Artykuły

Oberiuci, dadaiści, karaluchy...

Fala zainteresowania się rozlała, bo po Oberiutów sięgnęli potem także Arkadiusz Jakubik (m.in. w Teatrze Rampa) i Teatr Studio, dając wysmakowaną premierę Elżbiety Bam.

Ale najbardziej wytrwały okazał się Czuj – najpierw przygotował w chorzowskim Teatrze Rozrywki Tango Oberiu 1928 (1997), a potem w Krakowie, z tą samą grupą współpracowników pokazał Sen pogodnego karalucha, inteligentnie spojony spektakl, na który złożyły się rozmaite oberiuckie teksty.

Tym razem, znów w tym samym ansamblu twórczym, Łukasz Czuj przygotował spektakl Symfoniczna wazelina 1917. Dlaczego boimy się DADA? na podstawie tekstów dadaistów oraz Danila Charmsa, czołowego twórcy grupy Oberiu. Tylko na pozór policzenie to wydaje się zaskakujące - typ bowiem humoru, jaki reprezentują dadapoeci i oberiuci, należy do tej samej rodziny protoplastów Cyrku Monty Pynthona, wczesnego Woody AllenaMirona Białoszewskiego z Teatru Osobnego i Kabaretu Kici Koci. Jest to humor często gorzki, podszyty lękiem, koszmarem, poczuciem absurdu świata, a zarazem demonstracyjnym lekceważeniem obowiązującego porządku opisywania i przeżywania rzeczywistości, za którym kryje się strach przed życiem jałowym, utraconym, źle użytym.

W teatralnym programie Czuj wyłuszcza powody, dla których sięgnął po dada. Po pierwsze zafascynowała go zbieżność sytuacji: oto na pewnej ulicy w Zurychu, Spiegelgasse, w roku 1917 pomieszkiwał Włodzimierz Lenin, a pod numerem 4 zagnieździł się w knajpie Meirei Bar – słynny dadaistyczny Cabaret Voltaire. To, oczywiście, powód pretekstowy. Po drugie zaś swoim spektaklem dada, w którym Czuj pomieścił także testy własnego pióra, artysta przeciwstawia się kulturze masowej. Wydaje się potomkiem Witkacego, który stawia tamę zalewowi tandety, zaniepokojony, jak sam wyznaje, że „oswojono niegdysiejszą awangardę, zapomniano o jej prowokacjach i uczyniono z niej jeszcze jeden towar do sprzedania masowej widowni. Bezpieczny i zapakowany w śliczne pudełeczko”.

Czuj chce uciec przed tą wyprzedażą swoim teatrem, którego programowe kontury coraz silniej obrysowują kolejne spektakle. Dominuje w nich absurd, bełkot, przez który przedziera się sens, czasem niepokojący skowyt, czasem rozdzierający śmiech, pokrywający grozę egzystencji, pozbawionej solidnych punktów oparcia. W Symfonicznej wazelinie wprowadza na scenę prawdziwe postacie, twórców ruchu Dada na czele z Tristanem Tzarą, ale także postacie fikcyjne, wydestylowane z tekstów i podtekstów, jak Chimeryczny lokator czy Monsignore Uljanow. Wszyscy razem tworzą nadkabaret metafizyczny; w którym Witkacowska dziwność istnienia spotyka się ze sztubackim pokazywaniem języka i cyrkowymi sztuczkami.

Aktorzy poruszają się w wymyślonym dla każdego rytmie, wykonują gesty odkształcone, nerwicowe, spowolnione w stosunku do zwykłego ruchu, zdefektowane celowo, ujawniające niedoskonałość i obsesyjność każdej postaci. Szamoczą się, poszukują jakiegoś Lidu i składu, niszcząc zarazem każdy pozór uporządkowania. Ich pogoń za sensem nieuchronnie zmierza do samozniszczenia, samowyczerpania.

W spektaklu Czuja liczy się całość, ale nie sposób nie zauważyć sprawności młodych aktorów; a zwłaszcza Tomasza Wysockiego (bardzo „miniasty” Tristan Tzara) i Andrzeja Deskura (nieco „łazęgowały” Walter Serner), umiejętnie wykorzystujący poetykę gry białych klaunów. Nic wiem, ku jakim rejonom niekomercyjnego pure nonsensu zwróci się Czuj, ale jego teatr przemawia pasją przedrzeźniania świata, który, zapatrzony w siebie, odrzuca zbzikowanych poetów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji