Artykuły

„Bałamut wszystkich pań ” - rokokowy deser w Operze Kameralnej

Warszawska Opera Kameralna wprowadziła na swą scenę zabawne osiemnastowieczne dziełko Baldassare Galuppiego z librettem Antonia Galuppiego L’amante di tutte. Na dostępnych nam dziś listach arcydzieł muzyki poważnej nie odnajdziemy już żadnej z ponad setki oper tego weneckiego autora. Muzyka Galuppiego i wielu jego rodaków, docenianych w pełni za życia, nie przetrwała próby czasu. Niektóre utwory, zepchnięte w niebyt niepamięci przez Wolfganga Amadeusza Mozarta, ożywają jednak od czasu do czasu na współczesnych scenach operowych. Odsłaniają nam wówczas swój niekłamany wdzięk, wyrafinowany smak i beztroskę czasów, w których się narodziły.

Nieśmiertelny salzburczyk, uprzywilejowany również w Warszawskiej Operze Kameralnej, nie poczuje się po premierze L’amante tutte geniuszem pozbawionym blasku. Bałamut wszystkich pań, bo tak przetłumaczono na język polski tytuł opery przypomnianej warszawskiej publiczności po 200 latach, jest pozycją absolutnie błahą. Ot, apetycznym deserem, słodkim i wdzięcznym „dolci”, serwowanym w beztroskich latach rokoka w całej Europie możnym tego świata. Jednakże warto w tej operze docenić doskonałe rzemiosło kompozytorskie, wspaniałą inwencję melodyczną Gallupiego oraz zrozumienie reguł teatru obowiązujących po obu stronach rampy. Postaci bohaterów są zarysowane bardzo wyraziście, ich perypetie ukazane nadzwyczaj czytelnie, zaś muzyka partnerująca śpiewakom, zdradza również nienaganne wyczucie smaku kompozytora.

Reżyser spektaklu to rodowity Włoch zaprzyjaźniony z Polską od wielu lat. Giovanni Pampiglione, bo o nim mowa, jest podobno debiutantem jeśli chodzi o przedstawienia operowe. Trudno w to uwierzyć. Spektakl, któremu wszak tempo i kulminacje dyktuje muzyka, jest wyreżyserowany nadzwyczaj precyzyjnie. Można powiedzieć, że wykonano tu wręcz jubilerską robotę. Rokokowe damulki i równie zabawni panowie, jawią się jak cudownie ożywieni bohaterowie z osiemnastowiecznych romansów. Są zabawni, lecz nie przerysowani. Znakomicie przy tym śpiewają. Warto to wszystko podkreślić, zwłaszcza, że damska obsada w tym przedstawieniu zadebiutowała.

Scenograf, również rodem z Italii, Santi Migneco, ubrał młodych śpiewaków w kostiumy wyraźnie inspirowane obrazami Watteau. Ich wyrafinowaną kolorystykę i krój podkreślają nader oszczędne w detalach dekoracje. Nawiązują one do czasów, kiedy opery takie jak Bałamut wystawiały na dworach i w teatrach publicznych wędrowne włoskie trupy.

Przedstawienie dopracowano w każdym, również muzycznym szczególe. Orkiestra Warszawskiej Opery Kameralnej pod batutą Piotra Komorowskiego na ogół nienagannie partnerowała śpiewakom. Brzmiała przy tym soczyście, lekko, choć niekiedy grała w oszałamiających tempach.

Sponsorowi przedstawienia, a był nim Kredyt Bank S.A., należy pogratulować trafnie ulokowanych funduszy. Gdyby nie on Warszawska Opera Kameralna i warszawska publiczność byłyby uboższe o znakomite, wysmakowane w każdym calu rokokowe przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji