Artykuły

Trzech plus jeden – w czterdzieści lat później

Walerij Petrow (ur. 1920 r.), znany poeta i dramatopisarz, autor kilku scenariuszy filmowych, należy do tak zwanej fali poetyckiej, której przypisuje się odnowienie bułgarskiej dramaturgii. Jego sztuka Gdy tańczą róże — obok takich utworów jak W każdy jesienny wieczór Iwana Pejczewa, Drzwi się zamykają Georgija Dżagarowa, Świat jest ciasny Iwana Radojewa — zapoczątkowała w Bułgarii, po okresie schematyzmu, penetrację nieruszanych dotąd obszarów tematycznych oraz poszukiwanie nowych artystycznych środków.

Bałtycki Teatr Dramatyczny w Koszalinie dał ostatnio polską prapremierę sztuki Petrowa Słowo muszkieterskie. Jest to historia Dumasowskich trzech muszkieterów (których, jak wiadomo, było czterech — „trzech plus jeden”) już nie w dwadzieścia lat później, lecz w czterdzieści. Petrow czyni nas świadkami obrony przez muszkieterów ostatniej w życiu reduty. Staruszkowie dzielnie walczą i po kolei giną. Zanim się to jednak stanie, oglądamy w retrospekcji muszkieterskie przygody za czasów Ludwika XIII, rysowane na tle intryg politycznych kardynała Richelieu i Anny Austriaczki, rządów Mazarina, zamieszek okresu frondy.

Przedstawienie koszalińskie jest niemal w całości „bułgarskie”. Reżyserował je Anton Dewetakow, uczeń Bohdana Korzeniewskiego, absolwent Wydziału Reżyserii warszawskiej PWST. Dewetakow w 1961 r. ukończył w Sofii studia aktorskie i przez kilka lat występował z powodzeniem na bułgarskich scenach, zyskał także uznanie jako aktor filmowy. Ukończywszy Wydział Reżyserii w Warszawie powrócił do Bułgarii, gdzie sporo reżyserował i grał we własnych inscenizacjach. Wystawienie Słowa muszkieterskiego jest jego reżyserskim debiutem w Polsce. Aktorski odbył się wcześniej — Dewetakow grał w Ateneum w Niech, no tylko zakwitną jabłonie Osieckiej. Jest on również, obok Andrzeja Zarkiewicza, autorem przekładu sztuki Petrowa.

Scenografię do Słowa muszkieterskiego przygotował Michaił Czernajew, również wychowanek naszych szkół artystycznych. Skończył on Wydział Malarstwa warszawskiej ASP i uzyskał dyplom w pracowni prof. Dominika, a później — Podyplomowe Studium Scenografii u prof. Józefa Szajny.

Słowo muszkieterskie na scenie koszalińskiej składa się z trzydziestu czterech obrazów. Dzięki ruchomemu podestowi podnoszonemu do góry jak klapa oraz na tej samej zasadzie działającej osłonie na proscenium, zza której muszkieterowie palą do wroga z prawdziwych muszkietów i prawdziwym prochem — przedstawienie toczy się wartko. Powiedziałabym, że scenografia Michaiła Czernajewa dobrze spełnia zadania funkcjonalne; prawidłowo organizuje przestrzeń sceniczną i poszczególne plany gry, jest sprawna technicznie. Gorzej natomiast wypada ocena jej walorów plastycznych. Surowość podestów niezbyt szczęśliwie została pożeniona z bryłami architektury pałacowo-zamkowej. Całość wygląda interesująco tylko przed rozpoczęciem akcji scenicznej, ledwie oświetlona i później, w scenach, kiedy muszkieterowie dosiadają koni. Bardzo się te złote konie udały. Jest w nich i żart plastyczny, i dobrze funkcjonująca technika.

Anton Dewetakow sprawnie komponuje poszczególne obrazy i płynnie zmienia miejsca akcji. Starzy muszkieterowie dziarsko odpierają ataki wroga na swoją redutę; nagle jednym ruchem ręki zdejmują maski, cicho opada wał okopu i już cofamy się o czterdzieści lat. Za popisy szermiercze należą się brawa Jackowi Jackowiczowi (D’Artagnan), Sławomirowi Krzywiźniakowi (Atos), Markowi Rajskiemu (Portos) i Sławomirowi Surowcowi (Aramis).

Słowo muszkieterskie zbudowane jest tak, iż można sądzić, że autor myślał o komedii muzycznej. W programie przedstawienia natomiast czytamy, iż ilustrację muzyczną skomponował Kirył Donczew. I rzeczywiście, muzyka pełni tu rolę wyraźnie ilustracyjną, nie organizuje akcji, nie jest jej integralną częścią; jednym słowem nie pełni tych funkcji, które powinna pełnić muzyka w komedii muzycznej. Trochę poprawiają sytuację piosenki Celiny Monikowskiej-Martini (muzyka) i Asji Łamtiuginy (teksty).

Pierwsza część przedstawienia zaskakuje żywością akcji, mechanicznymi końmi, fechtunkiem, palbami z muszkietów, zapachem prochu. Ale już w drugiej zaczynamy się zastanawiać, po co autor nas wciąga w dobrze znane dzieje D’Artagnana i jego druhów.

Piętnaście lat temu występował w Warszawie zespół Rogera Planchona, który zaprezentował — obok Molierowskiego Grzegorza Dyndały — adaptację Trzech muszkieterów. Ci, którzy widzieli to przedstawienie, pamiętają je do dziś. Był to brawurowy popis sprawności aktorskiej i prawdziwy gejzer reżyserskich pomysłów. Planchon, który w owych latach był u szczytu powodzenia, rozpisał ankietę wśród swojej publiczności, składającej się przede wszystkim z mieszkańców peryferyjnej dzielnicy Lyonu, Vileurbanne. Okazało się, że ta publiczność tyle tęskni do Szekspira co do Trzech muszkieterów. Planchon wystawił więc adaptację powieści Dumasa ojca ku zabawie swoich widzów; lecz nie tylko. Poza oszałamiającą sprawnością techniczną, jaką wyegzekwował z zespołu, urządził sobie zabawę i na innym piętrze. Przedstawienie było finezyjnym pastiszem teatralnych mód owej epoki. Było błyskotliwe i jadowite.

W intencjach Walerija Petrowa nie kryła się, jak można sądzić, chęć przypomnienia słynnej powieści; z pomysłu pokazania sympatycznych zabijaków „w czterdzieści lat później”, siwych i stetryczałych — niewiele wynika poza oczywistościami. Przedstawienie nie daje jasnej odpowiedzi, jakie było przesłanie utworu. D’Artagnan po śmierci druhów zastanawia się nad sensem ich wieloletniej walki. Byli uosobieniem najpiękniejszych cnót rycerskiej Francji. Honoru, wierności, lojalności. Ale wykorzystywano ich w intrygach i rozgrywkach wcale nie takich czystych.

W malignie D’Artagnan widzi nacierający na niego tłum tych, którzy nimi manipulowali. Dwór królewski Francji, Buckinghama, kardynałów. W przedstawieniu wszystkie te postaci ukazane są już nawet nie satyrycznie, lecz farsowo. Czyżby więc należało wnosić, że tu kryje się sens utworu? Trudno jednak uwierzyć, by autor i reżyser zadawali sobie tyle trudu dla skompromitowania siedemnastowiecznej arystokracji francuskiej i obrony francuskiego ludu. I Dumas, i jego Muszkieterowie są wyjątkowo nieodpowiednim materiałem do reinterpretacji typu społeczno-politycznego. A wspaniałe zalety ducha i szabli „trzech plus jeden” nic nie tracą na blasku, mimo że wykorzystywano je w interesach Mazarinich i Buckinghamów.

O sprawności technicznej aktorów grających trzech muszkieterów już mówiłam; reszta zespołu również wywiązuje się dobrze ze swoich zadań. Szkoda tylko, że muszkieterowie lepiej się biją niż śpiewają, tak zresztą jak wszyscy pozostali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji