Artykuły

Pasja geniusza teatru

"Kuszenie św. Antoniego" w reż. Roberta Wilsona na Festiwalu Festiwali Teatralnych Spotkania w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku.

Mocny akcent na zakończenie Festiwalu Festiwali Teatralnych Spotkania. Olśniewającym "Kuszeniem św. Antoniego" Robert Wilson udowodnił, że teatr może być żarliwy jak najpiękniejszy z psalmów.

Dla wszystkich, którzy twierdzili dotąd, że Robert Wilson to pusty esteta, "Kuszenie św. Antoniego" powinno być jak uderzenie obuchem. Oto teatr zrodzony z czystej pasji, do końca bezinteresowny. Teatr, który jest wyznaniem wiary. W Boga. W Amerykę. W teatr.

Wilson idealnie łączy ze sobą przeciwległe bieguny. Z wierzchu rzecz wygląda tradycyjnie. Historia najprostsza z możliwych, wywiedziona z ewangelicznego archetypu kuszenia na pustyni. Tym razem w centrum jest tytułowy bohater i jego nocna wędrówka po samopoznanie. Trwa od zmierzchu do świtu i rozpisana jest na siedem stacji. O tym, co się podczas ich trwania dzieje, informuje libretto - jak w operze lub musicalu. Wilson nie ukrywa bowiem, że właśnie musical wydał mu się strukturą wymarzoną dla opowieści o św. Antonim. A przy tym, a może przede wszystkim, o amerykańskiej, a ścislej mówiąc, afroamerykańskiej muzyce i obyczaju.

Podstawą scenariusza jest wczesna powieść Gustawa Flauberta traktowana z niezwyczajnym dla naszych czasów szacunkiem. Inna rzecz, że idzie o ducha, a nie literę dzieła autora "Pani Bovary". Nie może być inaczej, skoro typową akcję zastępują pieśni i to przez nie opowiada się o przemianie bohatera. Muzyka i głosy ciemnoskórych wykonawców stały się językiem tego teatru, idealnym medium w porozumieniu z publicznością. Scena rozbrzmiewa wielobarwnością głosów, kołysze się rytmem, pulsuje zmiennymi tonacjami. Wypełnia ją gospel, spirituals. Jest jak w czarnej parafii. Brakuje tylko ołtarza, przy którym rozpoczęłoby się nabożeństwo. Choć - wiem, że to mocne słowa - widowisko Wilsona w swojej istocie jest rodzajem nabożeństwa.

Flaubert dał słowa i historię, Wilson - sceniczny kształt i znaczenie. Lecz najwięcej pochodzi od Bernice Johnson Reagon, która skomponowała muzykę i stworzyła libretto. Owa muzyka staje się bohaterem wieczoru i jest nieprawdopodobna. Johnson Reagon raz na zawsze zadaje kłam legendom o hermetycznie amerykańskim charakterze gospel. Po kilku chwilach chce się pierwszy raz słyszane utwory śpiewać wraz z solistami i zespołem. Co więcej jednak, poprzez muzykę, czar i ciężar całości Wilson i Johnson Reagon wywracają do góry nogami nasze uproszczone wyobrażenie o amerykańskim teatrze, a może i Amerykanach w ogóle. O absolutnym profesjonalizmie mówić nie wypada. Trzeba za to o żarliwości każdej pieśni, idealnym zespoleniu wszystkich wykonawców, ich stopieniu z rolami i muzyką. Wreszcie o pasji, która sprawia, że w wielu partiach spektakl będący pochwałą wiary trudnej i stawiającej pytania, ale na koniec wiary absolutnej, sam staje się jej dowodem. Staje się modlitwą.

To jest modlitwa amerykańska. Wywiedziona z tamtej tradycji, tamtej ziemi. "Kuszenie św. Antoniego" przenosi nas gdzieś na przedmieścia metropolii i rozległe pustkowia, do rozśpiewanych songami gospel kościołów. W kilku scenach aktorzy zajmują miejsca w ławkach i intonują pieśni. Nic więcej nie trzeba.

Aktorzy i aktorki Wilsona nie są postaciami popkultury. Na ich murzyńskich twarzach, w przysadzistych sylwetkach kobiet jest lekkość i prawda. Reżyser przygląda się im z czułością. Układy taneczne i poszczególne figury sytuują się na antypodach tego, czym żyją współczesne musicale i telewizyjne show. Bywają pozornie niezdarne, nawet śmieszne, co autor spektaklu punktuje z rozbawieniem. W końcu jednak układają się w symfonię.

Wszystko, jak zawsze u Wilsona, w olśniewającej scenografii, budowanej z wielkich płaszczyzn, w przestrzeni kształtowanej przez wielobarwne światło. Prosta historia zapada w serce także dlatego, że tak niezauważalnie działa skomplikowana teatralna maszyneria. Aktorskie interpretacje i reżyserskie rozwiązania, choreograficzne układy, wreszcie grana na żywo muzyka sprawiają wrażenie łatwych, naturalnych, wręcz oczywistych. Tak, właśnie tak tę historię trzeba było opowiedzieć i wyśpiewać - powtarzamy między sobą, wychodząc. Tak należało chwalić siłę teatru. Z lekkością. Bo najtrudniejsza w sztuce jest właśnie łatwość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji