Artykuły

Polskie egzaminy i Austriacy

Najpierw o Egzaminie Jana Pawła Gawlika. I o Egzaminie Teatru Ochoty. Wydaje się oczywiste, że ta sztuka, napisana przed jedenastu laty przez bardzo aktywnego wówczas krytyka teatralnego i równie aktywnego dramatopisarza (11 sztuk teatralnych i telewizyjnych), który przed kilku laty przeszedł na drugą stronę „rampy” jako dyrektor i kierownik artystyczny Starego Teatru w Krakowie — trafiła właśnie do teatru Machulskich; teatru napięć i konfliktów moralnych, przekazywanych skromnymi raczej środkami parateatralnymi. Ale też teatru który „wypreparowuje” te konflikty w stanie „chemicznie czystym” jako ostrą prowokację do dyskusji z publicznością, stanowiącej jakby organiczne przedłużenie przedstawienia.

Podobnemu zabiegowi, chociaż bardziej oględnie, poddany został również Egzamin (usunięto m. in. cały Obraz 1 z aktu pierwszego, znaczne skróty w akcie drugim, skreślono 4 postaci); postaci wprawdzie stały się bardziej jednoznaczne a przez to spłaszczone, ale główny konflikt, główna sprawa zyskała na ostrości a sztuka na zwartości.

Jaka to sprawa? Jaki konflikt? Konflikty między młodą nauczycielką, która daje ocenę niedostateczną krnąbrnej, bimbającej z nauki i szkoły córce sekretarza partii, o którym mówi się że „wszystkim trzęsie” — a oportunistycznym kierownictwem szkoły i jej nadzorem, które uważa że jest to „uderzenie w partię”, przyprawiając jej tym bardzo brzydką „gębę”. Bezpartyjna nauczycielka znajdzie wspólny język z sekretarzem, można też mieć nadzieję, że i on zajmie się oportunistycznymi nadgórliwcami i nieproszonymi obrońcami — ale wysoka jest cena tego doświadczenia: nauczycielka Chlebowska zmieni jednak pod koniec notę na dostateczną. Zrobiła to dla sekretarza, czy też nie miała już siły dłużej walczyć?

Postać tytułową kreuje inteligentnie, z wewnętrzną siłą Halina Chrobak, oportunistycznym dyrektorem jest Tadeusz Bogucki, budzącego sympatię sekretarza gra Jan Machulski.

Bohater innego „polskiego egzaminu”, „Peyrol, jest może mniej „polski” od nauczycielki Chlebowskiej, która ma przecież liczne powinowactwa i w naszej literaturze romantycznej i neoromatycznej. Peyrol z Korsarza Josepha Conrada? Ten sam. Więc dlaczego „polski egzamin”? Nie tylko dlatego, że napisał tę powieść Józef Konrad Korzeniowski, ale przede wszystkim dlatego, że Chlebowska znalazłaby chyba szybko wspólny język z byłym korsarzem Peyrolem, bo ich postawy są bardzo zbliżone, tyle że Peyrol świadomie płaci za swój heroizm i wierność sobie cenę najwyższą.

I adaptacja sceniczna znanej powieści Conrada i jej realizacja przekazały sporo nie tylko wątków dramatycznych ale i klimatu powieści, chociaż wołałoby się tę adaptację oglądać na dużej scenie; w „Atelier”, mimo pomysłowych rozwiązań scenograficznych, za bardzo to wszystko jest stłamszone, za wiele umowności, za mało oddechu. Peyrola gra Marek Walczewski, wyposażając tę postać w wiele rysów Conradowskich bohaterów, jest jakby ich artystyczną syntezą. Bliskie Conrada są też pozostałe postaci: fanatycznego Scevoli (Henryk Talar), Catherine (występująca gościnnie Ryszarda Haniu), Arlette (piękny i wzruszający debiut na tej scenie Małgorzaty Niemirskiej), Kaleka z Madrague (Bogusz Bilewski), Ksiądz (Piotr Pawłowski), Real (Jacek Chmielnik) i in.

Tak, to te „polskie egzaminy”. A „Austriacy” z tytułu? Jest ich dwóch. I obaj nie są Austriakami, chociaż uchodzą za pisarzy austriackich, a dokładniej: niemieckiego obszaru językowego. To Odón von Horwath i Thomas Bernhard. Pierwszy jest m. in. autorem sztuk Kazimierz i Karolina oraz Włoska noc, które posłużyły Januszowi Warmińskiemu za tworzywo dla sztuki pt. A miłość nigdy się nie kończy. Nie tylko niestety tytuł jest z piosenkarskiej konfekcji.

Złodziejaszek, który poniża ciągle i bije oddaną mu dziewczynę, ukochana działacza „młodzieżowego” i „ideowca”, zgwałcona — nie bez jego potencjalnej aprobaty — przez młodego hitlerowca, dwaj bardzo starsi i bardzo czcigodni „lowelasi” w „akcji”, striptis „owłosionej na ciele” i „przejmujące trele” cyrkowej śpiewaczki, polujące na „facetów” prostytutki, jasełkowo-herodowy „wódz” młodych hitlerowców, no i melodramatyczny romans bezrobotnego z panienką, która tylko „chciała loda” a zaszła bardzo daleko i — jak przystało na melodramat — odchodzi na końcu w tzw. siną dal (on też, tylko w przeciwną stronę). A wszystko to w scenerii wesołego miasteczka („święto ludowe”) i nafaszerowane polityką nie tyle kawiarnianą co knajplarską. Duży wysiłek inscenizacyjny, duży wysiłek aktorski i scenograficzny — godny naprawdę lepszej sztuki.

W przedstawieniu bierze udział duży zespół aktorów, których lubimy i cenimy, wśród nich: Joanna Jędryka i Andrzej Seweryn oraz T. Borowski, G. Barszczewska, R. Wilhelmi, M. Kociniak, J. Kociniak, I. Cembrzyńska, I. Machowski, J. Kaliszewski. B. Bilewski, P. Pawłowski.

Alternatywa dla tego wesołego-smutnego miasteczka? Drugi Austriak, który nie jest Austriakiem: Święto Borysa Bernharda. Powierzchowne spojrzenie: wieczerza kadłubków. 13 kalek bez nóg, a wśród nich wydająca dla nich przyjęcie z okazji urodzin jej małżonka Borysa — bogata wdowa Dobra. Po Końcówce Becketta niewiele można powiedzieć językiem egzystencjalizmu o ludzkim losie i wyrodniejących ambicjach rządzenia ludźmi (Dobra i jej „lektorka” Joanna z I części — reminiscencje z wątku Hamm — Clov z Końcówki). Analogie do Końcówki nasuwa również Maja Komorowska, która w krakowskim przedstawieniu grała właśnie Hamma a teraz jest Dobrą. Bagatela: jest… Ale jak jest?!

Kto nie lubi „takich sztuk”, niech pójdzie jednak na to przedstawienie dla kreacji Komorowskiej i dla reżyserii Axera, a panie o bardziej „wysublimowanym” smaku — dla bajecznej kolekcji kapeluszy…”

Gdybym jednak miał do wyboru między dwoma Austriakami, wybrałbym — Gawlika.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji