Artykuły

Zatrute wspomnienia

W Historii przemocy Eweliny Marciniak woda tworzy imponującą wizualnie metaforę traumy Édourda – czegoś, co jest wszędzie i nieprzerwanie, przed czym nie sposób się schować, zmieniając jedynie współrzędne

Wokół gnieźnieńskiego spektaklu na podstawie Historii przemocy Édouarda Louisa zrobiło się głośno na początku marca tego roku, kiedy Teatr Fredry rozpoczął promocję przedstawienia w social mediach bez uprzedniego dopięcia formalności związanych z wykorzystaniem praw autorskich. Użyto wtedy okładki książki (Wydawnictwo Pauza) i skorzystano z tłumaczenia bez porozumienia z wydawnictwem, autorem oraz tłumaczką. Próby już się rozpoczęły, ale nie było pewne, czy do premiery dojdzie. Na facebookowym profilu teatru i wydawnictwa nieźle wtedy zawrzało. Pół roku później, z kompletem niezbędnych zgód i podpisów, Historia przemocy w reżyserii Eweliny Marciniak pojawiła się na gnieźnieńskiej scenie.

Spektakl jest wierną inscenizacją książki. To historia młodego paryżanina, o tym samym co autor imieniu. Édouard postanawia spędzić Wigilię z przyjaciółmi w stolicy Francji, a nie z rodziną w podparyskiej prowincji, skąd pochodzi. Wracając nad ranem do domu, spotyka mężczyznę. To Reda, imigrant algierskiego pochodzenia. Między nieznajomymi wybucha pożądanie. Édouard zaprasza Redę do domu. Następuje erotyczne uniesienie, potem źle zrozumiane przez Redę pytanie: „Czy widziałeś gdzieś mój telefon?”, sprawia, że reaguje on agresją, bo odbiera je jako oskarżenie o kradzież. Znajomość kończy się ucieczką Redy z mieszkania, po tym jak brutalnie zgwałcił Édouarda i zagroził mu bronią.

Proza Louisa to patchwork wspomnień młodego, wrażliwego mężczyzny, przytoczonych przez niego rozmów, obrazów i wyróżnionych w tekście kursywą monologów wewnętrznych/refleksji. Clara – siostra Édouarda i jej mąż, Didier i Geoffroy – przyjaciele, u których spędza święta, policjanci przyjmujący zgłoszenie popełnienia przestępstwa, lekarze – pojawiają się jedynie w narracji Édouarda. Taka forma to duże wyzwanie dla teatru. Trzeba bowiem uruchomić, performować postaci, które nie stanowią samodzielnego bytu, ale są reprezentacją nastawienia i oceny głównego bohatera.

Na scenie cały czas obecny jest Édouard. Genialny w tej roli Piotr Nerlewski doskonale oddaje lęk, traumę, a także pewien dualizm dotyczący przywiązania do samej historii/doświadczenia, o którym Louis pisze: „[nikt] nie zdoła zrozumieć, że ta historia to coś, do czego jestem najbardziej przywiązany, a co zarazem wydaje mi się najbardziej obce i dalekie temu, kim jestem, z całych sił tulę tę historię do piersi w obawie, że zostanie mi odebrana, a zarazem czuję tylko niechęć, najgłębszą niechęć, kiedy ktoś szepnie, że ona należy do mnie, jest tylko moja – natychmiast, jak tylko mi się o niej przypomni, mam chęć rzucić ją precz i odejść”.

Ubrany jest w marynarkę, niebieski szalik – ten sam, którym usiłował udusić go Reda. Opowiadana przez Édouarda historia przywołuje na scenę kolejne osoby, które wchodzą z nim w dialog, kończą za niego zdania, kradnąc mu niejako prawo do posiadania tej historii na wyłączność.

Redę gra Oskar Malinowski. To aktor podobnej postury co Nerlewski, nieco tylko od niego niższy. Występuje ubrany w bluzę z kapturem, czarną skórzaną kurtkę i białą czapkę z daszkiem. Na pierwszy rzut oka nie kojarzy się ze zwyrodnialcem, kimś, kto mógłby w bestialski sposób skrzywdzić. Marciniak, angażując Malinowskiego do tej roli, wytrąca widza z utartej, bazującej na powierzchowności definicji ofiary i oprawcy. W inscenizacji (w przeciwieństwie do książki) Reda dostaje głos, a w jednej z kluczowych scen odwrócone zostają role – to on relacjonuje scenę gwałtu. Ofiara, która jest często jedynym źródłem informacji o przestępcy, jest zmuszana do nieustannego przywoływania tragicznych dla niej wspomnień. Marciniak staje w kontrze do tego systemu, stara się chronić w swoim spektaklu ofiarę.

Reda pojawia się na scenie zawsze wtedy, kiedy zostaje przywołane wspomnienie o nim. Co więcej, w spektaklu nikt prócz Édouarda nie widzi Redy. Nikt nie widzi ich spotkania, podniecenia, spojrzeń. Nikt nie widzi też wspaniałej teledyskowej sceny seksu, w której Reda unosi kochanka, obaj śmieją się i tańczą do „I Will Always Love You” Whitney Houston. Reżyserka akcentuje uniesienie, zwodzi widza pięknym obrazem, podobnie jak nieznajomemu dał oszukać się Édouard.

Clara – siostra Éduarda (świetna, grająca na granicy przaśności Martyna Rozwadowska) ubrana w kiczowate futerko – to jedyna postać, która została przez twórców spektaklu rozbudowana. Podkreślono przez to wątek prowincjonalności. Clara w mechaniczny, rytmiczny sposób, w podnieceniu połykając słowa, referuje słowa brata mężowi (Roland Nowak). Zawłaszczając je i przekazując dalej, przeżywa coś zawstydzająco dla niej ekscytującego. Nie przyznaje tego, ale ubrana tylko w bieliznę próbuje uwodzić swojego męża, po czym wyrzuca mu, że ten nigdy nie gonił jej w pożądaniu po schodach (jak Reda Éduarda).

Gnieźnieńskiej Historii przemocy towarzyszy sugestywna muzyka grana na żywo przez Wacława Zimpla. Buduje ona szczególne wrażenie i atmosferę, zwłaszcza podczas ostatniego monologu Éduarda, w którym mówi o tym, jak doświadczenie przemocy na zawsze go zmieniło, jak zrobiło z niego rasistę, oraz o pragnieniu bycia, tak jak ta historia, odstręczającym.

Obraz dopełnia miękkie, delikatne światło w reżyserii Mirka Kaczmarka oraz sensualna, niezwykle odważna technicznie scenografia autorstwa Eweliny Marciniak i Grzegorza Layera, na którą zdecydowałoby się zapewne niewiele polskich teatrów. Aktorzy brodzą bowiem przez cały spektakl po kostki w wodzie. Z sufitu leje się woda, Paryż tonie w deszczu. Woda tworzy tu imponującą wizualnie metaforę traumy Édourda – czegoś, co jest wszędzie i nieprzerwanie, przed czym nie sposób się schować, zmieniając jedynie współrzędne. Woda jest w jego paryskim mieszkaniu, w domu jego siostry, gdzie uciekł, szukając schronienia, na komendzie, w przychodni, jest jak jad zatruwający wszystkie jego wspomnienia.

Historia przemocy Eweliny Marciniak mówi w zasadzie o tym samym, o czym Louis pisze w swojej książce – o zrodzonym z przemocy upokorzeniu, nienawiści, strachu. Opisuje opresyjność konieczności przywoływania wciąż tej samej historii i przeżywania traumy na nowo – kolejne przesłuchania, wywiady z lekarzami, relacjonowanie wydarzeń rodzinie, przyjaciołom. Pokazuje nieuczciwość zawłaszczania cudzych doświadczeń. Édouard w jednej z końcowych scen mówi: „To się nie zdarzy nikomu innemu, bo to zdarzyło się tylko mnie, bo to moja historia!”. Tymczasem po wizycie u lekarza zwraca się do publiczności: „Żyję i słucham, jak wszyscy zmieniają moją historię”.

Książka Louisa prócz tego, że to poruszająca historia, to też po prostu świetny tekst, w którym twórcy spektaklu nie zmieniają wiele (pominięto wątek dorastania Édouarda w małym miasteczku, za to rozwinięto postać jego siostry). Oprawili ją jednak w przepiękne ramy z deszczu, muzyki i mgły (nie wpadając przy tym w pułapkę melodramatu) i ożywili postaci, które w prozie pozbawione były twarzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji