Artykuły

Wdzięczne „Parady”

Teatr Ludowy przygotował Parady Jana Potockiego w przekładzie Józefa Modrzejewskiego, w układzie tekstu i reżyserii Tadeusza Malaka, ze scenografią Kazimierza Leśniaka, muzyka Andrzeja Zaryckiego, układami ruchu scenicznego Jerzego Kozłowskiego. Oto ile osób uczestniczyło w przygotowaniu tego przedstawienia, które i tak w gruncie rzeczy opierać się musi o aktorów. Tańczących, śpiewających, wypowiadających swe kwestie tak, aby zespolić je najgłębiej z tekstem, pewną sztuczną napuszonością, która charakteryzowała ponoć teatr wieku XVIII. Piszę „ponoć” — wszyscy swoją wiedzę o teatrze tamtych czasów czerpiemy ze starych ilustracji, bo dialogi, didaskalia nie mówią wszystkiego. Podręczniki tańca i ruchu teatralnego pokazują przewagi teatrów to włoskiego, to hiszpańskiego, to francuskiego odbijają się w zamiłowaniach polskiej arystokracji, nieco wyraźniej zaznaczyły się w teatrze powołanym do życia przez Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Parady Jana Potockiego interesują nas głównie jako ciekawostka, „wdzięczny kaprys pański”. Zwiedzający zamek w Łańcucie zachwycają się — przebudowaną nieco — ale jednak istniejącą do dziś sceną. Na niej właśnie odbyła się w sierpniu roku 1792 premiera Parad.

Teatr francuski był inspiracją dla tego nieodrodnego syna polskiego rodu arystokratycznego, obieżyświata, piszącego w języku francuskim. Parady, których rodowód sięga komedii dell’arte i gallikańskich przedstawień ludowych, to kilkanaście następujących po sobie scenek, gdzie podstęp jest ukarany, starzy złośnicy przegrywają, młodzi ludzie zawsze się odnajdą, zaś wszelkie przeciwności wynikają z przesądów obyczajowych, społecznych, nawet politycznych.

Parady takie właśnie są na scenie Teatru Ludowego. Malak całemu zespołowi (Zerzabella — Dagmar Bilińska, Katarzyna Lis, Leander — Andrzej Franczyk, Gil — Zbigniew Zaniewski, Kasander — Henryk Giżycki, Doktor — Tadeusz Wieczorek) narzucił umiarkowanie i tylko jednemu Zaniewskiemu jakby pozwolił na szarżę. W związku z tym cała sztuczność ułożonego teatru z XVIII wieku wynikła przecież ze współczesnej, mądrej rekonstrukcji. Gdybyśmy nie czuli, gdybyśmy nie zaakceptowali tych karykatur charakterów, nie moglibyśmy po prostu zrozumieć przedstawienia. Jest ono bardzo piękne, wesołe, wdzięczne jak malowidło Watteau. Na oczach widzów aktorzy przygotowują się do wyjścia na scenę, zmieniają kostiumy, smarują twarze szminką, grają jakby lęk przed wejściem na scenę. W ten sposób widz dociera do prawdy teatru, do prawdy desek scenicznych, gdzie cudowny świat fantazji, pomysły z nieoczekiwanym zwrotem akcji wprawiają nas w niejaki smutek. Czy potrafimy — tak jak dawniej — bawić się wymyśloną sytuacją, czy potrafimy zrozumieć tę konwencję, kiedy rzeczywistość potężnych imprez estradowych, ogłuszających dźwięków pop-muzyki zabijają wrażliwość współczesnego widza?

Parady Potockiego są przykładem bardzo rzetelnej roboty scenicznej i sądzę, że mogłyby być pokazywane nie tylko na scenie „Nurt” — Teatru Ludowego, ale również na scenie głównej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji