Mieszczanin szlachcicem
Jerzego Stuhra widownia uwielbia klaszcze mu na wejście. śledzi każde skrzywienie i grymas, wstaje (na szeregowym przedstawieniu, daleko od premiery) i urządza owacje na stojąco. A artysta nie zawodzi jej oczekiwań: jest komikiem wspaniałym, mistrzowsko rozplanowuje miny, etiudki, grepsy Czasem może trochę za grube (wulgarne piosenki bardziej krakowskie niż francuskie, wyzywający kolor gaci) – ale czyżby za czasów Moliera było cieniej? W cieniu mistrza ładne rólki towarzyszące tworzą zadzierżysta Dorota Zięciowska czy łobuzerski Roman Gancarczyk. W finale Stuhr na chwilę poważnieje, gra gogolowskie „z czego się śmiejecie" – ale rozbawiona do łez rozbudowaną „turecką ceremonią" widownia nie ma specjalnej ochoty tego zauważać.