rosyjską aktorkę Olgę Sieriebriakową. Wydaje mi się, że teraz o wiele łatwiej jest Polakom w Anglii niż Ukraińcom w Polsce, choć nie zawsze tak było. Przede wszystkim Polska jest członkiem Unii Europejskiej i Polakom wolno legalnie pracować w Anglii a przez to mieć szansę na godne życie. Imigrantom ze wschodu jest w Polsce trudniej, zwłaszcza że jest to kraj bardzo zamknięty na imigrację i z tego, co wiem, bez polskich korzeni ciężko tu się osiedlić. Znam ludzi, którzy się tutaj urodzili, którzy czują się Polakami, a muszą wciąż starać się o wizę, aby tu móc mieszkać. Znam to uczucie, kiedy wybrałeś swój kraj, a kraj ten za bardzo cię nie chce.

Skąd tytuł "3 w sypialni", cyfrą?

MATEUSZ I EWA: Byliśmy mocno namawiani, aby zmienić tytuł na "Trójka w sypialni" albo "Troje w sypialni" (tak ostatecznie zostało nazwane słuchowisko), bo "przecież co to ma być, pisanie z cyfrą!?". A czemu nie? Polacy strasznie kurczowo trzymają się poprawnnej ortografii, gramatyki i wymowy polskiej, tak jakby były czymś świętym i absolutnie niezmiennym. Przez co wydaje nam się, że język (mimo że piękny) jest niezbyt otwarty na pewną potoczność, na nowe wpływy. Krytycy często wolą, aby coś brzmiało poprawniej, niż żeby brzmiało naturalniej. To jest szczególnie odczuwane w naszej dziedzinie sztuki. Wydaje nam się, że ludzie prawie zawsze mówią "bo" zamiast "ponieważ" i "że" zamiast "iż", jednak nawet postacie w obyczajowych serialach mają tendencje do sztucznej estetyzacji języka. Jest to ogólnonarodowa plaga i to szczególnie wśród aktorów polskich. Uczono ich mówić wyłącznie prawidłowo, a nie naturalnie. Dotyczy to zarówno dykcji, jak i umiejętności improwizowania. Ciągle mamy przez to spory z redaktorami lub recenzentami, szczególnie przy pisaniu dialogów. "3 w sypialni" była pierwotnie pisana po angielsku i tytuł oryginalny "3 in a Bed" odwoływał się do znanego wierszyka dziecięcego "Ten in a Bed", natomiast kiedy przyszedł czas zmienić go na język polski, stał się najpierw "Trójką", potem "Trojgiem". Postanowiliśmy zostawić swobodę interpretacji. Dziwnie się to czyta, być może nawet wieloznacznie co nam pasuje do sztuki, którą napisaliśmy. Ale być może ta dziwaczność pisowni wynika też z tego, że w końcu nie jesteśmy do końca stąd.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji