Artykuły

Sztuka nie toleruje dyrektyw, nakazów, układów

Szuka nie toleruje dyrektyw, nakazów, układów. Przed rokiem ślepo wierzyłem w reformę Teatru Wielkiego - Opery Narodowej. Na próżno. Minister kultury zamiast wspierać ekipę Treliński - Kord dającą nadzieję na odnowę artystyczną i strukturalną, wolał - w imię partykularnych, choć nie do końca wiadomo czyich interesów - rękami nowego dyrektora naczelnego jej podziękować - pisze Jacek Hawryluk w Gazecie Wyborczej.

Dziwny to był rok. Bez rewolucji i radykalnych zmian, a jednak jego bilans wydaje się dodatni.

To bez wątpienia zasługa życia festiwalowego, które w Polsce - w przeciwieństwie do skostniałych programów filharmonicznych i operowych - bujnie się rozwija. "Boom festiwalowy", który obserwujemy od kilku lat, wspierany przez lokalne inicjatywy, udowadnia, że potencjał organizacyjny drzemie w nas ogromny. Także, wbrew obiegowej opinii, publiczność mamy chłonną, spragnioną słuchania, potrafiącą docenić wartościowe propozycje.

Związanie Paula McCreesha, angielskiego specjalisty od muzyki dawnej, z festiwalem Wratislavia Cantans okazało się strzałem w dziesiątkę. Impreza powróciła do źródeł, do profilu oratoryjno-kantatowego, przyciągając artystów światowego formatu. "Wratislavia 2007" pokaże, na ile McCreesh jako jej dyrektor artystyczny będzie twórczy i konsekwentny w swych postanowieniach. Także Narodowy Instytut im. Fryderyka Chopina mozolnie buduje nową jakość - Międzynarodowy Festiwal Muzyczny "Chopin i jego Europa", który stał się miejscem spotkania pianistów młodego i średniego pokolenia, wybranych w dużej mierze przez Marthę Argerich. Krakowskie Misteria Paschalia i Sacrum Profanum to imprezy już na europejskim poziomie. Misteria zgromadziły barokową śmietankę (Biondi, Florio, Hantai), Sacrum Profanum śmiało zaś penetrowało wciąż mało u nas znany rynek francuski. Hitem jesieni okazał się monograficzny festiwal Pawła Szymańskiego, choć i świętująca 50-lecie Warszawska Jesień miała dobre momenty. I tak mógłbym wymieniać długo, bo jeszcze Pieśń Naszych Korzeni w Jarosławiu, śląski Ars Cameralis, krakowski Festiwal Muzyki Polskiej, warszawska Kwartesencja, nie zapominając o pięciu festiwalach organizowanych przez barokową orkiestrę Arte dei Suonatori. Na szczęście festiwalowe wydarzenia nie są domeną stołeczną, muzyczna decentralizacja przebiega znacznie sprawniej od tej na szczeblu administracyjnym.

W moim prywatnym koncertowym rankingu roku 2006 pierwsza piątka nie ma konkurencji. Do dziś przechodzą mi ciarki po plecach, gdy wspominam Marka Minkowskiego prowadzącego Symfonię "Romeo i Julia" Berlioza w TWON. Dalej: występ Fabia Biondiego z oratorium De Majo w Krakowie, Msza mozarabska śpiewana przez bractwo z Andavias w Jarosławiu, Martha Argerich grająca Szostakowicza w Filharmonii Narodowej, wreszcie występy Agaty Szymczewskiej na XIII Konkursie im. Wieniawskiego w Poznaniu.

Nie można także pominąć naszych młodych artystów już cenionych na świecie. Michał Dworzyński triumfował na konkursie dyrygenckim organizowanym przez London Symphony Orchestra (zostanie asystentem Gergiewa). Coraz bardziej znany jest altowiolista Ryszard Groblewski (zdobywał laury w Genewie i Monachium). Aleksandra Kurzak, Piotr Beczała, Mariusz Kwiecień podbijają sceny operowe.

Pomimo zapaści w fonografii cieszyliśmy się dobrymi płytami Zimermana (Brahms), Anderszewskiego (Mozart), Arte dei Suonatori (Vivaldiego, Carla Philipa Emanuela Bacha). Nareszcie z hibernacji wyciągnięto muzykę Pawła Szymańskiego, którego aż dwie płyty monograficzne wydało EMI Classics. A przecież i rodzima fonografia, nie należąca do potentatów, zaznaczyła swą obecność, by wspomnieć "Pieśni Mozarta" z Pasiecznik, muzykę dawną z Ars Cantus, polskie kwartety z Royal String Quartet i Kwartetem Śląskim, Zarębskiego ze Świtałą, koncerty wiolonczelowe z Połońskim, serię reedycji Polskiego Radia. Choć gdy sięgniemy po listę najlepiej sprzedających się płyt z muzyką poważną, okaże się, że bez konkurencji pozostaje niejaki Piotr Rubik...

Ale nie wszystko było takie kolorowe. Wystarczy, że do akcji wkroczą urzędnicy, mina rzednie. Szuka nie toleruje dyrektyw, nakazów, układów. Przed rokiem ślepo wierzyłem w reformę Teatru Wielkiego - Opery Narodowej. Na próżno. Minister kultury zamiast wspierać ekipę Treliński - Kord dającą nadzieję na odnowę artystyczną i strukturalną, wolał - w imię partykularnych, choć nie do końca wiadomo czyich interesów - rękami nowego dyrektora naczelnego jej podziękować. Zamiast rozliczyć po pełnej kadencji, odesłał po roku do domu (pomimo wysokiej oceny merytorycznej). Odkąd stery w TWON objął nowy (stary) duet Pietkiewicz - Karczykowski, do gmachu przy pl. Teatralnym, nawet jeśli by się chciało, nie ma na co iść...

Na szczęście są miejsca, w których osobowość i charyzma wciąż pozostają w cenie. I znowu, by się o tym przekonać, należy wybrać się do Wrocławia, do opery. Ewa Michnik doprowadziła do końca wystawienie "Pierścienia Nibelunga". Na przekór wszystkim udowodniła, że i w Polsce z Wagnera można zrobić zupełnie niezły "produkt marketingowy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji