Artykuły

O "Moralności pani Dulskiej"

Z biegiem lat, pod wpływem własnych doświadczeń, w procesie dojrzewania artystycznego "Moralność pani Dulskiej" jest przeze mnie odczytywana i odkrywana na nowo. I to jest wspaniałe. Dużo mniej, że podstawowe przesłanie sztuki - ostrzeżenie przed zakłamaniem, pazernością, skutkami konsumpcyjnego modelu życia - nie straciło swej aktualności.

Pierwszy raz zetknęłam się z "Moralnością..." na drugim roku Szkoły Dramatycznej w Warszawie Marzyły mi się wówczas role tragiczne lub przynajmniej wysoce dramatyczne. Wtedy za takie uznałam aż trzy postaci kobiece: chorą i wrażliwą Melę, uwiedzioną Hankę oraz załamaną zdradą męża - lokatorkę. Wszystkie trzy były dla mnie ofiarami okrutnej i bezdusznej pani Dulskiej. Najbliższą wydała mi się Mela. Stale bolała ją głowa, a ja sama cierpiałam na straszliwe ataki migreny. Zabrałam się z całym zapałem do pracy nad fragmentami roli, wyróżniając rozmowę Zbyszka i Meli z II aktu. Nie wiem, jak to wypadło, ale przypuszczam, że nie najlepiej, bo pewnie do przesady tragicznie.

Drugie spotkanie z dramatem miało miejsce w trzecim sezonie mojej pracy zawodowej. Byłam szczęśliwa grając, ongiś niedocenianą, Hesię. Mela wydawała mi się nudna i nie warta zachodu. Panią Dulską była znakomita, pełna ciepła i talentu komediowego, Helena Buczyńska. Jej Dulska już wtedy odbiegała od utartego przez dziesiątki lat stereotypu potwora i megiery, ale i tak pozostała symbolem tępej drobnomieszczanki. Z perspektywy lat trudno mi ocenić rangę spektaklu, ale jedno wydarzenie zaskoczyło cały zespół, a mnie głęboko utkwiło w pamięci...

Graliśmy "Moralność..." w warszawskim Teatrze Powszechnym Towarzystwa Krzewienia Kultury Teatralnej. Do tego teatru trafiali różni widzowie. Po przedstawieniach, jeśli właśnie oni tego chcieli, zostawaliśmy, aby porozmawiać. Czasem na temat pokazanej tego wieczoru sztuki, czasem po prostu o życiu. I pewnego razu, kiedy my - aktorzy potępialiśmy tytułową bohaterkę, wywody przerwała drobna, wychudzona, skromnie ubrana młoda kobieta: "Nie rozumiem dlaczego państwo uważają Dulską za niedobrą panią. Przecież dała tej dziewczynie pieniądze, a ile jest takich w Warszawie, co dziś pogonią bez grosza".

Trzecie spotkanie ze sztuką miało miejsce dziesięć lat temu. Wtedy reżyserowałam ją po raz pierwszy. Tytułową bohaterkę grała Hanką Bielicka. Wnikliwa, kilkakrotna lektura znanego przecież tekstu, sprawiła, że rozwiały się gdzieś dawne, rodem z lat szczenięcych, opinie o bohaterach. Zrozumiałam, że lokatorka woale nie jest tak bezbronna i do reszty załamana osobistymi przeżyciami. Dostrzegałam w niej kogoś, kto zna swoją wartość i kto nie zawaha się walczyć z Dulską, niewiele wartą i zakłamaną mieszczką. Zupełnie inna wydała mi się Mela. Jej "choroba" była wygodnym wybiegiem, jedną z póz, które lubi przybierać zakłamany podlotek. Mela lubi być ważna, chce, by wszyscy ją kochali i wyróżniali i to raczej ona, a nie Hesia, stanie się w przyszłości nieodrodnym portretem matki. A Hanka? Hanka wcale nie jest taka naiwna i niezaradna życiowo. W rezultacie przecież wygrywa z drapieżną kamieniczniczką batalię o własne miejsce na ziemi.

Chciałabym, aby w kolejnej inscenizacji sztuki śmieszyło to, co jest warte wykpienia, ostrzegało to, co jest groźne, a co - tu i tam - kołacze się wśród nam współczesnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji