Artykuły

Jak piołun

W 1969 roku znany krytyk Konstanty Puzyna, mocno zdenerwowany zbyt, jego zdaniem, dowolną interpretacją sztuk Stanisława Ignacego Witkiewicza, oraz ich coraz bardziej udziwnianą inscenizacją, wołał głośno o granie Witkacego „po Bożemu”. Znaczy się — czytelnie (na ile to oczywiście możliwe w wypadku dzieł tego autora), przejrzyście i bez formalnego „rozpasania” ruchowo-aktorskiego prowadzące go nierzadko na interpretacyjne manowce.

Tak właśnie — to znaczy „po Bożemu” — została zaprezentowana przez wrocławski Teatr Polski Janulka córka Fizdejki. Sukces takiego właśnie potraktowania Witkacego był — sądząc po reakcji publiczności w czwartkowy wieczór (brawa przy otwartej kurtynie) — pełny. Przez dwie godziny bowiem byliśmy świadkami widowiska artystycznie pięknego i dojrzałego, z racji natomiast jego filozoficznego przesłania — głęboko przejmującego. Było to widowisko gorzkie jak piołun.

Janulka córka Fizdejki — napisana przez Witkacego w roku 1923, ale ogłoszona dopiero w roku 1962 i bardzo rzadko grywana (wrocławski spektakl jest zaledwie trzecią inscenizacją na świecie, a drugą w Polsce) — mówi mianowicie o tym, że nasza cywilizacja idzie w złym kierunku. Na scenie prezentowana jest wizja kosmicznej katastrofy socjalnej grożącej człowiekowi. Ten człowiek jest przerażająco samotny, zamknięty w sobie jak w skorupce, z której nie może wyjść. Człowiek ten żyje w świecie zupełnie zeszmaconym, wykonując w nim swój pokraczny dance macabre.

Jest zatem dziełem o tym, iż wszyscy wprzęgnięci jesteśmy w przerażająco koszmarne perpetuum mobile prowadzące nas ku zagładzie. Katastrofista Witkacy przekonuje nas w utworze, iż kierunku obracania się tego niszczycielskiego mechanizmu nie da się odwrócić. Stąd jest to chyba jedno z najbardziej poruszających dzieł autora Nienasycenia.

Jacek Bunsch reżyser wrocławskiego przedstawienia doświadczeń z Witkacym miał już kilka. Wszystkie, jak dotąd, były w zasadzie udane. Inscenizacja Janulki… potwierdza tezę, iż czuje on i filozofię i „czystą formę” jej autora, jak mało który z polskich reżyserów.

I tym razem przygotował widowisko wzbudzające podziw. Potrafiące trzymać publiczność w nieustannym napięciu, choć przecież Janulka… jest utworem afabularnym, w którym nie ma tradycyjnie pojętej akcji, poświęconym analizie stanów ludzkiej świadomości. Bunsch odrzucił zupełnie elementy zrobił z dzieła gorzki moralitet o szamocącym się człowieku. Wygotował rzecz pełną parodii wobec naszego świata, wypełnionego ludzkimi manekinami uwikłanymi w sieci zbudowanych przez siebie społecznych konstrukcji, nie wyprał jednakowoż tego świata z resztek humanizmu. I to osobiście uważam za największą wartość wrocławskiego przedstawienia, w którym znakomicie współgrają wszystkie prawie inscenizacyjne elementy, a więc oryginalna i funkcjonalna scenografia, przejmująca muzyka, sceniczny ruch, sprawna gra aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji