Artykuły

Lubię to co robię

- Byłam na roku Ewy Mirowskiej, która jest świetnym pedagogiem. Pani profesor mówiła: - Wszystko zależy od was samych. Na nic się nie oglądajcie, szukajcie wsparcia wyłącznie w sobie. Nie myślcie, że ktoś wam podpowie, jak co zagrać. Uczyła nas samodzielnego myślenia. Radziła: - Nie róbcie niczego wbrew sobie - mówi warszawska aktorka AGNIESZKA DYGANT.

Agnieszka Dygant. Ciągle w ruchu. Przez cały dzień praca na planie "Niani". Wieczorem nauka tekstów do kolejnych scen. W czasie przerwy zdjęcia do kolejnych seriali.

O której godzinie była Pani dziś na planie?

- O 8.30. O 6.50 wsiadłam do samochodu, żeby dojechać do studia. Potem malowanie i przebieranie. Jak co dzień, gdy kręcimy "Nianię".

Od tamtej chwili właśnie mija dziewięć godzin.

- To wcale nie tak dużo. Kiedyś zeszłam z planu po 26 godzinach i to było zdecydowanie za długo (śmiech).

Ale widać, że i po dziewięciu jest Pani zmordowana. Startując w zawód, marząc o nim, myślała Pani, że to będzie ciężka fizyczna praca?

- Nie pamiętam, żebym się akurat nad tym zastanawiała.

A teraz? Nie przeszkadza Pani piąty czy dziesiąty duber? Gdy w kółko robi Pani to samo?

- Na tym polega ta praca. A ja lubię to, co robię.

Pamięta Pani marzenie o aktorstwie z dzieciństwa? Marzyła Pani, żeby stać w świetle reflektorów, pokazać się, być gwiazdą? A może ważniejsze było to, że można kogoś udawać, naśladować?

- Udawać! Na przykład, że jestem czyjaś mamą albo morderczynią. Często bawiłam się w ten sposób z moimi kuzynkami. Wydawało się nam, że kręcimy film, chociaż przypominało to raczej przedstawienie teatralne. Akcje były jak w brazylijskim serialu - ktoś kogoś zabijał, ktoś kogoś kochał, ktoś się okazywał czyimś bratem bliźniakiem (śmiech).

Dziś przed kamerą często stają ludzie, którzy nie ukończyli szkół aktorskich. Pani ją ukończyła. Co Pani dała szkoła?

- Byłam na roku Ewy Mirowskiej, która jest świetnym pedagogiem. Pani profesor mówiła: - Wszystko zależy od was samych. Na nic się nie oglądajcie, szukajcie wsparcia wyłącznie w sobie. Nie myślcie, że ktoś wam podpowie, jak co zagrać. Uczyła nas samodzielnego myślenia. Radziła: - Nie róbcie niczego wbrew sobie.

Kiedy w pracy bywa najtrudniej?

- Kiedy na przykład gramy jakąś scenę, która - jak mówimy w żargonie aktorskim - nie idzie, czyli się nie udaje.

W takich sytuacjach większość aktorów bierze całą winę na siebie, więc daje więcej energii, więcej dynamiki, idzie "huzia na Józia". Brawurowo. I często bez sensownych efektów. Dopiero potem okazuje się, że to reżyser powinien inaczej ustawić scenę, na przykład zmienić jej rytm czy inaczej rozłożyć akcenty. W każdym razie zatrzymać się, przystanąć, zastanowić, a nie - iść w zaparte, w jakieś szaleństwo, popracować wspólnie razem z aktorem.

Profesor Mirowska nie uprzedzała, że taki stres na planie będzie chlebem powszednim?

- Jak najbardziej. Pamiętam też, jak mówiła do naszej grupy - Nie myślcie sobie, że od razu spotkacie reżysera, który krok za krokiem poprowadzi was za rękę, z którym od razu złapiecie porozumienie. Może się zdarzyć, że w ogóle, gdy nie spotkacie reżysera, któremu będziecie mogli w stu procentach zaufać. Ale jeśli go spotkacie, już nigdy nie wypuśćcie go z rąk

Za chwilę wyjdzie Pani ze studia. I co dalej? Zaraz zabierze się Pani do wbijania sobie w głowę następnych stron scenariusza? Ile to dzisiaj może zabrać Pani czasu?

- Codziennie nagrywamy mniej więcej 5 scen, co oznacza, że trzeba opanować pamięciowo 15-18 stron maszynopisu.

Potwornie dużo!

- Naukę ułatwia wyobraźnia. Nie uczę się na pamięć ciągu słów. Raczej zapamiętuję, o czym jest scena, na jakie dzieli się tematy. Zapamiętuję sytuacje i rekwizyty, z którymi będę grała. Każdy z przedmiotów przypomina mi później kolejne zdanie. Analizuję, co jest najzabawniejsze, gdzie jest szansa na jakiś dowcip. Może gag? I jak to zrobić z polotem. Zdarzają się niespodzianki, Czasami scena w czytaniu w ogóle nie wydaje się zabawna, a jednak się udaje.

I na odwrót - nieraz czytając scenariusz można boki zrywać, a w "praniu" okazuje się, że zupełnie nie jest śmiesznie. Zresztą może ja ją po prostu wtedy za słabo gram? Różnie bywa.

Często nie gracie scen zgodnie z chronologią. Czy to nie jest dla Pani kłopot? Także przy nauce tekstu?

- Tekstu zawsze uczę się chronologicznie. Wtedy zapamiętują stany emocjonalne mojej postaci w kolejnych scenach. Żeby się później nie pogubić, robię notatki w scenariuszu. Notuję sobie np. że w poprzedniej scenie moja bohaterka miała nieudaną randkę, więc teraz nie może być za wesoła itd.

Teraz biegnie Pani do domu. Odsapnie Pani trochę czy od razu do pracy?

- Pewnie się prześpię. Po prostu.

Nie wierzę, że mimo to nie czuje się Pani zmęczona. Jak długo można wytrzymać pracę bez przerw? Przed chwilą byłam świadkiem, jak pożyczała Pani pieniądze. Założę się, że nie ma Pani kiedy pójść do banku.

- Zdarza się, ale raczej staram się nie dzielić życia na okresy, w których dużo gram, i te, kiedy nie gram. Próbuję jakoś ze sobą godzić wszystkie obowiązki. W "Niani" pracujemy przez półtora miesiąca, a potem jest przerwa. Tyle, że podczas tej przerwy gram w innych serialach, więc gdybym sobie wszystko odpuściła, przestałabym normalnie funkcjonować.

Jest w Pani niepokój, czy będzie Pani miała pracę za pół roku, za rok?

- Nie zastanawiam się nad tym. Będzie, jak będzie.

Domyślam się, że w dołki psychiczne Agnieszka Dygant nie wpada prawie nigdy? Silna konstrukcja psychiczna, osoba nie do rozwalenia?

- Jestem raczej poukładana. Rzadko mi się zdarza zupełnie pogubić. Czuję się komfortowo, gdy panuję nad swoimi sprawami Nie cierpię chaosu.

Jak Pani lubi odpoczywać?

- Umawiam się z przyjaciółmi, czytam coś fajnego albo idę na zakupy.

Sama chodzi Pani na zakupy?

- Tak, często jestem sama. Ostatnio doszłam do wniosku, że galerie handlowe są jak jakieś wyspy. Jak się w nich jest, nie wiadomo, czy na zewnątrz jest jasno, czy już ciemno, czy pada deszcz czy może śnieg. Człowiek się odrealnia. Nagle najważniejszy staje się jakiś beret w kropki. Kupujesz go. Cieszysz się jak wariat, bo okazało się, że go przecenili. Potem wychodzisz na dwór i myślisz: o co mi właściwie chodziło z tym beretem. To śmieszne. Z drugiej strony chodząc po sklepach, porządkuję coś w sobie. Analizuję, co powinnam zrobić, na jakim polu jest ugór, co odgruzować. Podobnie jest przy sprzątaniu.

Coś mi się wydaje, że w życiu prywatnym jest Pani osobą bardzo serio. W niczym Pani nie przypomina zwariowanej Frani Maj.

- To prawda. A tak szczerze mówiąc, to zawsze tracę humor po zmyciu makijażu (śmiech).

Nie lubi się Pani wygłupiać?

- A pani? (śmiech).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji