Artykuły

Świetny Skapen Tadeusza Kwinty

Sobotnia premiera w Teatrze Ludowym od pierwszej sceny pantomimicznej ujęła widzów. Potem dla innych powodów, niż tylko taniec i udawanie śpiewów, przywiązaliśmy się do postaci scenicznych i żal nam było opuszczać widownię: przyzwyczailiśmy się do tego, że w każdej nowej i nowej scenie Tadeusz Kwinta — reżyser i odtwórca roli Skapena — powie nam coś nowego, wymyśli jakąś nową zabawę, zaskoczy jakimś trafnym gestem, w którym zmieści się i chytrość sługi, i nieprzeparta chęć kłamstwa, i doskonała znajomość duszy posiadacza, którego trzeba wyprowadzić w pole. Nie wiem, czy można znaleźć większy komplement dla aktora. Przez długi, długi czas będę oglądał tę postać z Szelmostw Skapena Moliera przez pryzmat doznań, jakie stały się udziałem naszym dnia 29 stycznia br.

Szelmostwa Skapena układają się w. Teatrze Ludowym na kształt huraganowych wprost ataków wobec nieco ospałej na początku publiczności. Nie jesteśmy skorzy do śmiechu, ale bezpretensjonalność, doskonałe rzemiosło aktorów, muzyka (trochę może banalna) — pozwalają nam zainteresować się intrygą, niby odległą od naszych doświadczeń; przecież jej schemat ma w sobie coś z baśni. Ale chciwość, krętactwo, zawieranie małżeństw pod nieobecność ojców, chęć użycia itd. — skąd my to znamy?

Tadeusz Kwinta poszedł drogą rozbudowy zadań scenicznych aktorów, wprowadził na scenę kilka przedmiotów, które artyści muszą dla dobra rozwoju akcji „ogrywać”. Walna zasługa w realizacji tego planu to scenografia Stanisława Walczaka: przejrzysta, funkcjonalna w tym sensie, że pozwala Skapenowi ukrywać się co chwilę w innym miejscu, wieszać na sterczącym konarze i stroje i… ludzi. Zagospodarowanie sceny było doskonałe.

Poszczególne dwójki bohaterów Szelmostw obsadzone były znakomicie. Argant Zdzisława Klucznika i Geront Tadeusza Wieczorka to prawdziwe — obok roboty aktorskiej Tadeusza Kwinty — dzieła. Wypracowane w każdym szczególe, nie przekraczające granic farsy, skierowane ku wnętrzu tych chytrusów, którzy trzymają krótko swych synów i skąpią na wszystko grosza. Scena rozmowy Geronta z Zerbinettą, kiedy Wieczorek mimiką gra całą sytuację, kiedy przełykać musi gorzkie piguły sądów o swej przebiegłości, należy do najlepszych w całym spektaklu. Para młodzieńców Oktaw-Leander (Adam Sadzik, Marian Jaskulski) miała w sobie jakby szelmowską ulotność; dobrze to wyglądało na tle ról ojców. Nieco nie „z tej parafii” były Dagmar Bielińska i Bożena Krzyżanowska, ale można ich nieco sztuczny umiar potraktować jako manierę pochodzącą z… rysunków z epoki. Nietrudno to zauważyć również w scenach pantomimicznych. Rysunki z wieku XVII i XVIII ukazują charakterystyczny gest, wyraz twarzy, nieco sztuczny, ale zbliżony do rysów słynnej „Kapryśnicy”. Osobno potraktować trzeba Wacława Ulewicza w roli Sylwestra: postać to nader sympatyczna w wykonaniu owego aktora, przecież ukazująca jej drugie dno, bo Sylwester wcale nie jest taki naiwny. Wanda Swaryczewska przemawiająca po włosku dała przykład (komu? spytacie; a no młodszym aktorom!) jak można zagrać kilkoma kreskami Nerynę jako małą rozpustnicę. Jan Krzywdziak w roli Karla dostosował się do nastroju spektaklu z dużą sprawnością gestyczną.

Szelmostwa Skapena w Nowej Hucie to historia nie tylko udałych przez przypadek małżeństw, nie tylko kpina sługi z panów, ale doskonałe studium skłonności człowieka do zabawy, wesołości niekoniecznie oznaczającej śmiech pusty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji