Artykuły

My, Ekdahlowie

Uprzedzając rezerwę niezdecydowanych i opory wątpiących: teatralna wersja Fanny i Alexandra nie wymaga znajomości filmu Ingmara Bergmana (1982); nie trzeba też przypominać go sobie przed pójściem do teatru, żeby potem móc „porównywać” kino ze sceną. To nie jest w ogóle próba dorównania teatrem filmowi. To teatr.

Choć, rzeczywiście, pomysł Justyny Celedy, by adaptować jedno z wybitniejszych filmowych dzieł Bergmana – i to nie żadną z jego kameralnych psychodram, takich w teatrze było wiele, Bergman był też człowiekiem teatru, a panoramę, z bogactwem postaci i wizualnych efektów – to przedsięwzięcie śmiałe.

Z tym większą radością przychodzi chwalić realizację. Przedstawienie jest dobrze skonstruowane, precyzyjnie wyreżyserowane; efektowne, a zarazem klarowne, co niekoniecznie idzie w parze z realizacjami tego wymiaru – również w sensie dosłownym, bo trwa, bagatela, cztery godziny (nawiasem mówiąc, nie ubyłoby mu nic, gdyby trwało choć pół godziny krócej).

Klamrą opowieści Bergmana i Celedy jest rodzinny zjazd, a raczej okazja do celebracji wspólnoty: w pierwszej scenie – wigilia Bożego Narodzenia, w finale – powitanie nowego potomka rodziny Ekdahlów. Samą opowieścią zaś dzieje życia jej przedstawicieli widziane – w przeciągu lat kilku – przez parę tytułowych dziecięcych bohaterów Fanny (Maria Dąbrowska) i Alexandra (Jakub Gola). Ciepła codzienność zamożnego mieszczańskiego domu w małym szwedzkim miasteczku w początku XX wieku, jego radości i dramaty, nudne ceremoniały i pikantne sekrety, o których rzec by można, że to raczej tajemnice poliszynela, zabawy w sztukę i sztuka zabawy, to wszystko, co stanowi kanwę tzw. zwykłego życia staje się tu przestrzenią uniwersalnej historii o tęsknotach i lękach, miłości i nienawiści.

A także o Bogu, nieistniejącym i nieobecnym w sercach, a przez to tym bardziej wymagającym; to znów narzucającym się, a przez to obcym i wrogim.

Celeda umiejętnie wyeksponowała obecne u Bergmana wątki teatralne. Dało to preteksty do praktycznych rozwiązań scenicznych. Rodzina Ekdahlów prowadzi własny teatr, na poły amatorski, na poły profesjonalny – w spektaklu mamy więc teatr w teatrze, a kurtyna we Współczesnym bywa tyleż kurtyną sceny Ekdahlów (oglądanej od kulis!), co kurtyną na scenie ich życia; inna z postaci sztuki, Aron Jacobi (Michał Lewandowski), zajmuje się magią i teatrem lalek – z czego przedstawienie ładnie korzysta: Fanny i Alexander prowadzeni są w nim jako lalki animowane przez aktorów w tzw. żywym planie.

Ten pozornie banalny zabieg pozwolił Celedzie uporać się z problemem, jakim byłoby obsadzenie w tych rolach dzieci, a równocześnie stworzył okazję do nasycenia spektaklu klimatem baśni i snu. Udało się więc nie tylko uniknąć kłopotliwej brutalności i sztuczności zarazem w takich np. scenach, jaka kara chłosty, którą Biksup (Adam Kuzycz-Berezowski) wymierza Alexandrowi, ale i przydać magii światu przedstawionemu. Warto przy tym zwrócić uwagę na pewien chwyt inscenizacyjny: w sytuacjach, gdy lalki muszą się przemieścić, przenoszone są na rękach właśnie tak jak dzieci; niby to detal usprawniający akcję, ale i sygnał dla widza. Fanny i Alexander, przy wszystkich traumach, jakich doznają, mają w rodzinie oparcie. Są dziećmi właśnie. Na dobre, choć i na złe. Bo to przecież w dużej mierze opowieść o doświadczeniach dzieciństwa, o jego mrokach, obsesjach i bolesnym zderzeniu z życiem dorosłych.

Perspektywa „lalkowa” daje też inscenizacji ciekawą możliwość. Na ukazaną nam historię małżeństw braci Ekdahl i wpisane w nie dzieje matki rodu, Heleny (Beata Zygarlicka) oraz powtórnego małżeństwa jej synowej Emilii (Barbara Lewandowska) z biskupem Vergerusem (A. Kuzycz-Berezowski), możemy dzięki niej spojrzeć z dystansu. Sugerowanego już nie tylko obecnością lalek, będących jakby poza tym światem, ale i „oddzielaniem się” od nich aktorów, którzy je animują. Dąbrowska i Gola wielokrotnie wychodzą poza rolę i zadania lalkarzy, pozostawiając lalki same sobie i obserwując inne postaci, siebie wzajem, wchodząc w dodatkowe relacje z teatralną rzeczywistością.

Nie ochładza to emocji, przeciwnie, wyostrza je, sprawia, że stają się „podskórne”, intensywniejsze. Czyni bowiem ze scenicznej konwencji rodzaj magicznej przesłony; tak patrzymy na wydarzenia, których jesteśmy świadkami we śnie. Będącym niekiedy koszmarem, z którego trudno się obudzić.

Czy życie jest koszmarem?

Tak, świat Bergmana to świat okrutny, bez Boga, ale krzyczący o Boga. Bezlitośnie sprawiedliwy jak ów nieistniejący, a wszechobecny Bóg, bo złe uczucia i złe uczynki wracają do nas wraz z karą, jaką za nie otrzymujemy, tym dotkliwszą, im więcej się spodziewamy dla siebie od niesprawiedliwego dla nas świata. Ale też nie, świat Bergmana nie jest okrutny, tylko bolesny. Szczery do bólu. Pełen strachu i wierzący, mimo wszystko, w dobro i miłość, które nas bronią przed światem, Bogiem stworzonym na nasze podobieństwo i nami samymi.

Justyna Celeda opowiada o tym wszystkim w klimatach skandynawskich; chłodno, lecz intensywnie, z ukrytą czułością. I biegłością szczegółu; że wspomnę scenę, w której Biskup rozmawia ze swoimi gośćmi, którzy go (w dobrej wierze) szantażują – siedzi w fotelu tyłem do widowni, bez ruchu. Kiedy jednak wstanie, by atak odeprzeć, ujrzymy jego twarz, a wtedy jest w tym zwielokrotniona siła.

Co jednak najważniejsze – to reżyserka spektaklu mówi do nas twarzą w twarz i mówi bardzo czytelnie. Dociera dzięki temu i do emocji, i umysłu widza.

Pomaga jej muzyka (Wojciech Król) – niepokojąca, dostojna i ciemna jak pieśni protestanckiej liturgii. Ale przede wszystkim funkcjonalna i sugestywna scenografia Grzegorza Małeckiego. Dająca wrażenie zimnej rozległej przestrzeni, z dodatkowo podkreśloną wysokością (piętro ze schodami). Ale ta nie jest martwa, a ożywiona ruchomymi podestami przesuwającymi się na szynach z głębi sceny; dynamiczną zmianą planów, światłem prowadzonym tak, że podkreśla emocje i nastrój chwili oraz ekspresją… rzeczy. Te łoża, łóżka, szafy, stoły ciężkie, mieszczańskie są w nią wpisane jak w czarny obraz, współtworzą jego klimat, dodają scenom wymiaru.

Już początek przedstawienia wprowadza nas w jego wnętrze. Sposób w jaki pojawiają się liczne postaci dramatu, które za chwilę wezmą udział w wieczerzy – ukazujący w drobnych, precyzyjnych scenkach i gestach panoramę indywidualności – to znak nie tylko mistrzostwa ruchu scenicznego (Zbigniew Szymczyk), którym naznaczonych będzie też wiele późniejszych scen, realistycznych i fantastycznych, ale i podejścia Celedy do kreowanych przez Bergmana i siebie postaci.

Fanny i Alexander we Współczesnym jest bowiem przedstawieniem nie tylko zespołowym, a i bardzo udanym aktorsko. Dawno już nie widziałem w tym teatrze tak wielu, tak dobrych ról równocześnie.

Szczególnie wyróżniłbym dwie kreacje – Pawła Niczewskiego (Gustav Adolf Ekdhal) i Mariana Dworakowskiego (Carl Ekdahl). Stworzeni przez nich bohaterowie to żywi, budzący emocje ludzie.

Gustav Adolf jest prawdziwym bon vivantem, śmiesznym i groteskowym w swoich żądzach, no i niezbyt mądrym. Ale to on, żywiołowy, często trywialny i pusty, okaże się godny bycia… Jednym z Nas, świadomym swych słabości, lecz i mocy życia. I to on udźwignie traumę Ekdahlów, dając i przyjmując pod swój dach jej kolejnego przedstawiciela z „nieprawego łoża”. Niczewski jest w tej roli tyleż zabawny, co autentyczny. Nie przerysowuje (a są okazje!), zaś w finale – porusza.

Carl to kabotyn świadomy swego kabotyństwa, a przez to tym bardziej w nie wpadający; żałosny i komiczny hipochondryk i megaloman, bezduszny egotyk i małostkowy Pan Nikt. Ale to on dzięki zdystansowanej, z lekka autoironicznej kreacji Dworakowskiego nabiera z czasem naturalnej godności, potrafi wybić się nad swoją małość, wspierając Gustava Adolfa w podtrzymywaniu rodziny.

Inne role też warte są oklasków. Adam Kuzycz-Berezowski jako Biskup Edvard miał bodaj najtrudniejszą i ją udźwignął. Jego pastor, pełen miłości do Boga, która przegrywa z nienawiścią do ludzi, to postać mroczna, lecz wieloznaczna. Kuzycz-Berezowski umiejętnie, od początku, buduje tę postać, dzięki czemu możemy uwierzyć fascynacji, której ulega zauroczona nim Emilia, a i nie szarżuje potem w okrucieństwie będącym emanacją słabości. Żydowskiego antykwariusza, byłego kochanka Heleny, starzejącego się mężczyznę, który pod wpływem konieczności odzyskuje wigor, prostymi środkami tworzy Robert Gondek. Ujmujący, a zarazem bezradny i przegrany jest Oskar Ekdahl w interpretacji Konrada Pawickiego. Ale całość przedstawienia trzyma mocną ręką – jak Helena Ekdahl rodzinę – Beata Zygarlicka. Na pozór posągowa, a przecież ludzka i słaba w istocie seniorka rodu, kobieta „z przeszłością”, odnajdująca sens w trwaniu mimo wszystko.

Również role drugoplanowe przyciągają uwagę, portrety psychologiczne szkicowane są tu mocną kreską, ale wyraziście (tu pozwolę sobie wyróżnić choćby tylko Pannę Ester Ewy Sobiech, Henreiettę Vergerus – Ewy Sobczak, Justinę Iwony Kowalskiej i nieco bardziej rozbudowaną postać Lydii Ekdahl – Krystyna Maksymowicz tworzy z niej coś więcej niż karykaturę „niekochanej”).

Jedną z końcowych scen jest rodzinne spotkanie, w którym Gustav Adolf (Niczewski), prezentując nowo narodzoną córeczkę, stara się wygłosić tradycyjne rodzinne przemówienie, które kiedyś wygłaszał w takich razach jego brat Oskar. Wygłasza je z uczuciem, chaotycznie, skrępowany swą rolą i słowami.

My, Ekdahlowie, mówi, śmiejąc się i poważniejąc, nie potrafimy przeniknąć rzeczywistości, a żeby przeżyć i żyć szczęśliwie, staramy się na co dzień stosować różne uniki, grzesząc przy tym nie tylko wobec Boga, którego nie rozumiemy, ale i przeciw sobie wzajem. To jednak jest nasze życie. Jedyne jakie mamy. Choć więc nie umiemy uchwycić nieuchwytnego, musimy się go chwytać. Zwłaszcza że nadciąga burza, która to wszystko zmiecie.

Opowieść rozpoczyna się w roku 1907, za lat parę wybuchnie Wielka Wojna. Ale przecież Gustav Adolf Edkahl mówi nie tylko do swojej rodziny uchwyconej w kadrze retro z początku XX wieku. I my, Ekdahlowie, mamy to właśnie okazję usłyszeć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji