Artykuły

Fajna robota. Rozmowa z Jakubem Roszkowskim

- Kilka lat temu wyjechałem na wakacje do Francji i pamiętam, jak pewnego dnia usiadłem nad brzegiem oceanu. Świadomość tego ogromu i fakt, że najbliższym lądem w linii prostej są dopiero Stany, wywołały u mnie dziwne, silne uczucie... - Abelardowi Gizie opowiada Jakub Roszkowski.

Abelard Giza: Kiedy się widzimy, pytam cię zwykle o zdrowie albo jeśli akurat gramy w "Osadników" i siedzimy nad planszą ile mi dasz drewna za dwie owce? Dziś spotykamy się jednak w trochę innym charakterze. Opowiedz mi, proszę, jaka jest geneza "Morza otwartego"?

Jakub Roszkowski: "Morze otwarte" tak naprawdę powstało z nudów, mieszkałem wtedy jeszcze w Krakowie, a do Gdańska przyjechałem na okres prób do spektaklu "Portret Doriana Graya". Pomyślałem, że powinienem coś porobić w czasie, kiedy nie potrzebują mnie w teatrze, żeby nie zwariować tu samemu. Usiadłem przed komputerem i zacząłem pisać. W głowie miałem tylko pomysł na pierwszą scenę. Dwójka ludzi nad morzem. I tyle. Nie wiedziałem, dokąd całość będzie zmierzać. Potem na przykład wpadł mi pomysł na Amerykę, więc musiałem cofnąć się i zmienić tekst, żeby początek pasował do tego, co wymyśliłem później.

Darzysz morze jakimś szczególnym sentymentem?

Dopóki mieszkałem w Gdańsku, nie lubiłem morza. Mieszkałem od niego jakieś trzysta metrów. Wydawało się czymś banalnym i oczywistym. Wielka kałuża. Polubiłem je dopiero, kiedy zacząłem studia w Krakowie. Ta przestrzeń i otwartość są niesamowite. Kilka lat temu wyjechałem na wakacje do Francji i pamiętam, jak pewnego dnia usiadłem nad brzegiem oceanu. Świadomość tego ogromu i fakt, że najbliższym lądem w linii prostej są dopiero Stany, wywołały u mnie dziwne, silne uczucie...

Inspirowałeś się przy pisaniu "Nożem w wodzie"?

O tym, że film Polańskiego mógł być dla mnie inspiracją, dowiedziałem się od dziennikarza, z którym jakiś czas temu rozmawiałem i który zadał mi to samo pytanie. To, że w obu tych utworach pojawia się trójkąt, o niczym nie świadczy. Nie jedyny to trójkąt w historii teatru i filmu. "Nóż w wodzie" opowiada o rywalizacji dwóch mężczyzn o kobietę, u mnie to zderzenie braku dzieci z brakiem rodziców. Tam wszystko rozgrywa się w ciągu doby, w "Morzu otwartym" ważny jest płynący czas. Jeśli chodzi o inspiracje, to raczej mówiłbym tu o inspiracjach językowych, między innymi twórczości Jona Fossego. Podoba mi się klimat jego dramatów, przestrzeń, jaką potrafi wytworzyć między słowami. Kiedy czytam jego teksty, podobnie zresztą gdy słucham muzyki, choćby islandzkiej grupy Sigur Ros, mam wrażenie, że świat się otwiera.

Jesteś dramaturgiem w gdańskim Teatrze Wybrzeże. Fajna robota?

Bardzo fajna, bo bardzo różnorodna. Za każdym razem robię nowe rzeczy. Uczę się, rozwijam. Dramaturg w teatrze jest pracownikiem działu literackiego, dlatego jestem mocno związany z tekstami: dużo czytam, szukam ciekawych dramatów, potem je opracowuję, adaptuję, tłumaczę. I oczywiście pracuję z reżyserami nad kształtem scenicznym całego spektaklu. Dramaturg w Polsce jest trochę kimś innym niż na

przykład w Niemczech. Zdarza się, że tam w jednym teatrze pracuje ich pięciu (prawie tylu, co oficjalnie w całej Polsce) jeden główny, reszta natomiast zajmuje się bardzo konkretnymi zadaniami. Ja mam

szersze pole manewru. Ostatnio dostałem zlecenie na napisanie libretta do opery. Zupełnie nie znam się na tym gatunku, miałem więc ogromną frajdę.

Czy praca dramaturga pomaga przy pisaniu własnych rzeczy?

Bardzo. Po pierwsze, ciągłe siedzenie nad tekstami innych wyzwala potrzebę napisania czegoś własnego. Po drugie mam praktyczny kontakt z teatrem. Kiedy coś zrobię, od razu zostaje to wypróbowane. Doświadczenie nieraz pokazało, że czasem nawet niezła literacko scena ląduje w koszu, bo nie sprawdza się na scenie. Ta wiedza wpłynęła też na formę "Morza otwartego". Z premedytacją nie pisałem didaskaliów. Chciałem, żeby tekst był właśnie otwarty i dawał możliwości do pracy. Chyba do tej pory nie wiem, jak można go wystawić.

Dwa słowa o finale Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej.

Duża radość i kop do pracy. "Morze otwarte" wysłałem na konkurs dzień przed upływem terminu zgłaszania tekstów. Ucieszyłem się, że mój tekst dostał się do półfinału, a przejście do finału było już ogromnym zaskoczeniem. To bardzo miłe uczucie, kiedy ludzie, których nie znasz, czytają twój tekst i dobrze się przy tym bawią. Poczułem, że skoro mój profesjonalny debiut został tak ciepło przyjęty, może warto pisać nie tylko do szuflady.

Jakie plany na przyszłość?

Zaczynam pisać historię w klimacie opowiadań Philipa K. Dicka. Science fiction z odrobiną sensacji. Mają być wyraziste postaci, dynamiczna akcja. Na pewno będzie inaczej niż w "Morzu otwartym". I to jest najfajniejsze. Jestem młody, mogę sobie jeszcze kombinować i szukać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji