Artykuły

Makabreski Katuriana

"Poduszyciel" w reż. Agnieszki Glińskiej na scenie impresaryjnej Teatru Narodowego - w Teatrze Małym w Warszawie. Pisze Katarzyna Frankowska w portalu TVP.

Na scenie widzimy czterech mężczyzn - różne charaktery, światopoglądy, różny stopień inteligencji i świadomości. Każdy z nich dopuścił się kiedyś przemocy albo dokonuje jej na naszych oczach. Łączy ich jeszcze jedno - w dzieciństwie sami byli ofiarami albo też stali się świadkami krzywdy, jaka spotkała dziecko.

Tak można przedstawić bohaterów "Poduszyciela" - pierwszej ze sztuk Martina McDonagha. W odróżnieniu od sześciu pozostałych - "irlandzkich dramatów" - miejsce akcji nie zostało tutaj określone. Jesteśmy na komisariacie w jakimś totalitarnym państwie.

Katurianowi - domorosłemu pisarzowi pracującemu w rzeźni, jego upośledzonemu bratu i dwóm policjantom, towarzyszą więc na scenie makabryczne historie. Tylko Katurian potrafił je wypowiedzieć. Tylko on nad nimi zapanował. Jego opowiadania pisane do szuflady, a teraz czytane na głos funkcjonują jednak w sztuce jak Szekspirowskie wiedźmy. Dochodzi do morderstw na dzieciach, według zawartych w nich opisów.

Ale czy na pewno tak się dzieje? Literacka fikcja wkomponowana w dramat miesza się tu ze sceniczną rzeczywistością. Od reżysera zależy, czy dramat Martina McDonagha potraktuje jako historię pisarza wmieszanego w serię morderstw, czy też weźmie całość w nawias i pokaże ją jako jego kolejną makabryczną opowieść, tyle że rozpisaną na dialogi.

Za tą drugą wersją - Katurian jako alter ego autora - przemawia zakończenie sztuki. Bohater nawiązuje tu do gestu Prospera z epilogu "Burzy", a w tym samym czasie śledczy o imieniu Ariel podejmuje decyzję, czy spalić jego opowiadania. Trudno zgadnąć, które rozwiązanie wybrała Agnieszka Glińska, reżyserując sztukę w Teatrze Małym w Warszawie.

Scenę podzielono na dwa poziomy. Jej horyzont został zamknięty podwyższeniem - na wysokości, gdzie zazwyczaj w teatrze znajduje się właściwa scena, widzimy ściany organizujące przestrzeń w kilka pokoi. Zewnętrzne, urządzone konwencjonalnie, są otwarte na widownię. Tam przedstawiane są wydarzenia z dzieciństwa braci. Równoległa do widowni ściana z drzwiami, ustawiona po środku podwyższenia, zamienia się natomiast w teatrzyk, w którym występują kukiełki-bohaterowie makabresek Katuriana. Sceny przedstawiane na tym poziomie można by zatem uznać za teatr w teatrze.

Kilka stopni prowadzi na poziom niższy w stosunku do widowni. To pusty prostokąt bezpośrednio z nią sąsiadujący, odgrodzony z trzech pozostałych stron ławami. Dla aktorów w roli policjantów przesłuchujących w tej przestrzeni Katuriana nie ma to większego znaczenia. Takie usytuowanie sceny i scenografię wykorzystuje natomiast Marcin Hycnar grający Katuriana.

Wybrane partie tekstu aktor wygłasza, kierując je bezpośrednio do widowni. Przysiada na ławach niemal dotykających pierwszego rzędu krzeseł. Tworzy się atmosfera zwierzeń podczas intymnego spotkania. Albo wchodzi na ławy jak orator, biorąc widzów za świadków okrutnych wydarzeń.

Rzecz w tym, że z tymi reżyserskimi pomysłami nie została zestrojona aktorska interpretacja postaci. Marcin Hycnar w niewielkim stopniu różnicuje grą jej dwoistość, jako bohatera opowiadania i jego narratora. W scenach w areszcie, w inscenizacjach własnych opowiadań na podium czy podczas zawieszonych w próżni monologów kierowanych do widza gra tę samą osobę - wrażliwego, mniej lub bardziej przestraszonego chłopca.

Również przemiana Hycnara - Katuriana, która dokonuje się po śmierci brata, jest mało czytelna. Gubi się gdzieś cały problem walki pisarza o prawo do swobodnej wypowiedzi.

Ten rodzaj gry sprawdza się natomiast w scenach z bratem. Marcin Hycnar i Robert T. Majewski wydobywają cały liryzm i ciepły humor, jakie autor zawarł w sztuce. Subtelna gra Hycnara i subtelność granej przez niego postaci stanowią też świetny kontrapunkt dla wyraziście nakreślonych i doskonale zinterpretowanych postaci policjantów. W tych rolach Piotr Machalica i Krzysztof Stelmaszyk.

Martin McDonagh nie byłby sobą, gdyby makabrycznych opisów torturowania dzieci nie doprowadził w pobliże granicy absurdu, a drastycznych metod śledztwa nie zestawił z naiwnością i głupotą oprawców. Osłupieniu widza wywołanemu brutalnością na scenie towarzyszy więc zdziwienie własną reakcją - mimowolnym uśmiechem.

I jeszcze kilka słów o Poduszycielu. Oryginalny tytuł sztuki "The Pillowman" został przetłumaczony przez Edytę Kubikowską z końcówką przynależną nazwom profesji albo określeniom osób, nadawanym im ze względu na wykonywanie jakiejś czynności. Brzmieniowo kojarzy się ze słowem "przyjaciel".

Otóż przewidujący przyszłość bohater jednego z opowiadań Katuriana, stwór składający się z poduszek, pomaga dzieciom uniknąć czekających je prześladowań, umożliwiając im zawczasu w różny sposób rozstanie się z życiem. Podobnie działał Katurian, wykorzystując poduszkę. Obie postaci obrazują bezsilność i rozpacz, które biorą się ze świadomości cierpień dotykających dzieci. I ten wątek w nowej warszawskiej inscenizacji sztuki został ukazany najbardziej wyraziście.

Uwaga! Spektakl dla widzów dorosłych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji