Artykuły

Alicja z Marszałkowskiej

Lewis Carroll Alicja w krainie czarów, przekład Marii Morawskiej, adaptacja, teksty piosenek i reżyseria Andrzej Strzelecki, muzyka Wojciech Głuch, choreografia Tadeusz Wiśniewski, kostiumy Ewa Czarnecka, dekoracje Andrzej Strzelecki i Tadeusz Wiśniewski. Premiera w Teatrze Rozmaitości.

Bywa tak, że coś ma jakąś nazwę, niezgodną w istocie z rzeczywistym stanem rzeczy. Bywa i odwrotnie — szyldu nie ma, a rzecz — jest. Tak się dzieje w przypadku ostatniej premiery w Rozmaitościach. Nikt Alicji nie zwie musicalem, a jest to spektakl zupełnie bliski ideałowi tego gatunku.

Musical nie z Brodway’u, rzecz jasna, ale z Marszałkowskiej, gdzie od lat reflektory sceny kieruje się w znacznej mierze na młodego widza. Tak jest i tym razem. Zaadresowano to przedstawienie głównie do dzieci i ich rodziców, ale przeczyć temu adresowi zdaje się pora; spektakl rozpoczyna się o 19:15. Widocznie realizatorzy podejrzewali, iż rzecz jest więcej niż dla przedszkolaka, a dorosłemu nie wystarczy ten obraz, skoro Alicję czytywał nie jak bajkę.

Nie znaczy to, że tylko Bajka pozostała w teatrze z arcydzieła matematyka Dodgsona (tak brzmiało właściwie nazwisko autora Alicji). Ostało się wiele z atmosfery intelektualnej zabawy absurdalną rzeczywistością, którą widz nastoletni rozszyfrowuje bezbłędnie. Posłuchajcie oklasków i komentarzy po spektaklu…

Strzelecki opowiada tu zresztą trochę własną Alicję, wkładając pomiędzy to, co zdarzyło się we śnie, własne piosenki, wspaniale naśladujące nursery rhymes, nonsensowne wierszyki dla dzieci, jakimi karmią się od najmłodszych lat (i od stuleci) mali Brytyjczycy. Oni, a jeszcze częściej dorośli, bo żart absurdalny miewa pozory rzeczywistości, a bywa i rzeczywistością samą.

Dokładnie tak robi to Strzelecki, dając wyraz swoim kabaretowym ciągotom.

Ze skłonnościami muzycznymi wręcz się afiszuje! Prawda, że ma partnera znakomitego, kompozycie Głucha nad wyraz udane, atrakcyjne. Ale, pełne pokrewieństwa z muzyką synkopowaną: doda je to im urody i… trudności. Cóż robi reżyser? Żąda bogatej partytury wielogłosowej i uzyskuje efekt wykonawczy nie gorszy niż w studyjnych nagraniach zawodowych śpiewaków rozrywkowych. Ta sprawność wokalna aktorów robi wielkie wrażenie.

Mową tu niby o drobiazgach, chociaż częściej — niestety — w takich sytuacjach nie ma o czym mówić… Zalet z reżyserskiego warsztatu jest cała lista. Od pomysłu z ogródkiem jordanowskim, w którym dzieje się wszystko (i obłąkana herbatka, i [partia krokieta, wszystko!) po najdrobniejszy gest, ruch zaplanowany i z matematyczną (Carroll się kłania) dokładnością. I o dziwo, nie cierpi na i tym wdzięk.

A mają go bardzo wiele aktorzy ubrani w smakowite kostiumy, rozśpiewani — co już się rzekło, ale i roztańczeni, jak na musical przystało. Wszyscy wywiązują się ze swych zadań znakomicie, i na dobrą sprawę każdemu wypadałoby poświęcić słów parę. I Barbarze Winiarskiej — Alicji, i Joachimowi Lamży (Gąsienicą, Gryf) i Krystynie Tkacz (Kaczka, i Królowa) i…

Zobaczcie sami!

P.S. W recenzji z teatru Komedia zadaliśmy się z UFO. Efekt? Zamiast „superwspółczesność” wydrukowano „superwspółpraca”. A że nie jest to superdowcip, prostujemy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji