Artykuły

Dulska przyjmuje w Radomiu

Z trudem by szukać kilkunastoletniego i starszego obywatela, który nie zetknął się z "Moralnością pani Dulskiej", Sztuka, jako lekturowy szlagier, powraca co kilka sezonów na deski teatralne. Telewizja raczy nią z jeszcze większą częstotliwością. Uczniowie z nakazu polonistów czytają tę - jak chciała Gabriela Zapolska - tragifarsę kołtuńską. Nie jest więc "Moralność" sztuką, która może pozyskać widzów dla intrygi dramatycznej. Nawet ci, którzy nie doczytali i nie dopatrzyli jej do końca, gdy o Dulskiej mowa, natychmiast wyrzucają z siebie slogany o zakłamaniu moralnym, nierówności społecznej odległych czasów. A słowo "dulszczyzna" stało się w potocznej polszczyźnie synonimem kołtuństwa. Skoro więc dla nikogo sztuka nie ma tajemnic, czemu ciągle wraca na scenę? Zapomnijmy o jej lekturowej proweniencji dającej publiczność i o tym, że dyrektor teatru Wystawiając ją daje zatrudnienie aktorkom (7 pań i tylko 2 panów, a zwykle proporcje wyglądają odwrotnie) - to mogą być tylko drugorzędne powody. Naprawdę istotne brzmią dość banalnie. Moralność krakowskiej matrony nie chce pozostać historią a co rusz wdziera się na nasze pokoje i do naszych alków, jawiąc się tematem aktualnym. Jest również sztuka Zapolskiej wspaniałym materiałem dramatycznym, dającym możliwości kreacyjne całej dziewiątce wykonawców, na czele z odtwórczynią roli tytułowej.

Kraków z przełomu wieków, mniej więcej sprzed 100 lat, dzielił swych mieszkańców na filistrów (mieszczuchów) i artystów. Konflikt między obiema grupami odbywał się na płaszczyźnie towarzyskiej. Mieszczuch na ogół słusznie kojarzony z dobrą pozycją materialną z pogardą patrzył na biednie, byle jak żyjącą cyganerię artystyczną i jej satelicki, snobizujący się krąg. Artysta "plwał" na drobnomieszczańską moralność i brak ciekawości świata, sztuki u filistrów. Obie jednak grupy żyły we względnej symbiozie i na dobrą sprawę młodopolski artysta swą filozofię zawdzięcza istnieniu... filistra.

W "Moralności..." obie grupy mają swoich reprezentantów: koteria Dulskiej z jednej strony, a z drugiej osoby wyzwolone z lęku o werdykt opinii publicznej (Lokatorka) czy brylujące wśród cyganerii artystycznej (Zbyszko). Lecz są one tłem dla prawdziwego dramatu "Moralności...", wiwisekcji, płynności granic ludzkiej etyki. Rzecz nie w tym. mówi pani Dulska, aby nie mieć w domu brudów, to jest wstydliwych zdarzeń, nieuczciwych postępków, ale by obcy ludzie o tym nie wiedzieli. Gra pozorów, ale i wiara, że tak właśnie być powinno. I kto wie, czy ten ostatni element nie jest najtragiczniejszy w wymowie.

Dulska z radomskiej inscenizacji - Renata Kossobudzka właśnie taką prawdę o krakowskiej kamieniczniczce uwiarygodniła. Kreacja aktorki została zbudowana z delikatnych półtonów, wyraźnie jednak wskazujących na to, że bohaterka jest sprytna i nie-głupia. Reżyser spektaklu, Maria Kaniewska i scenograf, Jolanta Bojanowska-Kunkel na szczęście nie ubrały artystki we flejtuchowate czy nad-ozdobne (wyjątkiem kapelusz) stroje. Taką Dulską - straszną mieszczankę ze strasznej kamienicy nazbyt często można było oglądać w innych inscenizacjach, co prowadziło do łatwego schematyzmu. Renata Kossobudzka, bez tych obciążeń, spróbowała skonstruować postać działającą wedle swoiście pojmowanej moralności, ale konsekwentnie. Artystka ukazała nam Dulską jako zaradną westalkę, dmuchającą w żar domowego ogniska, skoro już nieba skazały ród Dulskich na matriarchat. Na portret postaci złożyła się w równej mierze wizja plastyczna (kostiumy, ale i brak trywialności zachowań scenicznych), jak kultura mowy i efekt penetracji tekstu przez aktorkę.

Również Jerzy Wasiuczyński, jako Dulski, stworzył interesującą kreację. Rola, w której pada jedyna kwestia, daje dość ograniczone możliwości interpretacyjne. Aktora częściej oglądamy niż słyszymy. Toteż wielu Dulskich z impetem walczyło na scenie o uwagę widzów, rozwijając wątłe walory komediowe tej postaci. Wasiuczyński przeciwnie - usiłuje dyskretnie przemykać się przez scenę, tak jak Dulski przez życie. Pogodzony z rolą komparsa w rodzinnym stadle, świadomy swej śmieszności, tragicznie żałosny pod żoninym pantoflem konformista - postać zbudowana przez aktora.

Ponad poziom rzetelnego średniactwa wyrasta również praca Danuty Doleckiej nad rolą Hanki, a poniżej - Marka Pączka, jako Zbyszka (zbyt wiele agresji, nerwowości, pospolitości.

Reżyser radomskiego przedstawieni^ Maria Kaniewska to firma pewna, artystka z cennym dorobkiem. W programie teatralnym do "Moralności..." przyznała się do dotychczasowych spotkań ze sztuką Gabrieli Zapolskiej, do systematycznego odkrywania w tym pozornie łatwym i jednoznacznym tekście nowych możliwości interpretacyjnych. Wieloletnie przemyślenia Kaniewskiej - aktorki i reżyserki miały znaleźć summę w najnowszej wersji. I tak, szczególnie przekonywającym i dobrze uwiarygodnionym na scenie przez Ewę Bettę, okazało się nowe oświetlenie postaci Lokatorki. Tradycja sceniczna i szkolne interpretacje przedstawiały ją jako ofiarę mężowskiej zdrady: bezbronne, załamane kobieciątko. Wersja Betty i Kaniewskiej ukazuje kobietę odważną, świadomą swej wartości.

Teatru zaproponowanego przez Marię Kaniewską nie można nazwać inscenizatorskim. Raczej rzetelnym, edukacyjnym. W przygotowanie przedstawienia zespół Teatru Powszechnego włożył wysiłek. który zaprocentował nie błyskotliwym efektem, ale uczciwym komunikatem dla nas - pań Dulskich i ich rodzin. Takie zresztą były ambicje reżyserki, która pisała: "Chciałabym by śmieszyło to, co jest warte wykpienia,, a ostrzegało to. co jest groźne w wybrzmieniu całości, a więc co do dzisiaj współcześnie tu i tam kołacze się w naszej społeczności".

No właśnie udało się.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji