Artykuły

Spocona Janulka

Rano wyjazd z Wrocławia, przed południem próba, godzinę przed rozpoczęciem konkursowego spektaklu dla telewizyjnej kroniki opolskich konfrontacji. Wreszcie spektakl. Wszyscy zdenerwowani. Reżyser i dyrektor Teatru Polskiego — Jacek Bunsch próbuje uspokajać aktorów i… siebie. „Kochani, wszystko będzie dobrze”. Dobrze? Łatwo powiedzieć. Przed wrocławskim Teatrem Polskim występował jego warszawski imiennik kierowany przez Kazimierza Dejmka z Żywotem Józefa. Publiczność zgotowała aktorom owacje na stojąco. Wszyscy to wiedzą. We Wrocławiu na premierze Janulki, córki Fizdejki też były takie owacje i to znacznie dłuższe. Wrocławska publiczność różni się jednak dość znacznie od opolskiej. Przepraszam, myślę, że jest lepsza, wrażliwsza, a jednocześnie bardziej wymagająca. Piszę to nie z kokieterii, ale z całą odpowiedzialnością za słowa, bowiem wrocławscy teatromani widzieli już niejedną awangardę (m.in dzięki wspaniałym w pewnym okresie Festiwalom Teatru Otwartego Bogusława Litwińca) i byli świadkami porażki niejednej telewizyjno-kinowej gwiazdy.

Janulka… to bardzo twórcza i rzetelna robota teatralna ciesząca się zresztą dużym powodzeniem u widzów Jak będzie w Opolu? Wszyscy chcieliby jak najlepiej. Pierwsze sceny grane były w Opolu zbyt agresywnie, każda sala ma inną akustykę, a opolska akuratność fatalną. Na szczęście po tych pierwszych szarżach spektakl się porządkuje i wraca do swojej normy.

Publiczność pierwszą część przyjmuje dość chłodno, nie reaguje Ina wiele sytuacji, tak jakby się Czegoś obawiała, jakby była niepewna czy wypada się zaśmiać. Myślę, że została zaskoczona nie tylko dość skomplikowaną sztuką, ale też otwartą, nowoczesną formą. Powoli jednak wciąga się w ten przedziwny witkacowski trans a raczej świat. Najpierw reaguje na brzmiące aluzyjnie dziś kwestie-przepowiednie, aż wreszcie zaczyna „kupować” ideę inscenizacji Bunscha. Brawa coraz częściej przerywają akcję. Klaszcze też siedzący przede mną wiceminister kultury, były wrocławianin i były recenzent teatralny „Gazety Robotniczej” Jerzy Bajdor.

W przerwie za kulisami patrzę na spoconych iktorów. Z koszuli piszącego od czasu do czasu felietony do naszego Magazynu Tygodniowego Zbigniewa Lesienia można wycisnąć co najmniej pół szklanki potu. „Okropnie gorąco, kto ma coś do picia?” — powtarzają tę kwestię prawie wszyscy aktorzy za kulisami. Patrzę na Janulkę, czyli Halinę Skoczyńską, pot spływa jej po makijażu, nie jest pewna tego co zrobiła, wymienia uwagi z Danutą Balicką, obie są mocno podenerwowane. To jest gra. Ktoś musi dostać nagrody. Kto je dostanie?

Mogę tylko wyrazić swoje własne nadzieje i przekonania. Wydaje mi się, że nagrodę aktorską powinien dostać Igor Przegrodzki, który w konkursowym przedstawieniu nie miał najlepszego „wejścia”, ale potem dokładnie udowodnił, jakim jest mistrzem. W bardzo dobrej formie była tytułowa Janulka i to też jest kandydatka do nagrody. Grzechem chyba będzie, jeżeli nie zostanie dostrzeżony wrocławski, scenograficzny duet Jędrzejewski — Jankowiak. Powinien też zostać zauważony przez jurorów reżyser Jacek Bunsch. Czy tak będzie?

Po spektaklu odbyło się spotkanie z zespołem Teatru Polskiego. Salę w zdecydowanej większości wypełniła młodzież. Ona zresztą najlepiej odebrała wrocławski spektakl, też biła mu brawa na stojąco. Z moich zupełnie prywatnych rozmów wynika, że jurorów nieco zaszokowało wrocławskie przedstawienie. Jak w efekcie je ocenią trudno doprawdy przewidzieć, ponieważ zdania były podzielone. Jurorzy bardzo niechętnie ujawniają swoje sądy. Musimy poczekać. W poniedziałek wszystko będzie jasne. Ja kolejną przygodę Teatru Polskiego w Opolu oceniam bardzo pozytywnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji