Artykuły

M jak mieszkanie

"Kryzys" w reż. Piotra Trzaskalskiego w telewizyjnym Studio Teatralnym Dwójki. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Telewizyjnej - dodatku do Gazety Wyborczej.

Ciepła opowieść o współczesnych dramatach mieszkaniowych z wątkiem miłosnym i kryminalnym w tle.

A gdyby Krzysztof Krauze nie potraktował swojego "Placu Zbawiciela" jako filmu do kinowej dystrybucji, tylko jako spektakl Teatru Telewizji? Nagrody dostaliby inni reżyserzy, prasa pisałaby o innych aktorach. Forma i treść mogłyby się nie zmienić. Różnice między spektaklami telewizyjnymi a kinem społecznym czy obyczajowym dawno się zatarły. Kto nie czuje się ekspertem do spraw montażu i taśmy, może nawet nie zorientować się, czy "Kryzys" Piotra Trzaskalskiego to jeszcze sztuka (a więc nuda, starzyzna), czy już film (a więc coś godnego uwagi).

Studio Teatralne Dwójki na chwilę przed zniknięciem z anteny wyprodukowało spektakl świetnie osadzony w polskiej tradycji, ale w tradycji zdecydowanie filmowej. "Kryzys" wpisuje się w długi ciąg dramatów miłosnych z problemem mieszkaniowym w tle. Po "Ósmym dniu tygodnia" i komediach typu "Nie ma róży bez ognia" czy "Człowiek z M-3" film/spektakl Trzaskalskiego pokazuje, jakie problemy mogą napotkać kochankowie na drodze do wspólnego M. I tak jak w poprzednich produkcjach, w "Kryzysie" pojawia się para młodych idealistów, którzy niewiele od życia chcą, a jeszcze mniej dostają. Filip (Dariusz Toczek) i Teresa (Patrycja Durska) wprowadzają się do wynajętego mieszkania w kamienicy pełni wspólnych planów, marzeń, nadziei. On ma w spokoju skończyć powieść

o wyprawie do kresu świata, ona ze swojej pensji fryzjerki ma im zapewnić byt w świecie realnym. Wszystko to jednak sypie się i psuje równie szybko jak domowe sprzęty. Obiecana zaliczka od wydawcy nie przychodzi. Na pożyczkę od matki Filipa liczyć nie warto. Ojciec Teresy nawet coś tam odłożył, ale to "coś" nie wystarczy, by zakupić sobie własne "gdzieś". Zmęczenie narasta, związek się rwie, a rozwiązania nie widać. W siatkę wzajemnych pretensji i oskarżeń wplątują się na dodatek "życzliwi". A to kolega złota rączka (Przemysław Sadowski) rzuci żarcik o kobietach, co bardziej trzymają się kasy niż niezaradnych facetów. A to koleżanka z zakładu (Edyta Olszówka) podsunie Teresie pomysł, by ożywić związek i dać Filipowi powody do zazdrości. I tu kończy się filmowy mały realizm. Bo szczęśliwe, euforyczne wręcz zakończenie to już poezja, baśń, oda do młodości, miłości i nadziei. To kolejny po "Edim" film Trzaskalskiego, w którym świat okazuje się miejscem, gdzie pod warstwą okrucieństwa i przekrętów są też prawdziwe uczucia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji