Między prawdą, a zmyśleniem. Rozmowa z Michałem Bajerem
- Tłumaczenie i pisanie sztuk wspierają się wzajemnie, bo jedno i drugie opiera się na projektowaniu typów scenicznego "mówienia" najbardziej adekwatnych do sytuacji postaci
Dorota Jovanka Cirlić: Romanista piszący sztuki? Jak się trafia z uniwersytetu do teatru?
Michał Bajer: Spora część literatury francuskiej to teksty dramatyczne. I wcale nie trzeba przywoływać gigantów; istnieje we Francji nurt świetnej, pozbawionej kompleksów dramaturgii użytkowej - Scribe, Labiche, ale również, pod wieloma względami, Victor Hugo. To wszystko w naturalny sposób kieruje uwagę ku teatrowi. Na poznańskim Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza chodziłem na zajęcia profesor Dobrochny Ratajczakowej. Patrzenie na teatr od teoretycznej strony, którego uczyła, nie musi oznaczać, że w jakiś szczególnie obcesowy sposób odziera się go z tajemnicy; wydaje mi się, że może to być właśnie jedna z wielu form doświadczania tej tajemnicy.
Czy łączy coś pana z tak głośno lansowanym ostatnio "pokoleniem porno"?
Kilka rzeczy mi się podoba, na przykład kiedy autorzy o "pornograficznym" rodowodzie zdobywają się na dystans wobec opisywanej rzeczywistości. W "Mortal Kombajn" Pawła Sali jest scena, w której bohater rozmawia z duszą pokutującej w piekle matki. I dialog ten jest prowadzony w konwencji seks-telefonu (z matką w roli operatorki). Podoba mi się, że wbrew ogólnej
tendencji nurtu sytuacja nie służy forsowaniu jakiejś politycznie poprawnej tezy (typu: praca w seks-telefonie to piekło na ziemi). Ta scena jest bardzo teatralna: równocześnie bardzo śmieszna i bardzo poruszająca, bo w oszczędny, czysty sposób pokazuje nieobecność jednego człowieka w życiu drugiego. Nie sposób też odmówić wirtuozerii kompozycyjnej Ingmarowi Villqistowi w zakresie pewnego wariantu "sztuki dobrze skrojonej", choć, jako czytelnika, bardziej intryguj mnie teksty Michała Walczaka, Szymona Wróblewskiego czy Marka Kochana.
Co panu dało uczestnictwo w projekcie Teren Warszawa?
Projekt dawał możliwość spotkania z ludźmi o bardzo różnych spojrzeniach na teatr: oprócz Grzegorza Jarzyny, który pokazywał między innymi, jak wykorzystywać różne odcienie parodii i teatralnej ironii, był tam także Andrzej Chyra, którego koncepcje są solidnie zakorzenione w tradycji realizmu, i Lidia Amejko, której poetyka jest bliska teatrowi absurdu. Właśnie tą różnorodność zapamiętałem najbardziej. Takie doświadczenie pomaga w krystalizowaniu się techniki pisania, rozwija swobodę w używaniu elementów należących do różnych języków scenicznych. Jest też bardzo ciekawe z punktu widzenia kogoś, kto po prostu lubi teatr.
Czy tłumaczenie sztuk pomaga kształcić własny warsztat?
Myślę, że to działa w obie strony. Pierwszą własną scenkę napisałem na długo po pierwszych próbach tłumaczenia; w klasie maturalnej i przez pierwsze lata studiów bezskutecznie usiłowałem przetłumaczyć
"Samotność pól bawełnianych" Koltsa i dwadzieścia innych rzeczy. Tłumaczenie i pisanie sztuk wspierają się wzajemnie, bo jedno i drugie opiera się na projektowaniu typów scenicznego "mówienia" najbardziej adekwatnych do sytuacji postaci.