Artykuły

Starzenie się skina

Pomysł na teatr dokumentalny powstał w londyńskim Royal Court Theatre. Następnie podchwycił go Teatr.DOC w Moskwie.Teraz jako Szybki Teatr Miejski przybył do Gdańska i zatrzymał się w Teatrze Wybrzeże.

Teatr przedstawia rzeczywistość nie wymyśloną przez dramaturga, a zebraną przez dziennikarzy. Na początek Szybki Teatr Miejski zawozi nas do żon żołnierzy wysła­nych do Iraku, oraz do mieszkania pewnego neonazisty. W marcu na trasie teatralnego autobusu pojawią się ukraińskie imigrantki oraz podziemie aborcyjne.

Rozmawiamy z pomysłodawcą dokumentowania polskiej rzeczy­wistości - Pawłem Demirskim.

Teatr Wybrzeże ostatnio wystawia dużo sztuk współczesnych. "Tlen", "Czułostki", "Wojna polsko-ruska...". Czy te spektakle nie mówią o rzeczy­wistości i trzeba było sięgnąć po nową formułę teatralną?

Chcieliśmy wejść w taki teatr, który porusza społeczne problemy. Myślę, że tamte sztuki rzeczywiście są współczesne, ale brakuje w nich publicystycznych treści. "Szybki Teatr Miejski" jest odpowiedzią na kryzys polskiej dramaturgii.

Nazwa teatr dokumentalny sugeruje, że jest to ścisłe odwzorowanie rze­czywistości. Reality-show pokazało, że rzeczywistość nie nadaje się do telewizji, nie nadaje się tym bardziej na scenę. W jakim stopniu zebrane historie przedstawione zostały wier­nie, a w jakim "udramatyzowane"?

Nie ma jednego rodzaju teatru dokumentalnego. Ten, który powstaje w Wielkiej Brytanii jest inny od tego, który praktykują w Moskwie. My potraktowaliśmy tę technikę jako inspirację. Najważ­niejsze było to, żeby pisząc o jakimś temacie nie tworzyć fikcji.

Jak wyglądają przygotowania do spektaklu dokumentalnego?

Szukaliśmy tematów, przez które moglibyśmy ciekawie opowiadać o dzisiejszej Polsce. Reżyserzy i dziennikarze, którzy dla nas praco­wali, jeździli po kraju. Autorzy tek­stu o żonach polskich żołnierzy pojechali do "Zielonego Garnizonu" na dolnym Śląsku. Magda Ostrokól­ska i Marcin Koszałka, zajmujący się imigrantkami z byłych krajów Związku Radzieckiego jeździli po kilku większych miastach i w tych środowiskach zbierali materiał. Póź­niej trzeba go jakoś udramatyzo­wać, żeby ten materiał był też atrak­cyjny dla widza. Miasto, w którym zbieraliśmy materiał o żonach, to w zasadzie osiedle wojskowe. Wszystko jest podporządkowa­ne specyficznemu rytmowi i rozgry­wa się w wojskowym drylu. Żony też są podporządkowane armii i mężom. W momencie gdy ich mężowie wyjechali, nagle okazało się, że one same muszą sobie orga­nizować świat i się do tego świata przyzwyczaić.

A jakie są?

Mówią głównie o pieniądzach, które ich mężowie zarobią. Nie ma się temu co dziwić. Kilka kobiet opo­wiadało nam, że pieniądze, które oni tam zarobią pójdą na spłacenie długów i dopiero wtedy będą mogli żyć bez debetu.

W spektaklu jedna z bohaterek mówi, że jej mąż musiał pojechać do Iraku, bo inaczej wysłaliby go do kompanii karnej. Oficjalnie mówi się, że do Iraku wyjeżdżają ochotnicy. Jak jest naprawdę?

Nie wiem. Tak mówiły żony. Część żołnierzy to żołnierze kontrakto­wi. Wielu z nich powiedziano, że jeśli nie pojadą do Iraku, to nie przedłuży im się kontraktu. Niesamowite jest to, że niektórzy żołnierze w 9 miesięcy robili szko­lę średnią, bo musieli mieć maturę, żeby wyjechać.

A skąd się wziął drugi temat?

Gdańscy skinheadzi jeszcze niedawno temu byli siłą. Głośno było o ich napadach. I nagle okazało się, że jakby ich nie ma. Ciekawiło nas czy oni rzeczywiście zniknęli. Kiedy tra­filiśmy na "wywiad - rzekę" prze­prowadzony z jednym z ważniej­szych skinów w Trójmieście - oka­zało się, że jednak są. Tylko jakby w podziemiu. Nazizm w Polsce wciąż istnieje. My skupiliśmy się na naj­bardziej ekstremalnym środowisku - skinach.

Tylko czemu ta historia została udra­matyzowana w kierunku melodrama­tu, a wręcz opery mydlanej?

Chcieliśmy pokazać tego skina jako męża i ojca. On z jednej stro­ny jedzie na jakieś skinowskie akcje, a następnego dnia idzie na wywiadówkę z dzieckiem. Ma żonę, która na niego narzeka, każe mu iść do pracy... Chcieliśmy też pokazać starzenie się skinów - dorastanie do normalnej rzeczy­wistości.

Dokument jest domeną telewizji i w telewizji ma szansę dotrzeć do najszerszego grona widzów...

W telewizji o wydarzeniach mówi się w procentach, w liczbach... Na scenie teatralnej nagle te dane ist­nieją w jednej, bardzo bliskiej postaci. Sprawy, o których np. w informacjach, mówi się bardzo ogólnie, tu są na wyciągnięcie ręki. Nagle możemy się tym ludziom przyjrzeć i poczuć ich emocje. W teatrze przede wszystkim czuje się emocje i o to nam chodziło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji