Po "Norymberdze" Wojciecha Tomczyka w Teatrze TV
Wczorajszy spektakl telewizyjny "Norymberga" Wojciecha Tomczyka opowiadał o spotkaniu dziennikarki z emerytowanym oficerem kontrwywiadu, który chce, by ukarano go za komunistyczne zbrodnie. Poprosiliśmy trzech polityków zajmujących się sprawami lustracji o opinie na temat przedstawienia - czytamy w Rzeczpospolitej.
Krzysztof Piesiewicz, senator (PO)
Obejrzałem ten spektakl bez znużenia, choć żałuję, że całość została rozpisana jedynie na dwa instrumenty. Idąc dalej za muzycznym porównaniem, wolałbym obejrzeć koncert na orkiestrę symfoniczną - ze społeczeństwem jako chórem w tle. Oceniam tę realizację jako pewien przyczynek, skrót myślowy, uproszczony początek dyskusji o najnowszej polskiej historii, którą podejmą być może dramaturdzy i scenarzyści. Wtedy będziemy mogli mówić o szerszym spojrzeniu, o pełnym oddechu. Dostrzegłem zabiegi autora zmierzające ku schematycznemu ujęciu tej złożonej problematyki. Można się spierać, czy tak poważne sprawy powinny być przedstawiane w nieco groteskowym świetle. Ale to dobrze, że ktoś podejmuje próbę zmierzenia się z prawdą o komunizmie.
not. k.feu.
Zbigniew Romaszewski, senator (PiS)
Nie dałoby się napisać takiej sztuki w oparciu o rzeczywistość, bo była ona znacznie mniej skomplikowana. Kiedy czyta się akta IPN, to widać, jak banalna była cała PRL i zło, które nas wtedy otaczało. Ale spektakl niósł także prawdę o nieprawdopodobnych wpływach ludzi będących przed 1989 rokiem katami i oprawcami. Wpływy te pozostały do dzisiaj, i gdy oglądam pułkownika kontrwywiadu, który obecnie załatwia dziennikarce prawo jazdy oraz stypendium w USA, to wiem, że nie ma w tym cienia fikcji. Inna sprawa, że Norymberga, której główny bohater domaga się dla siebie, prawdopodobnie by się nie ziściła. Z tej prostej przyczyny, że cała swołocz peerelowska dostała uprawnienia sędziów i prokuratorów, przeszła w stan spoczynku i nikt nie kwapi się, by pociągnąć ją do odpowiedzialności.
not. k.feu.
Ryszard Legutko, wicemarszałek Senatu (PiS)
"Norymberga" dobitnie pokazuje, że nie ma w Polsce determinacji i siły, żeby doprowadzić do procesów norymberskich wobec komunistów. Sztuka stara się pokazać prawdziwą grozę PRL. Jest to szczególnie ważne w obliczu coraz częściej pojawiającej sie tezy, że komunizm w Polsce był groteską, niczym poważnym. Trzeba przypominać, zwłaszcza młodym ludziom, że ludzie w tym systemie ciągle ginęli, a instytucje stosowały represje. Byłoby dobrze, gdyby ta sztuka dała początek odkłamywaniu realiów tamtego okresu. Po 1989 roku na temat komunizmu właściwie nic w tej dziedzinie sztuki nie powstało. Za 20 lat ludzie będą się zapewne zastanawiać, jak to możliwe, że tak długo jeden z najbardziej dramatycznych okresów w historii Polski był zupełnie pomijany w sztuce.
not. cyb