Artykuły

Ach, gdzie te czasy

Na widowisko, które by można było w tym sezonie uznać za wydarzenie, ciągle jeszcze czekamy. Ale każdy, kto tęskni do dramaturgii wnikającej w głębsze pokłady psychiki bohaterów, do teatru, który trzyma nas w atmosferze nieustannego zainteresowania obywając się bez drastyczności i nie wymagając błyskowych efektów inscenizacyjnych, z uznaniem przyjmie nową premierę na wrocławskiej scenie kameralnej. Miesiąc na wsi Turgieniewa ma wszystkie walory realistycznego dramatu psychologicznego, który tonem ściszonym, właśnie kameralnym, nie szokując sensacjami, mówi o uczuciach i namiętnościach człowieka więcej niż niejeden płód krzykliwej nowoczesności.

Autor nazwał to komedią, ale jest to ten rodzaj komedii, który później tak wspaniale rozwinął Czechow: Miesiąc na wsi daje widzowi okazję raczej do melancholijnej refleksji niż do beztroskiego śmiechu, pobudza bardziej do tego, by bohaterom utworu współczuć, niż by z nich szydzić czy po prostu bawić się ich perypetiami. W podskórnym nurcie Miesiąca rozgrywa się dramat niespełnionych pragnień, nieuświadomionych lub tłumionych przez konwenans tęsknot, dramat rezygnacji z tego, o czym się skrycie lub bezwiednie marzy.

Jednym z recenzenckich zwyczajów Boya-Żeleńskiego było konfrontowanie obyczajowości współczesnej z tą, której obraz oglądał na scenie. Myślę, że Miesiąc na wsi daje widzowi dzisiejszemu szczególnie wdzięczne pole do takich porównań.

W czasach, w których po nocy spędzonej z przypadkowo spotkanym mężczyzną kobieta na pożegnanie pyta go o imię i w których dopiero po przeżyciu podobnej przygody „wysokie układające się strony” stawiają sobie czasem pytanie, czy mogłyby się wzajemnie pokochać, warto obejrzeć sztukę, w której jedna z bohaterek zdradza męża platonicznie, druga w dziewczęcej naiwności kocha młodego nauczyciela, niezupełnie zdając sobie z tego sprawę, trzecia zaś jest gotowa wyjść za mąż, byle tylko to się w ogóle kiedykolwiek stało, a ówczesne rygory obyczajowe prowadzą do takiego rozwiązania sytuacji, że ci, co są naprawdę zaangażowani uczuciowo, muszą ze swych pragnień „honorowo zrezygnować” i tylko ten, którym bynajmniej nie honor kieruje, osiąga swój zupełnie bez emocji wykalkulowany cel matrymonialny.

Uwikłane w to wszystko postacie stanowią doskonałe partytury dla aktorów. Iga Mayr z wypróbowaną swobodą wyzyskuje bogactwo swych środków wyrazu do finezyjnego zagrania roli Natalii Pietrowny Isłajewej. Swą interpretację roli przyjaciela domu, Michała Rakitina, Igor Przegrodzki opiera na wstrzemięźliwym, ale wymownym rozbudowaniu momentów pozatekstowych (bo tekstu ma stosunkowo mało).

Chwilami odrażającą, a chwilami żałosną postać doktora Szpigielskiego Andrzej Polkowski odtwarza ze świadomie zastosowanymi akcentami lekkiej szarży. W głośno uznawanej przez widzów za komiczną scenie brutalnych oświadczyn doskonale partneruje mu Jadwiga Ziemiańska jako wstydliwa, a rwąca się do małżeństwa stara panna Anna Bogdanowna, Męża Natalii Pietrowny gra Tadeusz Kamberski, Jego matkę Janina Zakrzewska, prostackiego sąsiada, Bolszincowa, Mieczysław Loża, a guwernera-Niemca Henryk Matwiszyn.

Uzasadnione uznanie i szczerą sympatię widzów zyskuje para aktorów najmłodszych: Andrzej Kowalik w roli Bielajewa i studentka PWST Jarosława Michalewska jako wychowanica Isłajewów Wieroczka.

Wysmakowana oprawa plastyczna — dzieło Jadwigi Przeradzkiej i Marcina Wenzla — sugestywnie podkreśla atmosferę przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji