Niech żyją agenci
Marek Bukowski jest inżynierem energetykiem po Politechnice Warszawskiej, autorem kilku powieści i dramatów ("Ciałopalenie"). Jego opowiadanie "Niech żyją agenci" przeniósł w 1998 r. na ekran Teatru Telewizji znany operator i reżyser Witold Adamek. Jest to upiorna wizja naszej pogodnej rzeczywistości. Opowieść koncentruje się wokół realizującej "gorący" materiał filmowy Reporterki (Małgorzata Kożuchowska) z niezależnej firmy. Mogłaby być córką Agnieszki z "Człowieka z marmuru". O ile jednak bohaterka filmu Wajdy doskonale wiedziała, jakie aspekty rzeczywistości interesują ją najbardziej, o tyle Reporterka w spektaklu Adamka w chaosie nieustannych zmian skazana jest na wieczną improwizację. Kamera wideo nieustannie wdziera się w każdą szczelinę penetruje kulisy skomplikowanych zabiegów kilku cynicznych, żądnych władzy graczy, manipulujących dla własnych potrzeb niczego nie podejrzewającymi ludźmi za pomocą... cudów.
Mało znaczące ugrupowanie polityczne zyskuje znakomite notowania w mediach dzięki plotce o pojawieniu się na jednej ze ścian gabinetu ich Bossa (Stanisław Penksyk) fosforyzującego wizerunku... "przewodniczącego związku", który dość szybko przemieni się w "marszałka", lepiej akurat notowanego. Pięć minut wydobytej z niebytu partii kończy się aresztowaniem jej Bossa za nadużycia finansowe. "Marszałek" na ścianie okaże się szybko... "Leninem". Dwóch mężczyzn oglądających materiały filmowe niezależnej Reporterki, zastanawia się, kto za nią stoi.
Marek Bukowski niezwykle krytycznie patrzy na polską współczesność. Z gorzką ironią kreśli sylwetki polityków, zarówno tych z lewa, jak i z prawa. Bez ogródek piętnuje obłudę i powierzchowność przysłowiowej polskiej religijności oraz nachalność i zakłamanie mediów.