Trzy kobiety samotne
Inscenizacja sztuki Krzysztofa Bizia jest demonstracyjnie niemodna, podobnie jak ona sama. Bo takie życie, jakiemu daje świadectwo "Lament ", jest także niemodne. Ale jest.
Sztuka Krzysztofa Bizia "Lament" to tekst ostentacyjnie niedramatyczny. Trzy kobiece monologi brzmią jak tytułowe biadania-skargi babki, matki i córki, spisane z taśmy magnetofonowej i niepoddane żadnej obróbce. Brak nie tylko konfliktu budującego akcję. Wypowiedzi nie zazębiają się tematycznie, z rzadka tylko powiadamiają o działaniach innych postaci. Najbliższą rodzinę tworzą trzy obce sobie kobiety.
Brak dialogu z drugim człowiekiem, choćby relacji o nim - Biziowy obraz obcości - wzmocnił reżyser Tomasz Man. Jego inscenizacja jest - adekwatnie do tekstu - demonstracyjnie nieteatralna. By wzmocnić doznanie absolutnego braku porozumienia, reżyser porwał monologi na kilkusekundowe odcinki i wymieszał je ze sobą. Aktorkom odsłaniającym swoje role w migawkowych etiudach, nawet jeśli znajdują się razem na scenie, po prostu fizycznie brakuje czasu na zbudowanie partnerskiej relacji. Świat prywatnych narracji bohaterek bierze górę nad rzeczywistością ich współbytowania. Gesty powodowane emocjami przekradają się do wspólnego świata, jak szarpanie za szyję czy absurdalne gryzienie łydek.
Osamotnienie podkreśla sceniczna konstrukcja z ustawionych w głąb sceny coraz mniejszych ram, oprawiających kolejne płaszczyzny gry jak passe-partout. Albo jak widziana od wewnątrz harmonijka obiektywu staroświeckiego aparatu fotograficznego. We "fleszach" rozbłyskujących reflektorów naturalistyczny dyktafon Bizia i fotoaparat Mana wywołują pojedyncze postacie.
Anna, wnuczka Zofii, córka Justyny, dla dwóch stów na "trawę" podczas sobotniego szaleństwa w klubie staje się dziwką.
Justyna, córka Zofii, matka Anny, po utracie pracy wpada w depresję i kradnie płaszcz tylko po to, żeby w poczuciu winy - i wobec przygarniętego półślepego kota - pociąć go w paski.
Zofia, matka Justyny, babcia Anny, peroruje do zmarłego małżonka i w uniesieniu opracowuje system, który pozwoli jej wygrywać w totolotka, żeby wystawić mężowi nagrobek z czarnym krzyżem, wcześniej jednak mordują ją narkomani zwabieni obietnicą fortuny.
Aktorki zdecydowały się na wyrazisty rysunek postaci, także fizycznie. To dobry wybór - gdy obok ułamkowego charakteru etiud grę utrudniają niemilknące transowe leitmotivy muzyczne. Zofia Barbary Szcześniak to prawie karykatura nadekspresyjnej emerytki z nutą dewocji. Barbara Lauks dała bezsilnej Justynie nieporadność każdego gestu. Najbardziej intryguje Karolina Łukaszewicz jako Anna, powłócząca nogami, "nieposkręcana" 18-latka z dyndającymi rękami. Jej pasaż, w którym kicając przez pół sceny na pośladkach ekscytuje się "baletami", jest wprost skondensowanym esejem o horyzontach nastolatek.
Trzy symultaniczne monologi nagle się urywają i sztuka kończy się bez widocznej pointy. Eleganckimi morałami mogą pouczać równie eleganckie dramaty, natomiast "Lament" Bizia nie jest teatralną fikcją. Niestety.