Artykuły

Wiosna i Brel

Wprawdzie teraz, kiedy to piszę, za oknami pada śnieg z deszczem i termometr wskazuje zaledwie dwa stopnie powyżej zera, ale mimo to nie ulega wątpliwości, że wiosna już w pełni, a tylko miniona zima usiłuje jeszcze nadrobić to, czego nie zdążało nam przynieść w czasie dla niej odpowiednim. Ponadto, gdy będziecie to czytać podczas Świąt, może już znowu być pięknie, słonecznie i ciepło (oby!). Z wiosną zaś wypada pomówić o młodzieży.

Niedawno trochę wybrzydzałem na młodych zwłaszcza na młodych artystów, którzy poczuli się bezradni jak oseski, odstawione nagle od piersi pani minister Cywińskiej. To fakt że po ostatnich decyzjach MKiS powiało grozą, szczególnie wśród młodych aktorów i plastyków A przecież.

A przecież nie wszyscy powinni czuć się tacy bezradni. Przed dwoma tygodniami miałem sposobność przekonać się osobiście że przynajmniej niektórzy mogą nie obawiać się o swoja najbliższą przyszłość Przyjąłby ich każdy teatr, także z tych "najlepszych", które mają być "popierane". A przekonałem się tym na spektaklu "Port wielki jak świat" w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie, bo aktualnie należą właśnie do tego zespołu.

Ach, ten Teatr Ludowy! Mam do niego sentyment, bo w zamierzchłych czasach dyrekcji Waldemara Krygiera byłem tam kierownikiem literackim. Lecz potem losy tej sceny potoczyły się dziwnie, dziwne też były kolejne dyrekcje Dopiero ostatnio, dyrektorem został Jerzy Fedorowicz, zabłysła mu jakby (Teatrowi i dyrektorowi) gwiazdka nadziei. Mianowicie nadziei na odzyskanie dawnej świetności z czasów, gdy każda premiera ściągała do Nowej Huty doborową publiczność krakowską. Spełnienia się tej nadziei szczerzę życzę Jerzemu Fedorowiczowi, artyście utalentowanemu młodemu i energicznemu, który już początkiem swej nowohuckiej działalności udowodni, że ma na to szansę. Taką kolejną szansą jest z pewnością ostatnia premiera.

"Port wielki jak świat" to spektakl złożony z piosenek (jeśli tak można nazwać te żarliwe w swej wymowie, przejmujące poemaciku) Jacques'a Brela młodo zmarłego Belga, pieśniarza i poety, który w swoim czasie stał się rewelacją na miarę światową. Pozwólcie, że zacytuję fragment artykułu Wojciecha Młynarskiego, przedrukowanego w programie nowohuckim a pisanego do podobnego spektaklu, który Młynarski (wraz z Emilianem Kamińskim) wyreżyserował w warszawskim "Ateneum" pięć lat temu Młynarski pisze: "piosenki Brela wyrażały uczucia w stanie znacznego natężenia, obca mu była wszelka letniość. Z pasją atakował hipokryzję i głupotę, brał w obronę ludzi starych i słabych, ośmieszał i zwalczał przemoc. Zrewolucjonizował banalną dotychczas piosenkę miłosną, zmienił jej język na bardzo nieraz brutalny, wyprowadził ją z mgieł i zeschłych liści w konkretne życiowi sytuacje. Jego satyra nie oszczędzała nikogo i niczego. był odważny, nie znał świętości.

Wszystkie te cechy twórczości Brela odnaleźć można w dwudziestu dwóch piosenkach zaprezentowanych nam w przekładach Młynarskiego i w reżyserii Marty Stebnickiej. Spośród jedenastu wykonawców tylko trzy osoby (sama Stebnicka, a obok niej Alicja Bienicewicz i Beata Rybotycka) wystąpiły "gościnnie", cela reszta to aktorzy nowohuccy wśród nich są zresztą dawni uczniowie Stebnickiej z jej klasy w krakowskiej PWST).

W Krakowie nikomu nie trzeba przypominać, ze Stebnicka jest mistrzynią w tworzeniu spektakli poetycko-muzycznych podobnego rodzaju Pamiętamy jej przedstawienie oparte na wierszach Gałczyńskiego, pamiętamy słynny już "Bal w Operze" (według Tuwima), które to dyplomowe przedstawienie jej uczniów tak zachwyciło Francuzów, że artystkę zaproszono do teatru studio na Montmartre gazie ona, Polka, uczyła francuskich aktorów właściwej interpretacji francuskich stylowych piosenek! Dalsza konsekwencją tej współpracy był zmontowany przez Stebnicką spektakl francusko-polski, entuzjastycznie przyjmowany we Francji i w RFN, goszczący także u nas, niestety w niezbyt sprzyjających frekwencji teatralnej dniach ubiegłorocznych, czerwcowych wyborów. Tak więc Stebnicka świetnie przygotowała również Brela w Nowej Hucie, a Zofia Więcławska opracowała świetnie tak ważną w tym przedstawieniu choreografię. Muzyczną stroną wieczoru zaopiekował się Jerzy Kluzowicz, biorący , w nim udział wraz ze swym zespołem, a scenografia była dziełem Małgorzaty Komorowskiej-Dobruckiej.

Najmilszą jednak niespodziankę sprawili młodzi aktorzy; już ich chwaliłem, więc nie chcę się powtarzać. Ale przed tygodniem - zupełnie przypadkowo - znalazłem się na Sejmiku, jaki pod hasłem "Co dalej z kulturą?" odbył się staraniem "Solidarności" Regionu Mazowsze w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Bardziej szczegółowo opowiem o tym za tydzień. Dziś wspomnę tylko, że przede wszystkim utkwił mi w pamięci głos prof. Kulerskiego z Ministerstwa Edukacji Narodowej, który po męsku oświadczył, że nie pora biadać i gadać, lecz trzeba po prostu działać, robić swoje. Otóż wydaje się, że młodzi aktorzy z Nowej Huty uprzedzili to zalecenie prof. Kulerskiego - ku satysfakcji swych widzów i słuchaczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji