Artykuły

Przepis na wojnę w proszku

Wojna i pokój w reżyserii Marcina Libera i adaptacji Pawła Sztarbowskiego to kolejna premiera w Powszechnym, której towarzyszył zamysł podjęcia aktualnych problemów Europy Wschodniej. W tym celu sięgnięto po kostium historyczny i klasykę literacką. Pomysł wykorzystania wielkiej powieści Lwa Tołstoja do pokazania polityki mocarstwowej wydaje się efektowny. U Tołstoja materiału jest aż nadto. Rosyjska arystokracja pokazana jest tu w fazie przełomu między epoką carycy Katarzyny, pozostającej wciąż w pamięci niektórych bohaterów powieści i uosabiającej politykę imperialną, a nowymi porządkami związanymi np. z dyskusją nad uwłaszczeniem chłopów. Jest miejsce i dla konserwatysty Mikołaja Bołkońskiego, i dla liberała pacyfisty Pierre'a Bezuchowa.

Coś z epickiego rozmachu kanonicznego dzieła rosyjskiej literatury pozostało w spektaklu Libera, ale w wersji mocno uproszczonej i plakatowo-komiksowej. Spektakl dzieli się na dwie części. Pierwsza, dłuższa, to adaptacja powieści Tołstoja. Akcja drugiej toczy się w roku 2021, kiedy Rosja jest pod okupacją Unii Europejskiej, Wojna i pokój trafiła na indeks ksiąg zakazanych, a bohaterowie powieści odrodzili się w nowych terrorystycznych i nacjonalistycznych wcieleniach.

W pierwszej części przedstawienia dominuje - niestety - żywioł fabularno-ilustracyjny. Otwiera ją bal imieninowy u Rostowów. Przez scenę przewija się korowód barwnych postaci w efektownych kostiumach, stylizowanych na ubiory z początku XIX wieku. Zostały one zaprojektowane przez poznańską grupę Mixer, dzięki czemu spektakl sprawia wrażenie bogatego, modnego i drogiego. Atrakcyjność wizualna nie zostaje jednak w żaden sposób przełożona na plan treści. Wiele scen pierwszej, "kostiumowej" części przedstawienia to - według deklaracji twórców - salon z widokiem na wojnę. Bohaterowie raz po raz entuzjazmują się wojną, innym razem przekonują, że bardziej istotne jest zagadnienie, kto będzie dziedziczył po Bezuchowie. Wszyscy starają się wkupić w łaski tych bogatszych i bardziej wpływowych, a Liza Bołkońska (Katarzyna Maria Zielińska) stwierdza, że dziś trzeba mieć znajomości w opiniotwórczych mediach, po czym poprawia przejęzyczenie, mówiąc o kręgach. Przekonuje również Marię Bołkońską (Aleksandra Bożek), że trzeba dużo rozmawiać o wojnie, aby okazać się interesującą, ponieważ jest to zawsze aktualny temat. U Tołstoja wojna również jest tematem rozmów salonowych, a bohaterowie prezentują różne postawy wobec najeźdźcy - od żarliwej woli walki, poprzez lęk przed działaniami wojennymi, aż po pogardę wobec Napoleona (Mikołaj Bołkoński) i pacyfizm Pierre'a Bezuchowa. W Wojnie i pokoju wojna z Napoleonem jest sprawą śmiertelnie poważną, a w spektaklu Marcina Libera została sprowadzona do rangi atrakcji sezonu. Istotnie - ciekawe jest pokazanie wojny jako tematu modnego i medialnego, ograniczyło się ono jednak do kilku powierzchownych uwag i w gruncie rzeczy twórcom spektaklu chodziło o coś zupełnie innego. U Libera i Sztarbowskiego Rosjanie mają nieustanny apetyt na wojnę imperialną i zdają się wcale nie żartować, podczas gdy w powieści Tołstoja najeźdźcą jest Napoleon. Tym samym więc Wojna pokój została doraźnie uaktualniona. Oczywiście wiadomo, kim obecnie jest wróg Rosji i do czego dążą władze tego kraju - spektakl jest pełen grubych aluzji.

Realizatorzy zachowali wiele wątków powieści Tołstoja, jednak zabrakło pomysłu na ich sfunkcjonalizowanie tak, aby wzmocnić krytyczny wydźwięk spektaklu. Większość z nich zostaje tylko zilustrowana i to momentami w taki sposób, jaki znamy z adaptacji filmowych dzieła Tołstoja. Są więc i niefortunne oświadczyny Anatola Kuragina (Piotr Stramowski), i nieszczęsny pojedynek Pierre'a Bezuchowa (Piotr Ligienza) oraz jego perypetie małżeńskie. Jest konflikt Rostowów (Anna Moskal, Andrzej Mastalerz) z synem, dotyczący jego planów matrymonialnych, rodzice bowiem - by ratować swoją pozycję w świecie - chcą ożenić go z bogatą panną. Nie wykorzystano jednak w pełni żywiołu krytycznego tych wątków, choć widać próby pokazania na tle fabuły różnych postaw wobec "modnej" imperialnej wojny i reform społecznych. O wiele bardziej przerażeni wojennym apetytem Rosji wydają się Rostowowie, o wiele mniej - ich dzieci.

Najciekawsze w pierwszej części są sceny spoza głównego wątku; rozsiane w powieści marginalne motywy uzyskują status lejtmotywów, nadających fabule spektaklu niepokojący, niejednoznaczny wymiar. Tak dzieje się z motywem krwi, której ambiwalentny status widać w scenie, kiedy Natasza (Joanna Drozda) z dumą prezentuje wypaloną ranę. Bohaterka Tołstoja wypaliła sobie znamię, by udowodnić miłość do kuzynki Soni. Liberowi i Sztarbowskiemu motyw ten posłużył do pokazania fascynacji bólem i śmiercią, zaś samookaleczenie staje się znakiem inicjacji Nataszy w świat zafascynowany wojną i zabijaniem. Później Natasza, poraniona niczym ofiara prowadzona na rzeź, deklamuje Padlinę Baudelaire'a i obnażona, już z odmienioną świadomością, występuje przed szereg świątecznie uroczystych bohaterów wypowiadających wojnę wrogom, którzy wtargnęli na rosyjską ziemię. Nowego, groźnego sensu nabrał też wątek polowania, będącego elementem ziemiańskiej tradycji, który w spektaklu staje się okrutnym rytuałem. Natasza lubi polowania, marzy o wyruszeniu na wojnę i chce bić każdego, kto zagraża świętej Rosji. Z sadystyczną satysfakcją, podszytą jednak lękiem przed rozlewem krwi, opowiada o przeszywającym wzroku wilka upolowanego i żywcem skrępowanego kiedyś przez jej brata Mikołaja i jego kompanię. Niedźwiedź kojarzy się z polowaniami, a ubrany w kostium imitujący skórę niedźwiedzia Grzegorz Falkowski uosabia zarazem żołnierskie "mięso armatnie" i rosyjskie chłopstwo, bite i poniżane przez księcia Mikołaja (Mariusz Benoit). Powiązanie kilku motywów powoduje, że ich znaczenia się nawarstwiają, tworząc ważny wątek przedstawienia.

Druga część spektaklu to dopisane przez Pawła Sztarbowskiego post scriptum do powieści Tołstoja. Ta część pozostaje w znaczeniowej łączności z pierwszą, jest jednak chaotyczna - wynika to może z chęci pokazania w skrócie wszystkiego, co kojarzy się z wojną i imperializmem. Współczesne wcielenia postaci Tołstoja egzystują w zaświatach, tocząc tam wieczną wojnę przeciw wrogom Rosji. Związek tej części z powieścią Tołstoja jest bardzo luźny i polega na powierzchownych skojarzeniach z obecnym w powieści klimatem wojennego chaosu i okrucieństw. Bohaterowie, wyrwani przez śmierć z realiów XIX-wiecznych, krążą po polu walki z XXI stulecia. Ktoś wzywa do wspomożenia rosyjskich żołnierzy, do składki na cele militarne, ktoś inny ma być rozstrzelany za zdradę, Pierre Bezuchow okazuje się zamachowcem-samobójcą, a Helena Kuragin (Paulina Chruściel) nosi ubiór z piętnującym napisem "zdrajca". Zainscenizowano również scenę egzekucji zenegatów. Podkreślony jest tragizm powieściowych losów bohaterów - prawie wszyscy ponieśli śmierć. Wyodrębniają się głosy rodziców czworga bohaterów: Nataszy i Mikołaja Rostowów (Michał Napiątek) oraz Heleny i Anatola Kuraginów (Sławomir Pacek), którzy nawołują swoje dzieci, by wracały do bezpiecznego domu, wspominają ich dzieciństwo. Ich monologi wprowadzają klimat strachu i lęku o bliskich. W pewnym momencie bohaterowie gromadzą się, by wspólnie zaintonować prawosławną modlitwę w intencji Rosji. Spektakl kończy się odśpiewaniem przez bohaterów popularnej radzieckiej piosenki Pust' wsiegda budiet sołnce (Zawsze niech będzie słońce). Nawołujący do pokoju tekst kojarzy się - jak na ironię - z reżimem totalitarnym, który doprowadził do podporządkowania wielu narodów jednemu imperialnemu tworowi państwowemu.

Oba muzyczne cytaty sąsiadują w spektaklu zapewne po to, by pokazać, że i prawosławie, i komunizm zawierają - mniej lub bardziej zakamuflowane - elementy propagandy imperialnej. Mentalność Rosjan zbudowana na tych dwóch podstawach pozostała przez wieki taka sama. Zawsze czczą oni władzę i gotowi są za nią zginąć. Tylko co nowego mówi nam zaakcentowanie w spektaklu tej myśli o współczesnej sytuacji na wschodzie Europy?

Nie można oprzeć się wrażeniu, że druga część spektaklu służy zilustrowaniu bardzo prostej tezy, wyłożonej wprost w długim patetycznym monologu przez odmienionego, współczesnego Mikołaja Bołkońskiego: Rosja była i jest mocarstwem, choć stojącym na mocno nadwątlonych podstawach, skoro tak łatwo dała się ujarzmić w 2021 roku. Rosjanie uosabiają żywioł dziki, azjatycki i mongolski. Interesy Rosji zawsze będą sprzeczne z interesami Europy. Ten pogląd, nie dość, że mało odkrywczy, jest zarazem populistyczny i stereotypowy. Zdziwienie budzi fakt, że do wyartykułowania tej myśli potrzebne było tak potężne dzieło, jak Wojna i pokój Tołstoja. Druga część spektaklu tylko potwierdza pojawiające się w spektaklu grube aluzje do współczesnej polityki Putina. Mówi się więc, że Rosja zagarnęła Ukrainę i Krym, być może chce zagarnąć więcej. Wiemy aż za dobrze, kim jest w spektaklu car Aleksander I. O aktualizującym charakterze przedstawienia widzowie nie zapominają przez ponad dwie godziny jego trwania, wskutek czego druga część jest doskonale przewidywalna. To musiało się skończyć zawieszeniem fabuły Tołstoja w jakiejś nazbyt pojemnej sferze odniesień do rzeczywistości wojny. Sceny drugiej części mogłyby toczyć się kiedykolwiek, ale nie gdziekolwiek - tylko w Rosji, niezależnie od okresu historycznego. Tym sposobem aktualizujące się tutaj znaki z powieści Tołstoja tracą jakiekolwiek znaczenie i rozmywają się w szeregu samopotwierdzających się haseł. Z zestawienia czasów wojen napoleońskich i prawosławnej pobożności ze współczesnością i komunistyczną przeszłością nie wynika nic ponadto, że tendencje imperialne są wieczne i uniwersalne. Czy aby na pewno? Przecież właśnie lektura powieści Tołstoja dostarcza wielu dowodów na to, że nie wszystko jest takie proste, również rosyjska dusza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji