Artykuły

Nie zdradzę! Rozmowa z Patrycją Babicką

- Kiedy pisze się z dystansem, zawsze pisze się trochę na serio. Ale teraz odkryłaś moją największą przyjemność w pracy z tą akurat formą: w wypadku dramatu mogę najodważniej pobawić się językiem. Tak, to właśnie to - Justynie Jaworskiej opowiada Patrycja Babicka.

Justyna Jaworska: Prowokujący tytuł - "Dramat sensacyjny". Gdzie tu sensacja?

Patrycja Babicka: Moim założeniem było napisanie dramatu, który... no właśnie... będzie po części kradziony w formie, po części kradziony w fabule, czyli sama chciałam zabawić się w bohatera jakiejś sensacji (złodzieja w tym wypadku). Zależało mi na tym, żeby to było logiczne i czytelne - zarówno w kwestii kradzieży fabuły, jak i kradzieży formy... Tylko nie wiem, czy powinnam zdradzać, jak to powstaje. (śmiech)

Zdradź koniecznie. Najciekawszy jest proces.

Wiem, ale może to zniechęcić czytelnika, bo musiałabym podać rozwiązanie.

"Czy będę wielkim szydercą, gdy spytam, kto jest mordercą?"

Nie zdradzę!

Czyli zrobiłaś swoją sztukę z klisz, z fragmentów przechwyconych?

Częściowo tak. Rzeczywiście, słowa czy sytuacje są przechwycone, ale też wyśmiane. Fajnie jest budować dystans na pastiszu.

Nie boisz się nawet kiczu! A może to raczej kamp?

Nie wiem. (śmiech) Nie myślałam o tym. Świadomie zastosowałam na pewno wątek kryminalny, bo jestem wielką fanką Agathy Christie, to moja ulubiona literatura tramwajowa.

A jednocześnie piszesz bardzo poetycko, konstruujesz monologi na granicy wiersza. Może właśnie wtedy wypowiadasz się na serio?

Kiedy pisze się z dystansem, zawsze pisze się trochę na serio. Ale teraz odkryłaś moją największą przyjemność w pracy z tą akurat formą: w wypadku dramatu mogę najodważniej pobawić się językiem. Tak, to właśnie to.

Uparcie próbuję rozpruć twoje sztuki, więc przyznaj się wreszcie: z czego je szyjesz? Oprócz kryminałów Agathy Christie, rzecz jasna.

Zawsze jest tak, że inspiracji towarzyszy jakaś emocja. Kiedy jest sobotni wieczór i pogoda taka jak dzisiaj [w Krakowie wiał huragan Emma], to raz może to być Shakespeare, raz Márquez. Jeżeli mam ochotę na fragment, bo nigdy nie jestem w stanie przeczytać całości, czytam Schulza albo Joyce'a. Ale najbardziej ciągnie mnie literacko do czegoś, co byłoby połączeniem języka Manna z "Doktora Faustusa", notatek Kantora, magii Schulza, wariactwa Witkacego i dystansu Gombrowicza. Oczywiście to ideał nie do osiągnięcia, ale trzeba mieć jakieś cele, prawda? (śmiech)

Ale twój monodram "Miasto grzechu" ma już wyraźnie inne inspiracje. Ten kobiecy ekspresjonizm to jakby... Elfriede Jelinek?

Jestem znudzona dramatami, które mają pełnić rolę wychowawczą. Jeśli interesuje mnie dramat społeczny, to właśnie w takim ujęciu, jak u Jelinek. Czyli da się to odczytać? (śmiech)

Jasne! A czy świadomie piszesz w konwencji postdramatycznej? Pytam, bo jako absolwentka wydziału wiedzy o teatrze teorię dramatu masz na pewno w małym palcu.

Świadomie przyjęłam dramat jako formę, która jest połączeniem momentowości teatru z literaturą, czyli zapisem momentu. Moje inspiracje są raczej literackie niż teatralne, więc tak, w tym sensie to celowy zabieg.

Wyobrażasz to sobie na scenie?

Oczywiście. Wszystko widzę. Ale nie jestem reżyserem i obawiam się, że mogłabym to strasznie schrzanić. Bo do wystawiania sztuk trzeba mieć jednak mentalność kierownika, a ja nie umiem zarządzać ludźmi. (śmiech)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji