Artykuły

Mam problem

Mam problem z wrocławskim teatrem Arka. Na swej oficjalnej stronie twórcy tej instytucji deklarują szlachetną misję integracji osób niepełnosprawnych we wspólnych projektach artystycznych z absolwentami "europejskich szkół teatralnych". W praktyce owa "integracja" wygląda doprawdy kuriozalnie.

Widziałem ostatnią premierę tego teatru, "Grzechy i rozpamiętania". Miało to być "inne odczytanie" "Ślubów panieńskich" hrabiego Fredry. Przeżyłem szok. Osoby niepełnosprawne, zwane w Arce adeptami, nosiły krzesełka za absolwentami europejskich szkół teatralnych i myły tym absolwentom nogi. Absolwenci natomiast zupełnie ignorowali obecność na scenie adeptów. Tak byli zajęci wypowiadaniem trudnych wersów Aleksandra Fredry. Podobno we wcześniejszych projektach adepci i absolwenci bardziej się integrowali. Tego nie wiem. Nie widziałem. W przypadku Fredry o żadnej integracji mowy nie było. Absolwenci szkół teatralnych pyknęli sobie po prostu "Śluby panieńskie", a mniej sprawnych adeptów przesunęli do zadań niższych, żeby nie przeszkadzali. To nadużycie, nie integracja.

Mam też problem ze zrozumieniem sensu dziwacznej inscenizacji. Głównym elementem scenografii był wychodek. Mieszkał tam Albin. Po prawej stronie sceny. O co chodziło? Nie pojąłem. Klara i Aniela opętane były z kolei obsesjami seksualnymi. Klara wulgarnie sama siebie obmacywała, a Aniela tarzała się po podłodze i rozstawiała nogi. Kilka tygodni temu widziałem podobne ekscesy w Patongu na wyspie Phuket, ale tam było jasne, czemu to wszystko służyło. Patong, "stolica grzechu", to centrum światowej turystyki seksualnej. Absolwentki w Arce bywały nawet bardziej wulgarne niż panie w Patongu, ale nie sposób było odgadnąć, dlaczego to wszystko robiły. Pogubiłem się dość szybko w tym Fredrze. Absolwentkom dzielnie sekundowali absolwenci. Urządzili na przykład konkurs na długość penisa podczas wędkowania. Poza tym robili co mogli, żeby nie dało się wiele zrozumieć z rymowanych wersów hrabiego. To im akurat dobrze wychodziło. Pośród wszystkich absolwentów europejskich szkół teatralnych, uczestniczących w tym projekcie, tylko jedna osoba objawiała talent aktorski.

Osobnym problemem były etiudy pantomimiczne i tańce wykonywane przez absolwentów pomiędzy scenami ze "Ślubów panieńskich". Tego nawet nie próbowałem zrozumieć. Nie miałem szans. Później przeczytałem na stronie internetowej teatru, że reżyser umiejscowił akcję swej inscenizacji "w okresie międzywojennym, sytuując ją bliżej wydarzeń wrześniowych". To mnie wprawiło w stupor. Dowiedziałem się też, że "na poły orgiastyczny bal" w finale przedstawienia był "tragicznym symbolem polskich losów". I o tych wielkich sprawach rozmyślał reżyser, proponując absolwentom tarzanie się po podłodze i podskakiwanie.

Podczas wspomnianego już "na poły orgiastycznego balu" absolwentów, wieńczącego przedstawienie, na przód sceny wyszła para adeptów i zatańczyła. Zapewne, żeby usprawiedliwić kolejne wsparcie finansowe dla programu integracyjnego. "Grzechy i rozpamiętania" kompromitują szlachetną misję teatru Arka. Teatr integracyjny to wielkie wyzwanie. Zdarzyło mi się w życiu reżyserować przedstawienie z udziałem członków teatru ludzi niepełnosprawnych z Lublina. Było to jedno z piękniejszych doświadczeń w moim życiu, ale też doświadczenie bardzo wyczerpujące. Po premierze spałem prawie dwie doby.

Projekt integracyjny nie może być kamuflażem dla uprawiania marnej sztuki. Kilka lat temu sławny Pippo Delbono pokazał we Wrocławiu wybitny spektakl, w którym główną rolę kreował chłopak z ciężkim zespołem Downa. Wciąż pamiętam jego uśmiech. Dziś najwięksi twórcy teatru angażują do swoich projektów ludzi wykluczonych ze społeczeństwa chorobą, statusem ekonomicznym, pochodzeniem czy seksualnością. Artyści w rodzaju Delbono z powodzeniem łączą otwartość i wrażliwość na drugiego człowieka z najwyższym poziomem artystycznym. Szlachetne hasła nie powinny służyć szantażowaniu publiczności i krytyków.

Gorąco zachęcam liderów teatru Arka do rachunku sumienia i gruntownej zmiany profilu artystycznego. Wrocławska szkoła teatralna od kilku lat kształci reżyserów teatru lalek. Każdego roku zdarzają się wybitni studenci. Warto zaprosić takiego młodego artystę do wyreżyserowania spektaklu. To zwykle ludzie bardzo wrażliwi i pełni oryginalnych pomysłów. Może ruszą Arkę z mielizny

Osobny problem to sytuacja osób niepełnosprawnych we Wrocławiu. Kolejne miliony złotych wydawane są na piłkarzyki, pomniki i muzea, a nie stać miasta, aspirującego do miana stolicy kultury, na zatroszczenie się o niewielką grupę ludzi, często bardzo wrażliwych i twórczych. Może czas najwyższy powstrzymać pomnikomanię i przeznaczyć fundusze na przykład na teatr integracyjny z prawdziwego zdarzenia. Inwestowanie w żywych ludzi powinno być ważniejsze niż powielanie symboli w martwym kamieniu czy betonie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji