Artykuły

Możliwość wspólnoty przeżywania.

- Taki fantastyczny kontakt dwojga ludzi (aktor - widz), nie jest osiągalny w żadnej innej relacji. Zresztą to nie tylko aktor potwierdza się w oczach ludzi, ale też ludzie potwierdzają się w oczach aktora - mówi SŁAWOMIR ORZECHOWSKI, aktor Teatru Dramatycznego w Warszawie.

Dziennik Zachodni: Czy lubi pan swój zawód?

Cezary Orzechowski: Bardzo!

DZ: Co w nim jest takiego wspaniałego?

SO: Możliwość wspólnoty przeżywania. Taki fantastyczny kontakt dwojga ludzi (aktor - widz), nie jest osiągalny w żadnej innej relacji. Zresztą to nie tylko aktor potwierdza się w oczach ludzi, ale też ludzie potwierdzają się w oczach aktora. Jesteśmy mało pewni siebie, dlatego szukamy wzorców i przyzwoleń na pewne reakcje. Jesteśmy samotni, więc lubimy podglądać innych ludzi.

DZ: Sprawia pan wrażenie spokojnego i miłego człowieka, tymczasem obsadzany jest pan w rolach czarnych charakterów.

SO: Białe też się zdarzają. Jako tego złego widzą mnie jednak reżyserzy najczęściej. Dlatego też cieszę się, że w nowym serialu "Dwie strony medalu" udało mi się zagrać ciepłego, fajnego i zatroskanego faceta. Normalnego człowieka.

DZ: W kogo się pan wcielił?

SO: W postać prezesa upadającego klubu sportowego, który boryka się z problemami, totalnymi trudnościami. Zmieniła się sytuacja polityczna i gospodarcza w kraju. Sponsorzy, którzy utrzymywali klub splajtowali i ten ostał się sam. Nie ma pieniędzy na światło, czynsz.

DZ: Czyli dokładnie tak, jak dzieje się obecnie w wielu polskich klubach.

SO: Dokładnie. Serial jest mocno osadzony w naszej rzeczywistości, nie jest wydumany. Dokładnie odzwierciedla problemy i bolączki ludzi, którzy zostali wrzuceni w nową sytuację społeczno-ekonomiczną.

DZ: Nad czym nowym, oprócz serialu, pracuje pan obecnie?

SO: Ostatnio byłem bardzo zajęty rolami teatralnymi. 10 listopada odbyła się w warszawskim Teatrze Współczesnym premiera sztuki "Udając ofiarę" z moim udziałem. Potem szybko rozpocząłem pracę na planie nowego Teatru Telewizji "Rozmowy z katem". Oprócz tego przygotowuję się do nowego serialu sensacyjnego "Determinator" dla telewizji publicznej. Dostałem również propozycję współpracy od studentów łódzkiej Filmówki. Nie odmawiam, bo bardzo szanuję sobie kontakty z młodymi reżyserami, studiującymi zarówno w Łodzi, jak i w Katowicach. Tym razem zagram w pewnym ryzykownym obyczajowo przedsięwzięciu. Rzecz dotyczy pedofilii. Scenariusz zdobył poważne nagrody, jest przejmujący.

DZ: Nic dziwnego, że przyjmuje pan propozycje pracy przy niskobudżetowych produkcjach młodych twórców. Ostatnio to im wychodzą najlepsze filmy.

SO: Nie można tu generalizować, ale często tak jest. Weźmy na przykład polskie kino offowe, niezależne. Nie wszystko jest dobre, ale trafiają się perełki. Młodzi wprowadzają zupełnie inną optykę patrzenia na rzeczywistość. Przychodzą z czymś świeżym i dla mnie to jest odkrywcze, także zawodowo. Kiedyś współpracowałem ze studentem z Katowic. Nie rozumiałem jego koncepcji, chociaż cały czas przekonywał mnie, że będzie dobrze. Trudno mi było w to uwierzyć. Filmował z dołu, z sufitu, z boku. Nie mogłem sobie wyobrazić montażu tego. Tymczasem gotowy film zdobył szereg nagród.

DZ: Do której ze swoich ról czuje pan największy sentyment?

SO: Było kilka takich. Jeżeli chodzi o Teatr Telewizji, to na pewno role w spektaklach "Miś Kolabo" Bugajskiego i "Portugalii" Brzozy. Z filmów z wielkim sentymentem wspominam "Pożegnanie z Marią" Zylbera. Zagrałem w nim granatowego policjanta z lat okupacji, który wykorzystuje swoje możliwości do usidlenia kobiety, w której się beznadziejnie kochał.

DZ: Czy ma pan sposób na relaks? W końcu przy takiej ilości pracy nie ma pan wielu chwil na odpoczynek.

SO: Lubię poznawać nowe miejsca, oczyszczać się ze wszystkiego. Lubię Rzym i Ateny. Lubię też jeździć w Polskę, patrzeć jak zmienia się kraj i mentalność ludzi. Niezbędną porcję ruchu daje mi pływanie. Jeżdżę też na nartach.

***

Sławomir Orzechowski

Ukończył w 1983 r. Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Wówczas też otrzymał nagrodę za rolę Jonatana Jeremiasza Peachuma w "Operze za trzy grosze" Bertolta Brechta na I Ogólnopolskim Przeglądzie Spektakli Dyplomowych Szkół Teatralnych w Łodzi.

Wystąpił w wielu spektaklach teatralnych, głównie na scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie, ale również w Teatrze Muzycznym "Roma". Sporo występuje w Teatrze Telewizji. W 2002 roku otrzymał nagrodę za rolę Jana w spektaklu "Miś Kolabo" w reż. Ryszarda Bugajskiego i Buraka w "Portugalii" w reż. Zbigniewa Brzozy, podczas II Krajowego Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej "Dwa Teatry - Sopot 2002".

Ma też ogromny dorobek filmowy. Na dużym ekranie debiutował w filmie "Bohun i Kmicic" Andrzeja Konica. Oglądaliśmy go w: "Czarnym słońcu", "Gnojach", "Balu na dworcu w Koluszkach", "Psach", "Sponie", "Ekstradycji", "Ostatniej misji", "Sforze", "Pożegnaniu w Marią", "Musisz żyć", "Chłopaki nie płaczą", "Stacji", "Kilerze", "Cześć Tereska" i w "Warszawie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji