Artykuły

Zadanie na piątkę

Moralność pani Dulskiej od dawna przestała być w naszym teatrze tylko kołtuńską tragifarsą w trzech aktach, sztuka Zapolskiej w ciągu swej blisko pięćdziesięcioletniej kariery scenicznej stała się swego rodzaju instytucją teatralną. Każdy teatr narodowy ma swojego autora, nawet jakąś swoją sztukę, na której kształtowały się od lat pokolenia autorów. Klasycyzm we Francji, teatr elżbietański w Anglii wciąż tkwi u podstaw współczesnego aktorstwa tych krajów. U nas dużo i długo mówiło się o stylu fredrowskim, mówi się wciąż o nawiązaniu do tradycji wielkich romantyków. Ale polski styl monumentalny, "teatr ogromny" pozostaje wciąż tylko nazwą, niezdefiniowanym pojęciem. Jesteśmy w naszym teatrze skazani na eksperymentatorstwo. Nasze najlepsze dramaty od Mickiewicza, Norwida i Wyspiańskiego aż po Witkacego zawsze są jakieś skrzywione, dziwne już w samym swym poczęciu, nie przystające w zwykły sposób do sceny. Ale można inaczej, wtedy na placu pozostaje Zapolska. Nie jest to przypadek. Zapolska pisała dla ludzi, którzy ją otaczali, pisała ich językiem, pisała dla sceny, na której sama grała. Nic też dziwnego, że od dawna etapy kariery aktorskiej w naszym teatrze dzieli się według ról z "Moralności pani Dulskiej". Najpierw gra się Hesię, a po iluś latach Dulską, najpierw gra się Zbyszka, a potem Felicjana. Tak jest i w warszawskim przedstawieniu. Romanówna w roku 1927 grała w Teatrze Polskim Hesię. Dzisiaj gra Dulską. Czaplińska gra Hesię, z takimi samymi kokardkami, w takiej samej koszulce, spod której wychodzą majtki zakończone falbanami, w roku 1997 będzie grała Dulską.

Romanówna jest świetna. Z początku nie przekonuje. Jakby nagina się do roli. Krząta się po mieszkaniu, pokrzykuje, mruczy, ale już w rozmowie z Lokatorką (Homerska) pokazuje wielką sztukę prowadzenia dialogu, a scena z Juliasiewiczową i finał drugiego aktu, to prawdziwy pokaz aktorskiego temperamentu. Jej Dulska jest zresztą nieco inna niż dotychczas. To nie rozczochrana i rozmamłana baba, ale dama w gorsecie, która niemalże kokietuje wspinającego się na kopiec Kościuszki Felicjana (bardzo dobry Ciecierski). W ogóle w warszawskim przedstawieniu więcej jest niż zazwyczaj secesji aniżeli dulszczyzny. Wygięta w modną wówczas linię "S" Juliasiewiczowa (Eugenia Herman), to Dulszczanka, która wieczorami chadza nie tylko do teatru, ale nawet do Zielonego Balonika. Buntującego się przeciwko własnemu kołtuństwu, gołego i nie bardzo inteligentnego, ale przystojnego Zbyszka gra Meres, Hankę Maria Klejdysz, Tadrachową Żabczyńska, Melę Ciesielska. I wszyscy grają bardzo dobrze. Rzadko widzi się w Warszawie tak wyrównane pod względem aktorskim przedstawienie. Tylko, że ta "Moralność pani Dulskiej" przypomina dobrze odrobione zadanie. Mimo pewnego novum w reżyserii, mimo indywidualnych ujęć ról cała inscenizacja jest po trosze historyczna. Wszelkie relikty teatru tamtych czasów, działania fizyczne, nieme sceny, picie kawy i zajadanie bułeczek są tu na pewno potrzebne, ale przyjmuje się je dzisiaj jako coś obcego i nużącego. A jednocześnie żałuje się, że fotele. piec i kanapy w mieszkaniu Dulskich stoją na tle kotar, a nie w czterech ścianach oklejonych tapetami. W teatrze Kameralnym nie ma kurtyny. Ale to nic nie znaczy. Bo czwartej ściany nie da się z tego przedstawienia usunąć. Tak już na Zapolskiej nie ukształtujemy z pewnością stylu naszego współczesnego teatru. I dlatego dobrze dzieje, że na Foksal, obok "Moralności pani Dulskiej" gra się "Pierścień Wielkiej Damy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji