Artykuły

Zbrodnia jak z kina. Rozmowa z Rafałem Paczochą

- Trochę mnie to nawet przeraziło, kiedy uświadomiłem sobie, jak silna jest nasza fascynacja zbrodni w wersji pop. W teatrze kryminał może mniej się przyjął, ale kino i literatura żywi się nim od samego początku, czasem żeniąc go z filozofią jak u Dostojewskiego, a częściej odwołując się do najbardziej pierwotnych instynktów - Justynie Jaworskiej opowiada Rafał Paczocha.

Justyna Jaworska: Urodził się pan w 1977 roku, jak bohater pańskiej sztuki "Być jak Kazimierz Deyna". To historia autobiograficzna?

Rafał Paczocha: Niezupełnie, bo podczas historycznego meczu Polska Portugalia miałem już piętnaście dni. (śmiech) Przeczytałem kiedyś

w "Literaturze na świecie" zabawnie skonstruowane opowiadanie o meczu czeskiej okręgówki, któremu kibicował ojciec bohatera na pozór cały czas była mowa o futbolu, ale przez relację sportową dochodziło się do historii rodzinnych. Nie ukrywam, że mnie to zainspirowało, a poza tym sam jestem poniekąd kibicem w kapciach, grałem też kiedyś w piłkę i pomyślałem, że można by opowiedzieć o własnym życiu z czeskim dystansem. Szukałem nowego tonu. Zresztą mam z tym szukaniem cały czas pewien problem: wypróbowuję się w różnych stylach i językach.

O dalsze wątki osobiste niezręcznie mi pytać, ale na przykład wysłał pan bohatera swojej sztuki na polonistykę.

Zgadza się, sam niestety trafiłem na te studia, ale tu i tak nie dorównam Markowi Koterskiemu, który już wcześniej fantastycznie wykpił los polonisty... W każdym razie Deyna to była w sumie prosta, linearna opowieść, sceny nanizywały mi się jedna po drugiej bez fabularnych komplikacji. Tekst został wraz z Anną Wieczur-Bluszcz przepisany na scenariusz filmowy i mam nadzieję, że uda się go niedługo nakręcić. Zainteresował się nim też Teatr Wybrzeże. Cały czas jednak szukam formy może nie tyle bardziej pojemnej, ile bardziej złożonej, ciekawszej konstrukcyjnie. "Bar Babylon" jest jak na razie najbliższy temu, do czego zmierzam.

"Być jak Kazimierz Deyna" i "Zapach czekolady" to sztuki o dysfunkcyjnych rodzinach, a w "Barze Babylon" pokazuje pan, jak rodzina reprodukuje przemoc.

Naprawdę? To mi nie przyszło do głowy.

Przecież te męskie monstra z pańskiej sztuki, ci zwyrodniali kierowcy ciężarówek są, jacy są, bo tak zostali wychowani przez matki. Krzywdzą kobiety, bo się ich boją.

Rzeczywiście, to jakoś trafia w punkt, chociaż pisałem bez takiego założenia. "Bar Babylon" wziął się stąd, że obejrzałem film dokumentalny o seryjnym mordercy prostytutek Garym Rigdwayu, znanym jako Green River Killer. Pracował w fabryce samochodów, jeździł trakiem i wyglądał jak zwykły Amerykanin, miał wąsy i piękny uśmiech na zdjęciach, a do tego kilka żon, które się niczego nie domyślały. Złapano go w 2001 roku po dwudziestu latach mordowania, został skazany na dożywocie. W toku śledztwa okazało się, i to potwierdzałoby pani rozpoznanie, że był w dzieciństwie gnębiony przez matkę. Tylko że to jeszcze żaden trop, bo wiadomo, jak topornie wykorzystuje się w kulturze amerykańskiej psychoanalizę: wszystko zostaje uproszczone i podane jak na talerzu. Próbowałem też psychoanalityczne wytrychy nieco wykpić, zasugerować jakąś tajemnicę i napicie. Tamten film dokumentalny trzyma zresztą w napiciu, bo by znakomicie zrobiony, skomponowany formalnie jak kryminał. Trochę mnie to nawet przeraziło, kiedy uświadomiłem sobie, jak silna jest nasza fascynacja zbrodni w wersji pop. W teatrze kryminał może mniej się przyjął, ale kino i literatura żywi się nim od samego początku, czasem żeniąc go z filozofią jak u Dostojewskiego, a częściej odwołując się do najbardziej pierwotnych instynktów. Chciałem spróbować przenieść ten dreszcz na scen.

Niedawno wykorzystał pan autentyczny wątek sensacyjny w dramacie "Przyjaciel", opartym na historii zabójstwa Krzysztofa Olewnika.

Muszę powiedzieć z zakłopotaniem, że ten tekst zbija pewien kapitał na aktualności tematu i podczas konkursu w Poznaniu zdałem sobie sprawę, że mi to trochę przeszkadza. Kiedy pisałem "Przyjaciela", nastąpił akurat przełom w śledztwie. Starałem się być na bieżąco, jeszcze podczas prób konkursowych wprowadziłem pewne zmiany. Doszedłem do wniosku, że nie chce w sztuce nikogo "skazywać" czy piętnować, tym bardziej że mój bohater, Jacek K., wyszedł z więzienia i niczego mu nie udowodniono, choć z drugiej strony nie mógł też dowieść swojej niewinności. Wcześniej widziałem program z jego udziałem i uderzyło mnie, jak ostrożnie rozmawiał z dziennikarzem. Uświadomiłem sobie, że osoba permanentnie stawiana w stan podejrzenia musi stwarzać zasłonę dymną ze słów. Szukałem więc języka poetyckiego, może nawet nieznośnie repetytywnego, by rozegrać dramat na płaszczyźnie słowa przeciw słowom, a z drugiej strony pokazać jego uwikłanie, walkę, w tym także z samym sobą.

A jak poszła próba czytana?

Mówiąc językiem sportowym, zwycięstwo w Poznaniu zostało wydarte na ostatnich metrach, choć sztuka wcale nie była faworytem. Dopiero czytanie, jak powiedział Paweł Szkotak, wydobyło jej sceniczny potencjał, z czego miałem wielką satysfakcję. Krótko mówiąc, zdecydowały sceniczne deski, a pomogli w tym reżyser i zaangażowania w pracę aktorzy.

"Bar Babylon", choć najbrutalniejsza z pańskich sztuk, jest przy tym uderzająco śmieszna. Przerysowuje pan amerykańskich twardzieli...

...którymi i tak manipuluje burdelmama. Oczywiście chciałem, by przynajmniej niektóre partie wybrzmiały poważnie. Ale cieszę się z tego efektu przerysowania, bo prawdziwym bohaterem tej sztuki miała być właśnie Ameryka czy amerykański film, a raczej nasze o nim wyobrażenie, zniekształcona percepcja. Czyli klisze, mity.

No właśnie, rzecz dzieje się współcześnie, ale równie dobrze mogłaby się dziać w latach siedemdziesiątych czy nawet czterdziestych, niemal poza czasem.

Nie do końca specjalnie sprawdzałem, kiedy mistrzostwa w bejsbolu wygrali kilka razy z rzędu Jankesi. To był koniec lat dziewięćdziesiątych. (śmiech) Czyli znowu ramy chronologiczne narzuca sport! Swoją drogą, uważam kibicowanie za zbiorową ucieczkę od rzeczywistości.

Robi pan w "Barze Babylon" wyraźne aluzje do filmów Davida Lyncha, ale przecież nie tylko?

Z filmów natchnął mnie na pewno "Monster", a jeszcze bardziej "To nie jest kraj dla starych ludzi" braci Coenów, w którym fantastycznie udał się wątek kryminalny, zresztą ostentacyjnie porzucony pod koniec. Inspirujący był też dla mnie "Dogville" Larsa von Triera, pokazujący Amerykę jako miejsce zupełnie umowne, narysowane kredą i przez to uniwersalne jak przypowieść. Podobnie abstrakcyjnie, jako model, pomyślana została "Ameryka" u Kafki. Miłosz w "Widzeniach nad zatoką San Francisco" pisał o wizycie swojej przyjaciółki, Francuzki, która zobaczyła kawałek Stanów i stwierdziła: Boże, co za nieszczęście, wszędzie jest tak samo. A przecież tą umowną Ameryką jesteśmy jakoś zarażeni - pamiętam, z jakim przejęciem w latach osiemdziesiątych czekałem jako dzieciak na western w sobotę o dwudziestej. Dlatego miałem tak wielką frajdę z eksplorowania tych obszarów granicznych, powidoków... A już zupełnie niezależnie spróbowałem na to nałożyć biblijną historię o Zuzannie i starcach, stąd motto z Księgi Daniela. Starałem się ocalić Zuzannę w postaci Pięknej Sue.

Znowu umownie pięknej.

Przynajmniej tak o niej mówią. Interesuje mnie mieszanie gatunków i pewne ostentacyjne stawianie narratora obok postaci jako kogoś, kto wchodzi i wychodzi z opowiadanej historii. Bo przecież każdą historię ktoś powołuje, ona dzieje się w czyjejś głowie. Na scenie widzimy jedynie obróbkę świata.

Jest pan sekretarzem literackim w Teatrze Powszechnym, więc z dramaturgią obcuje pan na co dzień. Nie doświadcza pan lęku przed wpływem?

Pracowałem w miesięczniku "Teatr" świeżo po studiach i kiedy się to skończyło, wiedziałem, że chce być związany z teatrem w jakiejkolwiek roli. Zdarzyła mi się możliwość pracy w Powszechnym i muszę ją naprawdę doceni i tak pewnie czytałbym sztuki, ale przecie nie w takich ilościach. Wpływy obce są przy tym nieuniknione. Ale nieprzypadkowo rozmawialiśmy głównie o kinie. Przyznaję, że od kiedy jestem bliżej scenicznego świata, znacznie rzadziej chodzę do teatru dla przyjemności. Wolę puści sobie film i mieć wolny wieczór na pisanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji